Z tej wysokości widać również fragment Santa Cruz z jedną z jego najbardziej charakterystycznych budowli – audytorium zaprojektowanym przez Santiago Calatravę znanego również z bardzo oryginalnego projektu oceanarium i towarzyszących mu obiektów w Walencji:
Szczególnie klimatycznym miejscem jest położony w pobliżu kilkusetmetrowy odcinek bocznej drogi o nazwie Camino viejo al Pico del Ingles stanowiący rodzaj wawrzynowego tunelu:
Schodząc z Cruz del Carmen do Las Mercedes warto uświadomić sobie, że wędruje się starą ścieżką, która kiedyś łączyła dwie miejscowości i była podstawową drogą komunikacyjną. Jest to naprawdę niezły slalom-gigant (uwaga: jest tu bardzo ślisko):
Podczas zejścia warto zaliczyć jeszcze jeden punkt widokowy o nazwie LLano de los Loros, skąd roztacza się piękny widok na położone w oddali Santa Cruz z fragmentem portu dla statków wycieczkowych (ze względu na porę dnia i słońce, zdjęcie jest średniej jakości):
Na koniec warto wspomnieć, że góry Anaga mają status rezerwatu biosfery UNESCO ze względu na olbrzymią różnorodność gatunkową. Wiele gatunków roślin i zwierząt nie występuje zresztą nigdzie poza tym właśnie miejscem.
Z bardziej oryginalnych gatunków roślin – przynajmniej po przyjeździe z zimniejszych regionów, były dla mnie agawy i kaktusy, których w niektórych miejscach było tyle, że trudno byłoby przez nie przejść:
Podsumowując: miejsce moim zdaniem jest naprawdę warte odwiedzin. W przypadku dłuższego pobytu na Teneryfie można sobie tutaj spokojnie zaplanować jakiś poważniejszy trekking. Warto jedynie pamiętać, że wejście na niektóre szlaki wymaga pozwoleń (można je uzyskać przez Internet).
O samej La Lagunie napiszę w kolejnym poście po uporządkowaniu zdjęć
:-)Świadomość pięciu dni na morzu, a może ładna pogoda wyciągnęły na zewnętrzne pokłady całkiem sporo pasażerów. Wybrzmiało standardowe costowe "Time to say goodbye" i Teneryfa została gdzieś w oddali.
Dziś w nocy kolejna zmiana czasu (godzina do tyłu) i zaczyna się apogeum statkowego lenistwa...
:-) 5 dni na morzu - oby było litościwe:-)
Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu TapatalkaLa Laguna to stolica Teneryfy i zarazem jej najstarsze miasto. W przeszłości leżała przy lagunie, która z czasem została osuszona. Laguna jak widać pozostała w nazwie i zdominowała nawet św. Krzysztofa, który jest jego patronem (dla przypomnienia: pełna nazwa miasta to San Cristobal de la Laguna).
Centrum miasta położone w bezpośrednim sąsiedztwie końcowego przystanku tramwaju z Santa Cruz jest w praktyce dostępne prawie wyłącznie dla pieszych. Stare zadbane uliczki mają charakter typowych miejskich deptaków, w które naprawdę warto się zapuścić i pozwolić sobie na swobodną eksplorację – tym bardziej, że miasto (a tym bardziej starówka) do jakichś wielkich nie należy:
Na szczególną uwagę zasługuje dawny klasztor braci Augustianów. Budynek kościoła spłonął w wyniku pożaru w 1964 roku – do dziś straszą jego puste, pozbawione dachu wnętrza:
Można natomiast swobodnie zwiedzać dwupoziomowe krużganki oraz wystawę historyczną w przylegających do nich pomieszczeniach:
Warto jeszcze wspomnieć o innych kościołach. Najstarszą świątynią w mieście jest kościół pod wezwaniem św. Krzyża (Nuestra Senora de la Concepcion):
Nie można nie wspomnieć o katedrze miejskiej z XX wieku:
…oraz niewielkim kościółku św. Michała (Ermita de San Miguel) położonym w pobliżu miejskiego ratusza:
Spacerując uliczkami La Laguny warto jednak zaglądać również do otwartych bram, za którymi kryją się w wielu przypadkach przepiękne kamienice i pałace – z obowiązkowymi krużgankami, ogrodami, drzewami smoczymi, palmami, fontannami itd. Najlepszym przykładem takiego budynku jest choćby Casa Bracamonte położona w okolicy miejskiego ratusza.
