W bezpośrednim sąsiedztwie zlokalizowany jest budynek lokalnej administracji rządowej:
…a nieco dalej – teatr Riachuelo:
Zresztą nazwa stacji metra (Cinelandia) ma ścisły związek z ilością teatrów zlokalizowanych w bezpośredniej jej okolicy.
Jako kolejny punkt wycieczki obrałem przejażdżkę starym tramwajem na wzgórze św. Teresy (Santa Teresa Tram). Po uporządkowaniu zdjęć wrzucę więcej informacji na jego temat.Santa Teresa Tram to ostatni stary tramwaj jaki kursuje w Rio de Janeiro. Nie są to już jednak oryginalne pojazdy lecz wierne repliki wykonane kilka lat temu. Początkowa stacja znajduje się w okolicach stacji metra Cinelandia oraz katedry. Dość trudno ją było znaleźć ale się udało. Bilet w obie strony kosztuje 20 Rs, przy czym co ciekawe można za nie płacić wyłącznie kartą. Kasa nie przyjmuje w ogóle gotówki.
Pojazd wygląda jak na starego rupiecia przystało:
Po wypadku, który miał miejsce kilka lat temu, w którym zginęło kilka a ciężko rannych zostało kilkadziesiąt osób, obsługa aktualnie nie pozwala na podróż na stojąco na burtach tramwaju – wsiąść do niego może tylko tyle osób, ile jest miejsc siedzących.
Trasa aktualnie liczy kilka kilometrów i kończy się na Dois Irmaos, gdzie nie ma pętli. W sprytny sposób oparcia siedzeń są odwracane, tak aby siedzieć przodem do kierunku jazdy, motorniczy przechodzi na drugą stronę pojazdu i można jechać z powrotem.
Przystanków po drodze jest sporo, można na dowolnym wysiąść i wsiąść (o ile są wolne miejsca). Trzeba to tylko wcześniej zasygnalizować obsłudze.
Sama trasa to slalom-gigant. Ulicą poruszają się wszyscy – oprócz tramwajów miejskie autobusy, samochody, rowerzyści, piesi… Wymijanie się „na styk” stanowi jak to zwykle bywa w tego typu miejscach dodatkową atrakcję:
Trasa daje po drodze kilka okazji do podziwiania panoramy miasta. Najładniejsze widoki są po prawej stronie (jadąc do góry), więc dobrze jest zająć sobie miejsce po tej właśnie stronie – szczególnie w pierwszej części trasy, gdzie tramwaj jedzie praktycznie skrajem jezdni:
Po przeciwnej stronie co jakiś czas pojawia się Corcovado:
…a po drodze można obejrzeć ładniejsze i brzydsze budynki, z których co jakiś czas wyróżniają się prawdziwe „gargamele”:
W drodze powrotnej wysiadłem na stacji Largo do Curvelo, gdzie pożegnałem mój pojazd:
…i boczną uliczką wybrałem się spacerkiem w kierunku stacji Santa Teresa. Po drodze można było podziwiać widok na panoramę miasta z zasłoniętą przez większość czasu przez chmury Sugar Loaf:
Zza chmur co jakiś czas ledwo wyłaniała się kolejka linowa na górę:
Jak w wielu innych miejscach Rio, również tutejsze wzgórza są zabudowane fawelami:
Zdecydowałem się na zejście na dół na piechotę z dwóch powodów: aby zobaczyć zjawiskowe schody Escadaria Selaron oraz wiadukt przypominający akwedukt, po którym porusza się tramwaj.
Same schody robią naprawdę spore wrażenie. Ozdobione tysiącami ceramicznych płytek w różnych kolorach i wzorach tworzą nieprawdopodobną mozaikę:
Płytki pochodzą z różnych krajów z całego świata (według tablicy informacyjnej również z Polski). Wiele z nich zawiera różnego rodzaju motywy prezentujące poszczególne miejsca i ich walory. Nie brakuje również płytek z komiksami, reklamujących firmy, produkty, kluby sportowe…
To tylko minimalna próbka tego, co można zobaczyć na schodach:
Niestety płytek z polskimi motywami nie znalazłem – aczkolwiek mogły być zasłonięte przez kogoś, bo trzeba przyznać, że turystów w tym miejscu nie brakuje. A miejsce rzeczywiście jest bardzo klimatyczne.
W pobliżu wejścia na schody od dołu warto rzucić okiem na kamieniczki Lapy (dzielnicy, w której leżą opisywane atrakcje):
…oraz wspomniany wcześniej wiadukt-akwedukt z przejeżdżającym tramwajem:
Mając jeszcze sporo czasu, wybrałem się na plażę. Z racji łatwości dotarcia oraz odległości wybrałem Copacabanę:
Copacabana to miejsce, którego klimat oprócz samej plaży tworzy armia ludzi oraz cała infrastruktura: wynajmujący leżaki, obnośne i obwoźne bary, knajpki z całkiem sporymi bandami grającymi muzykę na żywo, sprzedawcy kokosów, tancerze, śpiewacy, bębniarze, boiska do różnych dyscyplin sportowych, biegacze…oraz masa policji. Aby zamówić drinka raczej nie trzeba zbyt daleko chodzić – z reguły drink sam przychodzi do zainteresowanego
:-):
Na koniec zrobiłem sobie jeszcze rundkę wokół Muzeum Jutra (Museu do Amanha) zlokalizowanego w okolicach portu. Miałem w planie je odwiedzić, ale czas nie był z gumy. Muzeum musi poczekać na jakąś inną okazję. A ponieważ budynek i jego otoczenie bardzo mi się podoba, zrobiłem im fotkę z jednej i drugiej strony
:-) :
Pogoda przez cały dzień była mocno niepewna – niebo zachmurzone, wiał słabszy lub silniejszy wiaterek a temperatura nie przekraczała 27-28 stopni. Corcovado i Sugar Loaf co chwilę były zasnute chmurami, aczkolwiek z wieczornych rozmów z Polakami, którzy się na nie wybrali okazało się, że udało im się trafić w pogodowe „okienko” i zobaczyć piękną panoramę z obu tych punktów. Po 16-ej spadła do tego jeszcze bardzo konkretna ale krótkotrwała ulewa i trzeba było powoli zacząć zbierać się z powrotem na statek.
Na koniec wspomnę, że mam bardzo pozytywne wrażenia z funkcjonowania komunikacji publicznej (tramwaj z/do portu + metro) w Rio. Zapewne większych wrażeń dostarczają autobusy, ale tych nie testowałem. Również do bezpieczeństwa – przynajmniej w tych miejscach, w których byłem nie mam żadnych uwag. Zapewne obecność policji robi swoje. Nie ma to jak prewencja
:-)
Dziś i jutro cały dzień spędzamy na morzu. Bardzo konkretnie się rozkołysało – do tego stopnia, że dość ciężko chodzić po schodach i korytarzach. Ale chyba nie jest źle – windy jeżdżą, restauracje i bufet funkcjonują w najlepsze a tłumy w nich wskazują, że nikomu bujanie jakoś specjalnie nie przeszkadza
:-)Jeszcze kilka pożegnalnych fotek z Rio. Na początek Muzeum Jutra:
…oraz flota wojenna Brazylii. Czyżby mieli na stanie mały lotniskowiec ? Tak to przynajmniej na pierwszy rzut oka wygląda:
W szybko zapadającym zmroku, widać Sugar Loaf i położone u jego podnóża lotnisko krajowe (Santos Dumont Airport):
Ruch na lotnisku jest spory. Nad statkiem co chwilę przelatywał lądujący samolot. Starty odbywały się w przeciwnym kierunku.
Rozświetlona kolorowa wysepka prawie na ścieżce podejścia co ciekawe należy do wojska. Z daleka wyglądała jak miejsce jakiejś konkretnej imprezy…chociaż w sumie jedno nie wyklucza drugiego:
I na koniec panorama części miasta by night:
Dzień na morzu minął jak to dzień na morzu. Leniwie do kwadratu. Minęliśmy Santos (wysokość Sao Paulo) i jesteśmy coraz bardziej na południu. W ciągu dnia rozkołysało się niemiłosiernie a pogoda była na tyle nieprzewidywalna, że zasunięto rozsuwane dachy na oboma basenami. W końcu zostały zamknięte nawet baseny bo woda z nich przelewała się na zewnętrz wprowadzając sporo chaosu. Dla spragnionych zostawiono jedno jakuzzi, które ostatecznie zresztą również zamknięto:
Wyjście na pokłady zewnętrzne było możliwe – ale tylko na najwyższych poziomach. Aczkolwiek tutaj nie było szans na korzystanie z leżaków, które byłyby zbyt niestabilne. Chętnym do plażingu pozostało korzystanie jedynie z przysłowiowej „gleby”:
Zresztą na niższych poziomach – blisko lustra wody, wejście na pokłady zewnętrzne zostało całkowicie zamknięte. Nie wiem, czy dlatego, żeby kogoś nie ochlapało czy też faktycznie było ryzyko zmycia do oceanu….