Jeśli chodzi o moje zdanie to La Laguna jest znacznie ładniejsza i ciekawsza niż Santa Cruz.
I na koniec pożegnalne zdjęcie z Santa Cruz – wykonane już w drodze powrotnej na statek:
A tymczasem przed nami prawdziwy Atlantyk (to co było do tej pory to był dopiero wstęp) i pięć pełnych dni na morzu
:-)Pierwszy z pięciu dni przeprawy przez Atlantyk prawie zaliczony. Morze spokojne i płaskie jak stół. Zrobiło się cieplej, ku uciesze młodszych (starszych zresztą też) uruchomiono zjeżdżalnię a na zewnętrznych pokładach rozłożyło się całkiem sporo pasażerów:
Wieczorem w teatrze zaliczyłem show z udziałem kolejnego tenora – tym razem prawdziwego. Występ w pełni profesjonalny:
Wypłynięcie z Teneryfy oznacza początek imprez-basenówek. Każda pod jakimś wezwaniem ale to jest raczej bez większego znaczenia jakim. Akurat wczorajsza była tropikalna:
Kucharze przygotowali przy okazji bufet owocowy:
I tak się to wszystko powoli kręci
:-)Leniwie mija drugi dzień po wypłynięciu z Teneryfy. Jest coraz cieplej. Morze cały czas spokojne szczęśliwie nie dostarcza żadnych negatywnych atrakcji.
Odkąd wypłynęliśmy z Teneryfy nie widziałem jeszcze ani jednego statku. Może teraz coś się pojawi – powoli zbliżamy się do Wysp Zielonego Przylądka:
Na horyzoncie ledwo majaczą jakieś skaliste brzegi jednej z wysepek:
A wczorajszy dzień minął tak jak powinien. Crusing w dniu na morzu polega głównie na kursowaniu pomiędzy restauracjami, cukiernią, bufetem, barami, teatrem, basenem i innymi statkowymi atrakcjami
:-)
Tymczasem płyniemy sobie dalej. Pewnie powoli będziemy odbijać w kierunku Ameryki Południowej.
Miałem dobre przeczucie. Chociaż to dopiero za prawie 4 dni, jest już oficjalna informacja, że w Recife będziemy kilka godzin wcześniej niż wynika z programu. W związku z tym będę mógł bez problemu wyskoczyć do Olindy
:-)Abbamania onboard online:-)
Wodzirej chyba szkolił się na filmie z Jerzym Stuhrem. W którymś momencie impreza przeniosła się do szklanych wind:-)
Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu TapatalkaAbbamania jak łatwo się domyślić zaczęła się od przebojów Abby. Potem zaczęła się wędrówka po listach przebojów od lat 70-ych do 90-ych. Ciekawym i mocnym punktem programu dnia był występ zespołu „Tree Gees” wykonującego przeboje legendarnego Bee Gees. To show miałem okazję już widzieć wcześniej ale z chęcią wybrałem się na nie ponownie. Załapałem się nawet na końcówkę pierwszego przedstawienia – po kolacji (z rzadkimi wyjątkami, każde show odbywa się w teatrze dwa razy każdego wieczora):
Wykonawcy byli naprawdę świetni, falsety im nie zawodziły a klimat rodem z „Gorączki sobotniej nocy”:
Jeśli ktoś opuścił show, zawsze ma okazję dzisiaj przez cały dzień obejrzeć je na jednym z kanałów statkowej tv, gdzie prezentowane są powtórki:
Po show w teatrze, impreza przeniosła się do dyskoteki:
…a w Grand Barze w bardzo swobodnej atmosferze odbyły się wybory statkowej Miss. Kandydatek nie brakowało:
I w ten miły sposób przeleciał nam drugi dzień na Atlantyku, po wypłynięciu z Teneryfy.