Ale niespokojne morze na statku nie powinno być niczym nadzwyczajnym. W południe kucharze przygotowali tym razem okolicznościowy bufet na słodko:
A wieczorem, w okolicach recepcji rozpoczęła się impreza w rytmach lat 70-ych i 80-ych:
Tymczasem nieuchronnie zbliża się koniec rejsu. Korzystając ze statusowego przywileju oddałem wczoraj rzeczy do prania:
…które wróciły do mnie dzisiaj. Wyprane, wyprasowane, poskładane i spakowane:
W Rio na pokład wsiadło ok. 1600 nowych pasażerów – tylko na trzy dni. W Buenos nastąpi wymiana prawie 100 % gości. Ale nawet teraz widać zmiany w funkcjonowaniu bufetu, który aktualnie działa praktycznie na okrągło:
Nie tylko wydłużono godziny dotychczasowych posiłków, ale wprowadzono dodatkowe pozycje: bufet południowoamerykański (godz. 18-19), bufet owocowy (godz. 23-1) oraz bufet nocny (godz. 1-5):
Jeszcze jeden dzień na morzu i Buenos Aires…W nocy nas wykołysało porządnie ale ostatni dzień na morzu zrobił się całkiem spokojny. Jest może trochę chłodno (ok. 18st) ale na zewnętrznych pokładach przygrzewa miło słoneczko i pomimo niższej temperatury jest całkiem przyjemnie.
Ostatni dzień więc przyszedł czas na zaliczenie wszystkiego po raz ostatni. Ostatni lunch, ostatnia kolacja, ostatnia impreza, ostatnie show w teatrze itd.
Bufet na lunch tym razem był spod znaku mozzarelli i słodkości:
Do kabin dostarczono zawieszki na bagaż:
Oddano nam też paszporty. Pojawił się kolejny stempelek:
@tropikey - co do czytania się nie wypowiadam. Mogę tylko powiedzieć, że ja na pewno spędzę dużo czasu w ciągu najbliższych tygodni w jakimś baseniku z dużą ilością bąbelków
:-)
No i znowu siadamy do Twoich podróży zazdroszcząc przygody.
8-) greg2014 napisał:Coś jakby bardzo długi lot w pierwszej klasie do Buenos…chociaż zapewne mój przeszło 2-tygodniowy rejs kosztował taniej lub w przybliżeniu tyle, ile wynosi cena takiego lotu. Taki paradoks…To pochwal się jaki tym razem koszt
;) greg2014 napisał:Wszystkich zainteresowanych tradycyjnie zapraszam za pokład
:-)Płyniemy i czekamy na resztę.
@Pabloo - no jakoś ja z tymi rejsami tak już mam...
:-) Ale pojawiają się coraz częściej inne relacje - np. spod pióra @brzemia więc nie czuję się tak zupełnie osamotniony:-)Jeśli chodzi o koszt samego rejsu to wyniósł on ok. 870 EUR z dopłatą za 1 osobę w kabinie (bez dopłaty byłoby to ok. 690-700 EUR). Standardowa kabina wewnętrzna w taryfie premium komfort z wliczonym pakietem napojów. Od Costy z różnych tytułów dostałem 275 EUR na wydatki na statku, które na pewno się nie zmarnują
:-) Poza napiwkami (10 EUR/noc) nie sądzę, abym cokolwiek dopłacał w trakcie rejsu.
@michzak - rezerwację zakładałem i ustalałem wszystkie szczegóły na jednym z poprzednich rejsów, bezpośrednio na statku. Obsługę serwisową zapewniało polskie biuro, z którym współpracuję od lat (konsultant ze statku przekazał wszystkie dane do Polski i kwestie dot. płatności wg ustalonych stawek załatwiałem już na miejscu).
Zasieg na statku będzie. Statek ma net satelitarny ktory puszczany jest przez wifi dla padazerów. @greg2014 oczywiscie zawyża poziom, nie dosc ze na środku oceanu to jeszcze live !!!!Zniechecasz do starych, nudnych, tradycyjnych relacji po powrocie....Tapniete z telefonu
@brzemia - z tymi pionowymi fotkami chyba nie radzi sobie tapatalk. Poprawię to później z kompa a na przyszłość faktycznie nie ma sensu wrzucać ich z tapatalka. Jak już to z komputera.Bardziej mnie zastanawiają te niewidoczne fotki z pierwszego posta. Są zlinkowane do albumu na gmail jak robiłem to zawsze i nigdy nie było problemów. Dobrze, że wyszło to teraz-musze się z tym trochę podoktoryzowac:-)Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
Pisałeś juz kiedys o tym, ale warto odswiezyc info. Napisz jak wyglada procedura nadawania bagażu z domu. Przy lotach lowcost jest to bardzo cenna wiedza. Ps. Ważyleś sie przed wyjazdem? (mala uszczypliwosc w sprawie bufetu)
;)Tapniete z telefonu
@brzemia - bagaż nadaję w ramach jednego z przywilejów w ramach Costa Club więc mnie to nic nie kosztuje. Costa współpracuje z Bagexpress (szczegóły: https://www.bagexpress.eu/en/), którzy z kolei korzystają głównie z UPS. Oni świadczą te usługi komercyjnie ale obawiam się, że zapłata lowcostowi i targanie bagażu ze sobą wyjdzie taniej
:-) No chyba, że chce się nadać 32kg
:-)Co do wagi to mniej więcej panuję nad sytuacją ale rejs jest dla mnie podwójnym wyzwaniem. Po pierwsze ze względu na to, że kuchnia na statku generalnie jest dobra i człowiek sobie nie folguje. Na szczęście mam hamulec - jestem niespełna 2 miesiące po operacji i mam pewne ograniczenia co do diety więc na pewno nie będę szalał
:-) Ale przy tak długim rejsie standardem jest, że człowieka wraca więcej niż wyjeżdża
:-)
-- 17 Lis 2019 17:01 -- @cart - dobrze wiedzieć:-)Mam nadzieję, że się spotkamy wcześniej niż ostatniego dnia:-) -- 17 Lis 2019 17:01 -- @cart - dobrze wiedzieć:-)Mam nadzieję, że się spotkamy wcześniej niż ostatniego dnia:-)
@YeahBunny - poprawiłem ponownie linki, mam nadzieję, że teraz będzie OK. Generalnie hosting zdjęć na gmailu wariuję i raz je widać, raz nie widać. Innym razem widać w przeglądarce, nie widać w tapataku...Zmieniłem przeglądarkę, z której pobieram linki do fotek na gmailu. Mam nadzieję, że problem się skończy bo teraz to jeszcze jestem w stanie podmieniać linki ale przy bardziej ograniczonych możliwościach co do neta, może to być niezła zabawa.
Ja jestem ciekawy co ta Barcelona zrobilaby bez turystów. Wg mnie glupie gadanie, cale miasto zyje z turystow i teraz wiele im przeszkadzaja. Nie zrobia test. Zakaz przyjazdu przez miesiąc i zobaczymy czy będą tacy madrzy.... Tapniete z telefonu
Kapitan z każdym się przywitał przy wejściu i zamienił umowne dwa zdania ale spicza żadnego nie wygłosił. Rok temu był znacznie lepszy.To było spotkanie dla gości z apartamentów i z najwyższymi statusami w Costa Club, wyczytywanie osób z najwyższymi osiągami podrozniczymi będzie na ogólnym spotkaniu w teatrze ale nie wiem czy na nie pójdę. Zależy kiedy je zorganizują. Podobnie jak losowanie nagród.Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
@brzemia - to chyba z powodu tego makaronu
:-) Poczułem głód i z tego wszystkiego zapomniałem udostępnić folder. Mam nadzieję, że teraz już będzie OK. Tapatalk niestety póki co nie chce współpracować ze statkową siecią. Może się polubią później
:-)
Powiedz mi proszę jak Tobie udaje się nawiązywać kontakt z polakami i załogą i pozyskiwać takie informacje?Ja zazwyczaj przypadkowo dowiaduję się ze ktoś z Pl gdy słyszę rozmowy obok, ewentualnie przy stoliku mamy rokadow przydzielonych.Nie zebym specjalnie szukał rodaków, wole szkolić jezyk i doświadczenia obcojezyczne, ale ilosc pozyskanych informacji przez Ciebie w kilka godzin po wyplynieciu jest spora.A moze ty jesteś tajemniczym klientem? I testujesz rejsy?