Dzisiaj w teatrze była okazja zobaczyć krótką prezentację ciekawego projektu realizowanego przez jednego ze statkowych pasażerów, który na rowerze solarnym rozpoczął swoją drugą z trzech podróży, składających się na wędrówkę dookoła świata. Podróż zaczęła się w Marsylii i poprzez Buenos Aires, Mendozę, Limę, Cartagenę skończy się w Puerto Vallarta w Meksyku:
Poza tym głównie jemy:
…i się relaksujemy:
Jak każdego dnia można ewentualnie oddać się też zakupom
:-)
I tam powoli mija czas ?Jesteśmy już chyba gdzieś mniej więcej w połowie drogi między Teneryfą a Recife w Brazylii:
@tropikey - co do czytania się nie wypowiadam. Mogę tylko powiedzieć, że ja na pewno spędzę dużo czasu w ciągu najbliższych tygodni w jakimś baseniku z dużą ilością bąbelków
:-)
No i znowu siadamy do Twoich podróży zazdroszcząc przygody.
8-) greg2014 napisał:Coś jakby bardzo długi lot w pierwszej klasie do Buenos…chociaż zapewne mój przeszło 2-tygodniowy rejs kosztował taniej lub w przybliżeniu tyle, ile wynosi cena takiego lotu. Taki paradoks…To pochwal się jaki tym razem koszt
;) greg2014 napisał:Wszystkich zainteresowanych tradycyjnie zapraszam za pokład
:-)Płyniemy i czekamy na resztę.
@Pabloo - no jakoś ja z tymi rejsami tak już mam...
:-) Ale pojawiają się coraz częściej inne relacje - np. spod pióra @brzemia więc nie czuję się tak zupełnie osamotniony:-)Jeśli chodzi o koszt samego rejsu to wyniósł on ok. 870 EUR z dopłatą za 1 osobę w kabinie (bez dopłaty byłoby to ok. 690-700 EUR). Standardowa kabina wewnętrzna w taryfie premium komfort z wliczonym pakietem napojów. Od Costy z różnych tytułów dostałem 275 EUR na wydatki na statku, które na pewno się nie zmarnują
:-) Poza napiwkami (10 EUR/noc) nie sądzę, abym cokolwiek dopłacał w trakcie rejsu.
@michzak - rezerwację zakładałem i ustalałem wszystkie szczegóły na jednym z poprzednich rejsów, bezpośrednio na statku. Obsługę serwisową zapewniało polskie biuro, z którym współpracuję od lat (konsultant ze statku przekazał wszystkie dane do Polski i kwestie dot. płatności wg ustalonych stawek załatwiałem już na miejscu).