;)Tapniete z telefonu
Pana Marcina poznałem przed spotkaniem z kapitanem. Stał w całej kapitańskiej świcie i witał się z każdym wchodzącym. Wieczorem on z kolei mnie zaczepił po teatrze i tak trafiliśmy do baru:-) Podobnie z panią Kamilą w wellness - poszedłem się wysaunować i akurat ona dawała mi w recepcji bransoletkę do drzwi. Przy okazji od niej dowiedziałem się o mechaniku z Polski. Zresztą każdy ma identyfikator z nazwą kraju, z którego pochodzi więc trudno nie zauważyć „Poland” jak z kimś rozmawiasz.A barmani i kelnerzy sami nawiązują kontakt jak coś zamawiasz w barze czy jesteś w restauracji. I zawsze można z nimi pogadać.O liczbę Polaków czy innej interesującej nacji z kolei najłatwiej spytać w recepcji. Akurat wyjaśniałem sprawę kredytu od Costy więc zadałem recepcjonistce jedno pytanie więcej
:-)I tak jakoś to leci:-) Koniec języka za przewodnika:-)
Pilnuję się póki co dzielnie:-) Niektóre rzeczy mam i tak na liście zakazów więc jem je tylko oczami. Ale akurat owoców morza na nie nie ma więc zachowując umiar mogłem popróbować.Co do internetu to jest wolno ale stabilnie. Lepiej niż rok temu. Zapewne technika też poszła do przodu ale moim zdaniem duże znaczenie wtedy miała obecność bardzo dużej liczby dzieci i nastolatków korzystających z pakietu społecznościowego (FB, twitery, komunikatory itp.), który nie ma limitów i jest najrozsądniejszy cenowo. W efekcie jak wszyscy zaczęli intensywnie korzystać to łącze przez dużą część czasu było skutecznie zapchane. Teraz pod tym względem jest znacznie lepiej.
No jak to, oczywiście, że będzie - występ @greg2014 w finale oceanicznego Voice'a
:DA tak na serio, brałeś kiedyś aktywny udział w tego typu atrakcjach na pokładzie? Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
@brzemia - tak, jutro jest planowana impreza równikowa. Ma być Neptun ze świąt, chrzest morski, okolicznościowy bufet i pewnie coś tam jeszcze. Wrzucę parę fotek i krótki komentarz.@tropikey - poza udziałem w jakichś quizach, głównie kibicuję. Zabawa często jest przy tym przednia. Akurat mam trochę samokrytyki i wiem, że śpiewać nie każdy może:-)Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
@brzemia - na pewno chodzi o podatki. To jest traktowane jako usługa a na morzu pewnie np. VAT liczy się inaczej jeśli w ogóle. Co do długości to zgoda ale to chyba nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem:-) Zresztą chodziło mi głównie o żenujące argumenty i to, że w ten sposób można łatwo zrobić krzywdę stewardom, kelnerom czy barmanom.Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
Przyklad z USA nie zawsze popłaca...Ale tam także potrafił przydażyć mi się short na 20-30% .Oczywiście na następnym rejsie była taka sama górka więc niby wszystko wychodziło na 0 , ale raz , że niesmak zawsze zostawał , a dwa , że system napiwków był jednym z powodów , który przyczynił sie do tego , że zrezygnowałem z tej pracy.
Aaaaa, rzeczywiście piękna wyspa. Bardzo mi się tam podobało. Przewinęła się zresztą ze dwa razy w moich relacjach.Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
@greg2014 zazdraszam kolejnej wyprawy [emoji106]Czytałem również podczas wyjazdu i czerpałem z informacji z Twoich poprzednich relacji...Pozdrawiam i śledzę również.Wracając niedzielnym wieczornym lotem z Gwadelupy dało się słyszeć sporo polskiej mowy.... @samaki9 jeśli wracałeś Levelem to gdzieś się pewnie minęliśmy ...
@samaki9 w Levelu wracało sporo rodaków...Wasz 747 stał gate obok naszego, jak zauważył @greg2014 Gwadelupa zyskała na popularności wśród Polaków. My tylko 1 dnia podczas tygodniowego pobytu nie spotkaliśmy naszych...
"Wyprowadzanie psow na spacer" to jeden z wielu tutejszych "zawodow" ...funkcjonuje to we wszystkich miastach i miasteczkach ...przyjemnie z pozytecznym ....
Właśnie przeczytałem, że dzisiaj Norwegian sprzedał swoją argentyńską spółkę konkurencji - przewoźnikowi JetSmart Airlines. Ponieważ umowa weszła w życie dzisiaj, wygląda na to, że załapałem się na jeden z ostatnich lotów pod rządami europejskiego właściciela.
greg2014 napisał:Niestety tutaj za wiele nie zobaczyłem. Co prawda 30 minut później była zaplanowana wycieczka ale wyłącznie w języku hiszpańskim.Po mojej wrześniowej wizycie w Concha y Toro koło Santiago, a w zasadzie po spożytych tam trunkach, zacząłem władać hiszpańskim, niczym matador
:DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
To są zdjęcia z jednego dnia, czy z dwóch różnych? Pytam, bo na niektórych jest piękne, bezchmurne niebo, a na innych gęsta pierzyna obłoków. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
@tropikey - zasadniczo fotki są z jednego dnia. W ostatnim mailu tylko fotki małej demonstracji i odpływającego statku są z wtorku, pozostałe z poniedziałku. Pogoda w Valpo jest specyficzna. Rano jest zimno, chmury i mgła. We wtorek była nawet krótka mżawka. W ciągu dnia robi się pięknie i bezchmurnie, z temperaturą ponad 25st. A wieczór znów jest zimny. To pewnie kwestia zimnego prądu morskiego. Tak samo było i w poniedziałek i we wtorek.
No właśnie to do mnie dociera. Trochę się odzwyczaiłem. W Valpo zimne poranki nie oznaczały raczej mniej niż 10st:-) Może w Berlinie będzie cieplej to zaliczę szok termiczny na raty:-)
W bezpośrednim sąsiedztwie zlokalizowany jest budynek lokalnej administracji rządowej:
…a nieco dalej – teatr Riachuelo:
Zresztą nazwa stacji metra (Cinelandia) ma ścisły związek z ilością teatrów zlokalizowanych w bezpośredniej jej okolicy.
Jako kolejny punkt wycieczki obrałem przejażdżkę starym tramwajem na wzgórze św. Teresy (Santa Teresa Tram). Po uporządkowaniu zdjęć wrzucę więcej informacji na jego temat.Santa Teresa Tram to ostatni stary tramwaj jaki kursuje w Rio de Janeiro. Nie są to już jednak oryginalne pojazdy lecz wierne repliki wykonane kilka lat temu. Początkowa stacja znajduje się w okolicach stacji metra Cinelandia oraz katedry. Dość trudno ją było znaleźć ale się udało. Bilet w obie strony kosztuje 20 Rs, przy czym co ciekawe można za nie płacić wyłącznie kartą. Kasa nie przyjmuje w ogóle gotówki.
Pojazd wygląda jak na starego rupiecia przystało:
Po wypadku, który miał miejsce kilka lat temu, w którym zginęło kilka a ciężko rannych zostało kilkadziesiąt osób, obsługa aktualnie nie pozwala na podróż na stojąco na burtach tramwaju – wsiąść do niego może tylko tyle osób, ile jest miejsc siedzących.
Trasa aktualnie liczy kilka kilometrów i kończy się na Dois Irmaos, gdzie nie ma pętli. W sprytny sposób oparcia siedzeń są odwracane, tak aby siedzieć przodem do kierunku jazdy, motorniczy przechodzi na drugą stronę pojazdu i można jechać z powrotem.
Przystanków po drodze jest sporo, można na dowolnym wysiąść i wsiąść (o ile są wolne miejsca). Trzeba to tylko wcześniej zasygnalizować obsłudze.