Zasieg na statku będzie. Statek ma net satelitarny ktory puszczany jest przez wifi dla padazerów. @greg2014 oczywiscie zawyża poziom, nie dosc ze na środku oceanu to jeszcze live !!!!Zniechecasz do starych, nudnych, tradycyjnych relacji po powrocie....Tapniete z telefonu
@brzemia - z tymi pionowymi fotkami chyba nie radzi sobie tapatalk. Poprawię to później z kompa a na przyszłość faktycznie nie ma sensu wrzucać ich z tapatalka. Jak już to z komputera.Bardziej mnie zastanawiają te niewidoczne fotki z pierwszego posta. Są zlinkowane do albumu na gmail jak robiłem to zawsze i nigdy nie było problemów. Dobrze, że wyszło to teraz-musze się z tym trochę podoktoryzowac:-)Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
Pisałeś juz kiedys o tym, ale warto odswiezyc info. Napisz jak wyglada procedura nadawania bagażu z domu. Przy lotach lowcost jest to bardzo cenna wiedza. Ps. Ważyleś sie przed wyjazdem? (mala uszczypliwosc w sprawie bufetu)
;)Tapniete z telefonu
@brzemia - bagaż nadaję w ramach jednego z przywilejów w ramach Costa Club więc mnie to nic nie kosztuje. Costa współpracuje z Bagexpress (szczegóły: https://www.bagexpress.eu/en/), którzy z kolei korzystają głównie z UPS. Oni świadczą te usługi komercyjnie ale obawiam się, że zapłata lowcostowi i targanie bagażu ze sobą wyjdzie taniej
:-) No chyba, że chce się nadać 32kg
:-)Co do wagi to mniej więcej panuję nad sytuacją ale rejs jest dla mnie podwójnym wyzwaniem. Po pierwsze ze względu na to, że kuchnia na statku generalnie jest dobra i człowiek sobie nie folguje. Na szczęście mam hamulec - jestem niespełna 2 miesiące po operacji i mam pewne ograniczenia co do diety więc na pewno nie będę szalał
:-) Ale przy tak długim rejsie standardem jest, że człowieka wraca więcej niż wyjeżdża
:-)
-- 17 Lis 2019 17:01 -- @cart - dobrze wiedzieć:-)Mam nadzieję, że się spotkamy wcześniej niż ostatniego dnia:-) -- 17 Lis 2019 17:01 -- @cart - dobrze wiedzieć:-)Mam nadzieję, że się spotkamy wcześniej niż ostatniego dnia:-)
@YeahBunny - poprawiłem ponownie linki, mam nadzieję, że teraz będzie OK. Generalnie hosting zdjęć na gmailu wariuję i raz je widać, raz nie widać. Innym razem widać w przeglądarce, nie widać w tapataku...Zmieniłem przeglądarkę, z której pobieram linki do fotek na gmailu. Mam nadzieję, że problem się skończy bo teraz to jeszcze jestem w stanie podmieniać linki ale przy bardziej ograniczonych możliwościach co do neta, może to być niezła zabawa.
Ja jestem ciekawy co ta Barcelona zrobilaby bez turystów. Wg mnie glupie gadanie, cale miasto zyje z turystow i teraz wiele im przeszkadzaja. Nie zrobia test. Zakaz przyjazdu przez miesiąc i zobaczymy czy będą tacy madrzy.... Tapniete z telefonu
Kapitan z każdym się przywitał przy wejściu i zamienił umowne dwa zdania ale spicza żadnego nie wygłosił. Rok temu był znacznie lepszy.To było spotkanie dla gości z apartamentów i z najwyższymi statusami w Costa Club, wyczytywanie osób z najwyższymi osiągami podrozniczymi będzie na ogólnym spotkaniu w teatrze ale nie wiem czy na nie pójdę. Zależy kiedy je zorganizują. Podobnie jak losowanie nagród.Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
@brzemia - to chyba z powodu tego makaronu
:-) Poczułem głód i z tego wszystkiego zapomniałem udostępnić folder. Mam nadzieję, że teraz już będzie OK. Tapatalk niestety póki co nie chce współpracować ze statkową siecią. Może się polubią później
:-)
Powiedz mi proszę jak Tobie udaje się nawiązywać kontakt z polakami i załogą i pozyskiwać takie informacje?Ja zazwyczaj przypadkowo dowiaduję się ze ktoś z Pl gdy słyszę rozmowy obok, ewentualnie przy stoliku mamy rokadow przydzielonych.Nie zebym specjalnie szukał rodaków, wole szkolić jezyk i doświadczenia obcojezyczne, ale ilosc pozyskanych informacji przez Ciebie w kilka godzin po wyplynieciu jest spora.A moze ty jesteś tajemniczym klientem? I testujesz rejsy?
;)Tapniete z telefonu
Pana Marcina poznałem przed spotkaniem z kapitanem. Stał w całej kapitańskiej świcie i witał się z każdym wchodzącym. Wieczorem on z kolei mnie zaczepił po teatrze i tak trafiliśmy do baru:-) Podobnie z panią Kamilą w wellness - poszedłem się wysaunować i akurat ona dawała mi w recepcji bransoletkę do drzwi. Przy okazji od niej dowiedziałem się o mechaniku z Polski. Zresztą każdy ma identyfikator z nazwą kraju, z którego pochodzi więc trudno nie zauważyć „Poland” jak z kimś rozmawiasz.A barmani i kelnerzy sami nawiązują kontakt jak coś zamawiasz w barze czy jesteś w restauracji. I zawsze można z nimi pogadać.O liczbę Polaków czy innej interesującej nacji z kolei najłatwiej spytać w recepcji. Akurat wyjaśniałem sprawę kredytu od Costy więc zadałem recepcjonistce jedno pytanie więcej
:-)I tak jakoś to leci:-) Koniec języka za przewodnika:-)
Pilnuję się póki co dzielnie:-) Niektóre rzeczy mam i tak na liście zakazów więc jem je tylko oczami. Ale akurat owoców morza na nie nie ma więc zachowując umiar mogłem popróbować.Co do internetu to jest wolno ale stabilnie. Lepiej niż rok temu. Zapewne technika też poszła do przodu ale moim zdaniem duże znaczenie wtedy miała obecność bardzo dużej liczby dzieci i nastolatków korzystających z pakietu społecznościowego (FB, twitery, komunikatory itp.), który nie ma limitów i jest najrozsądniejszy cenowo. W efekcie jak wszyscy zaczęli intensywnie korzystać to łącze przez dużą część czasu było skutecznie zapchane. Teraz pod tym względem jest znacznie lepiej.
No jak to, oczywiście, że będzie - występ @greg2014 w finale oceanicznego Voice'a
:DA tak na serio, brałeś kiedyś aktywny udział w tego typu atrakcjach na pokładzie? Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
@brzemia - tak, jutro jest planowana impreza równikowa. Ma być Neptun ze świąt, chrzest morski, okolicznościowy bufet i pewnie coś tam jeszcze. Wrzucę parę fotek i krótki komentarz.@tropikey - poza udziałem w jakichś quizach, głównie kibicuję. Zabawa często jest przy tym przednia. Akurat mam trochę samokrytyki i wiem, że śpiewać nie każdy może:-)Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
@brzemia - na pewno chodzi o podatki. To jest traktowane jako usługa a na morzu pewnie np. VAT liczy się inaczej jeśli w ogóle. Co do długości to zgoda ale to chyba nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem:-) Zresztą chodziło mi głównie o żenujące argumenty i to, że w ten sposób można łatwo zrobić krzywdę stewardom, kelnerom czy barmanom.Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
Przyklad z USA nie zawsze popłaca...Ale tam także potrafił przydażyć mi się short na 20-30% .Oczywiście na następnym rejsie była taka sama górka więc niby wszystko wychodziło na 0 , ale raz , że niesmak zawsze zostawał , a dwa , że system napiwków był jednym z powodów , który przyczynił sie do tego , że zrezygnowałem z tej pracy.
Aaaaa, rzeczywiście piękna wyspa. Bardzo mi się tam podobało. Przewinęła się zresztą ze dwa razy w moich relacjach.Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
@greg2014 zazdraszam kolejnej wyprawy [emoji106]Czytałem również podczas wyjazdu i czerpałem z informacji z Twoich poprzednich relacji...Pozdrawiam i śledzę również.Wracając niedzielnym wieczornym lotem z Gwadelupy dało się słyszeć sporo polskiej mowy.... @samaki9 jeśli wracałeś Levelem to gdzieś się pewnie minęliśmy ...
@samaki9 w Levelu wracało sporo rodaków...Wasz 747 stał gate obok naszego, jak zauważył @greg2014 Gwadelupa zyskała na popularności wśród Polaków. My tylko 1 dnia podczas tygodniowego pobytu nie spotkaliśmy naszych...
"Wyprowadzanie psow na spacer" to jeden z wielu tutejszych "zawodow" ...funkcjonuje to we wszystkich miastach i miasteczkach ...przyjemnie z pozytecznym ....
Właśnie przeczytałem, że dzisiaj Norwegian sprzedał swoją argentyńską spółkę konkurencji - przewoźnikowi JetSmart Airlines. Ponieważ umowa weszła w życie dzisiaj, wygląda na to, że załapałem się na jeden z ostatnich lotów pod rządami europejskiego właściciela.
greg2014 napisał:Niestety tutaj za wiele nie zobaczyłem. Co prawda 30 minut później była zaplanowana wycieczka ale wyłącznie w języku hiszpańskim.Po mojej wrześniowej wizycie w Concha y Toro koło Santiago, a w zasadzie po spożytych tam trunkach, zacząłem władać hiszpańskim, niczym matador
:DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
To są zdjęcia z jednego dnia, czy z dwóch różnych? Pytam, bo na niektórych jest piękne, bezchmurne niebo, a na innych gęsta pierzyna obłoków. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
@tropikey - zasadniczo fotki są z jednego dnia. W ostatnim mailu tylko fotki małej demonstracji i odpływającego statku są z wtorku, pozostałe z poniedziałku. Pogoda w Valpo jest specyficzna. Rano jest zimno, chmury i mgła. We wtorek była nawet krótka mżawka. W ciągu dnia robi się pięknie i bezchmurnie, z temperaturą ponad 25st. A wieczór znów jest zimny. To pewnie kwestia zimnego prądu morskiego. Tak samo było i w poniedziałek i we wtorek.
No właśnie to do mnie dociera. Trochę się odzwyczaiłem. W Valpo zimne poranki nie oznaczały raczej mniej niż 10st:-) Może w Berlinie będzie cieplej to zaliczę szok termiczny na raty:-)
Z tej wysokości widać również fragment Santa Cruz z jedną z jego najbardziej charakterystycznych budowli – audytorium zaprojektowanym przez Santiago Calatravę znanego również z bardzo oryginalnego projektu oceanarium i towarzyszących mu obiektów w Walencji:
Szczególnie klimatycznym miejscem jest położony w pobliżu kilkusetmetrowy odcinek bocznej drogi o nazwie Camino viejo al Pico del Ingles stanowiący rodzaj wawrzynowego tunelu:
Schodząc z Cruz del Carmen do Las Mercedes warto uświadomić sobie, że wędruje się starą ścieżką, która kiedyś łączyła dwie miejscowości i była podstawową drogą komunikacyjną. Jest to naprawdę niezły slalom-gigant (uwaga: jest tu bardzo ślisko):
Podczas zejścia warto zaliczyć jeszcze jeden punkt widokowy o nazwie LLano de los Loros, skąd roztacza się piękny widok na położone w oddali Santa Cruz z fragmentem portu dla statków wycieczkowych (ze względu na porę dnia i słońce, zdjęcie jest średniej jakości):
Na koniec warto wspomnieć, że góry Anaga mają status rezerwatu biosfery UNESCO ze względu na olbrzymią różnorodność gatunkową. Wiele gatunków roślin i zwierząt nie występuje zresztą nigdzie poza tym właśnie miejscem.
Z bardziej oryginalnych gatunków roślin – przynajmniej po przyjeździe z zimniejszych regionów, były dla mnie agawy i kaktusy, których w niektórych miejscach było tyle, że trudno byłoby przez nie przejść:
Podsumowując: miejsce moim zdaniem jest naprawdę warte odwiedzin. W przypadku dłuższego pobytu na Teneryfie można sobie tutaj spokojnie zaplanować jakiś poważniejszy trekking. Warto jedynie pamiętać, że wejście na niektóre szlaki wymaga pozwoleń (można je uzyskać przez Internet).
O samej La Lagunie napiszę w kolejnym poście po uporządkowaniu zdjęć :-)Świadomość pięciu dni na morzu, a może ładna pogoda wyciągnęły na zewnętrzne pokłady całkiem sporo pasażerów. Wybrzmiało standardowe costowe "Time to say goodbye" i Teneryfa została gdzieś w oddali.
Dziś w nocy kolejna zmiana czasu (godzina do tyłu) i zaczyna się apogeum statkowego lenistwa... :-) 5 dni na morzu - oby było litościwe:-)
Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu TapatalkaLa Laguna to stolica Teneryfy i zarazem jej najstarsze miasto. W przeszłości leżała przy lagunie, która z czasem została osuszona. Laguna jak widać pozostała w nazwie i zdominowała nawet św. Krzysztofa, który jest jego patronem (dla przypomnienia: pełna nazwa miasta to San Cristobal de la Laguna).
Centrum miasta położone w bezpośrednim sąsiedztwie końcowego przystanku tramwaju z Santa Cruz jest w praktyce dostępne prawie wyłącznie dla pieszych. Stare zadbane uliczki mają charakter typowych miejskich deptaków, w które naprawdę warto się zapuścić i pozwolić sobie na swobodną eksplorację – tym bardziej, że miasto (a tym bardziej starówka) do jakichś wielkich nie należy:
Na szczególną uwagę zasługuje dawny klasztor braci Augustianów. Budynek kościoła spłonął w wyniku pożaru w 1964 roku – do dziś straszą jego puste, pozbawione dachu wnętrza:
Można natomiast swobodnie zwiedzać dwupoziomowe krużganki oraz wystawę historyczną w przylegających do nich pomieszczeniach:
Warto jeszcze wspomnieć o innych kościołach. Najstarszą świątynią w mieście jest kościół pod wezwaniem św. Krzyża (Nuestra Senora de la Concepcion):
Nie można nie wspomnieć o katedrze miejskiej z XX wieku:
…oraz niewielkim kościółku św. Michała (Ermita de San Miguel) położonym w pobliżu miejskiego ratusza:
Spacerując uliczkami La Laguny warto jednak zaglądać również do otwartych bram, za którymi kryją się w wielu przypadkach przepiękne kamienice i pałace – z obowiązkowymi krużgankami, ogrodami, drzewami smoczymi, palmami, fontannami itd. Najlepszym przykładem takiego budynku jest choćby Casa Bracamonte położona w okolicy miejskiego ratusza.
Jeśli chodzi o moje zdanie to La Laguna jest znacznie ładniejsza i ciekawsza niż Santa Cruz.
I na koniec pożegnalne zdjęcie z Santa Cruz – wykonane już w drodze powrotnej na statek:
A tymczasem przed nami prawdziwy Atlantyk (to co było do tej pory to był dopiero wstęp) i pięć pełnych dni na morzu :-)Pierwszy z pięciu dni przeprawy przez Atlantyk prawie zaliczony. Morze spokojne i płaskie jak stół. Zrobiło się cieplej, ku uciesze młodszych (starszych zresztą też) uruchomiono zjeżdżalnię a na zewnętrznych pokładach rozłożyło się całkiem sporo pasażerów:
Wieczorem w teatrze zaliczyłem show z udziałem kolejnego tenora – tym razem prawdziwego. Występ w pełni profesjonalny:
Wypłynięcie z Teneryfy oznacza początek imprez-basenówek. Każda pod jakimś wezwaniem ale to jest raczej bez większego znaczenia jakim. Akurat wczorajsza była tropikalna:
Kucharze przygotowali przy okazji bufet owocowy:
I tak się to wszystko powoli kręci :-)Leniwie mija drugi dzień po wypłynięciu z Teneryfy. Jest coraz cieplej. Morze cały czas spokojne szczęśliwie nie dostarcza żadnych negatywnych atrakcji.
Odkąd wypłynęliśmy z Teneryfy nie widziałem jeszcze ani jednego statku. Może teraz coś się pojawi – powoli zbliżamy się do Wysp Zielonego Przylądka:
Na horyzoncie ledwo majaczą jakieś skaliste brzegi jednej z wysepek:
A wczorajszy dzień minął tak jak powinien. Crusing w dniu na morzu polega głównie na kursowaniu pomiędzy restauracjami, cukiernią, bufetem, barami, teatrem, basenem i innymi statkowymi atrakcjami :-)
Tymczasem płyniemy sobie dalej. Pewnie powoli będziemy odbijać w kierunku Ameryki Południowej