Sama trasa to slalom-gigant. Ulicą poruszają się wszyscy – oprócz tramwajów miejskie autobusy, samochody, rowerzyści, piesi… Wymijanie się „na styk” stanowi jak to zwykle bywa w tego typu miejscach dodatkową atrakcję:
Trasa daje po drodze kilka okazji do podziwiania panoramy miasta. Najładniejsze widoki są po prawej stronie (jadąc do góry), więc dobrze jest zająć sobie miejsce po tej właśnie stronie – szczególnie w pierwszej części trasy, gdzie tramwaj jedzie praktycznie skrajem jezdni:
Po przeciwnej stronie co jakiś czas pojawia się Corcovado:
…a po drodze można obejrzeć ładniejsze i brzydsze budynki, z których co jakiś czas wyróżniają się prawdziwe „gargamele”:
W drodze powrotnej wysiadłem na stacji Largo do Curvelo, gdzie pożegnałem mój pojazd:
…i boczną uliczką wybrałem się spacerkiem w kierunku stacji Santa Teresa. Po drodze można było podziwiać widok na panoramę miasta z zasłoniętą przez większość czasu przez chmury Sugar Loaf:
Zza chmur co jakiś czas ledwo wyłaniała się kolejka linowa na górę:
Jak w wielu innych miejscach Rio, również tutejsze wzgórza są zabudowane fawelami:
Zdecydowałem się na zejście na dół na piechotę z dwóch powodów: aby zobaczyć zjawiskowe schody Escadaria Selaron oraz wiadukt przypominający akwedukt, po którym porusza się tramwaj.
Same schody robią naprawdę spore wrażenie. Ozdobione tysiącami ceramicznych płytek w różnych kolorach i wzorach tworzą nieprawdopodobną mozaikę:
Płytki pochodzą z różnych krajów z całego świata (według tablicy informacyjnej również z Polski). Wiele z nich zawiera różnego rodzaju motywy prezentujące poszczególne miejsca i ich walory. Nie brakuje również płytek z komiksami, reklamujących firmy, produkty, kluby sportowe…
To tylko minimalna próbka tego, co można zobaczyć na schodach:
Niestety płytek z polskimi motywami nie znalazłem – aczkolwiek mogły być zasłonięte przez kogoś, bo trzeba przyznać, że turystów w tym miejscu nie brakuje. A miejsce rzeczywiście jest bardzo klimatyczne.
W pobliżu wejścia na schody od dołu warto rzucić okiem na kamieniczki Lapy (dzielnicy, w której leżą opisywane atrakcje):
…oraz wspomniany wcześniej wiadukt-akwedukt z przejeżdżającym tramwajem:
Mając jeszcze sporo czasu, wybrałem się na plażę. Z racji łatwości dotarcia oraz odległości wybrałem Copacabanę:
Copacabana to miejsce, którego klimat oprócz samej plaży tworzy armia ludzi oraz cała infrastruktura: wynajmujący leżaki, obnośne i obwoźne bary, knajpki z całkiem sporymi bandami grającymi muzykę na żywo, sprzedawcy kokosów, tancerze, śpiewacy, bębniarze, boiska do różnych dyscyplin sportowych, biegacze…oraz masa policji. Aby zamówić drinka raczej nie trzeba zbyt daleko chodzić – z reguły drink sam przychodzi do zainteresowanego :-):
Na koniec zrobiłem sobie jeszcze rundkę wokół Muzeum Jutra (Museu do Amanha) zlokalizowanego w okolicach portu. Miałem w planie je odwiedzić, ale czas nie był z gumy. Muzeum musi poczekać na jakąś inną okazję. A ponieważ budynek i jego otoczenie bardzo mi się podoba, zrobiłem im fotkę z jednej i drugiej strony :-) :
Pogoda przez cały dzień była mocno niepewna – niebo zachmurzone, wiał słabszy lub silniejszy wiaterek a temperatura nie przekraczała 27-28 stopni. Corcovado i Sugar Loaf co chwilę były zasnute chmurami, aczkolwiek z wieczornych rozmów z Polakami, którzy się na nie wybrali okazało się, że udało im się trafić w pogodowe „okienko” i zobaczyć piękną panoramę z obu tych punktów. Po 16-ej spadła do tego jeszcze bardzo konkretna ale krótkotrwała ulewa i trzeba było powoli zacząć zbierać się z powrotem na statek.
Na koniec wspomnę, że mam bardzo pozytywne wrażenia z funkcjonowania komunikacji publicznej (tramwaj z/do portu + metro) w Rio. Zapewne większych wrażeń dostarczają autobusy, ale tych nie testowałem. Również do bezpieczeństwa – przynajmniej w tych miejscach, w których byłem nie mam żadnych uwag. Zapewne obecność policji robi swoje. Nie ma to jak prewencja :-)
Dziś i jutro cały dzień spędzamy na morzu. Bardzo konkretnie się rozkołysało – do tego stopnia, że dość ciężko chodzić po schodach i korytarzach. Ale chyba nie jest źle – windy jeżdżą, restauracje i bufet funkcjonują w najlepsze a tłumy w nich wskazują, że nikomu bujanie jakoś specjalnie nie przeszkadza :-)Jeszcze kilka pożegnalnych fotek z Rio. Na początek Muzeum Jutra:
…oraz flota wojenna Brazylii. Czyżby mieli na stanie mały lotniskowiec ? Tak to przynajmniej na pierwszy rzut oka wygląda:
W szybko zapadającym zmroku, widać Sugar Loaf i położone u jego podnóża lotnisko krajowe (Santos Dumont Airport):
Ruch na lotnisku jest spory. Nad statkiem co chwilę przelatywał lądujący samolot. Starty odbywały się w przeciwnym kierunku.
Rozświetlona kolorowa wysepka prawie na ścieżce podejścia co ciekawe należy do wojska. Z daleka wyglądała jak miejsce jakiejś konkretnej imprezy…chociaż w sumie jedno nie wyklucza drugiego:
I na koniec panorama części miasta by night:
Wyjście na pokłady zewnętrzne było możliwe – ale tylko na najwyższych poziomach. Aczkolwiek tutaj nie było szans na korzystanie z leżaków, które byłyby zbyt niestabilne. Chętnym do plażingu pozostało korzystanie jedynie z przysłowiowej „gleby”:
Zresztą na niższych poziomach – blisko lustra wody, wejście na pokłady zewnętrzne zostało całkowicie zamknięte. Nie wiem, czy dlatego, żeby kogoś nie ochlapało czy też faktycznie było ryzyko zmycia do oceanu….
Ale niespokojne morze na statku nie powinno być niczym nadzwyczajnym. W południe kucharze przygotowali tym razem okolicznościowy bufet na słodko:
A wieczorem, w okolicach recepcji rozpoczęła się impreza w rytmach lat 70-ych i 80-ych:
Tymczasem nieuchronnie zbliża się koniec rejsu. Korzystając ze statusowego przywileju oddałem wczoraj rzeczy do prania:
…które wróciły do mnie dzisiaj. Wyprane, wyprasowane, poskładane i spakowane:
W Rio na pokład wsiadło ok. 1600 nowych pasażerów – tylko na trzy dni. W Buenos nastąpi wymiana prawie 100 % gości. Ale nawet teraz widać zmiany w funkcjonowaniu bufetu, który aktualnie działa praktycznie na okrągło:
Nie tylko wydłużono godziny dotychczasowych posiłków, ale wprowadzono dodatkowe pozycje: bufet południowoamerykański (godz. 18-19), bufet owocowy (godz. 23-1) oraz bufet nocny (godz. 1-5):
Jeszcze jeden dzień na morzu i Buenos Aires…W nocy nas wykołysało porządnie ale ostatni dzień na morzu zrobił się całkiem spokojny. Jest może trochę chłodno (ok. 18st) ale na zewnętrznych pokładach przygrzewa miło słoneczko i pomimo niższej temperatury jest całkiem przyjemnie.
Ostatni dzień więc przyszedł czas na zaliczenie wszystkiego po raz ostatni. Ostatni lunch, ostatnia kolacja, ostatnia impreza, ostatnie show w teatrze itd.
Bufet na lunch tym razem był spod znaku mozzarelli i słodkości:
Do kabin dostarczono zawieszki na bagaż:
Oddano nam też paszporty. Pojawił się kolejny stempelek: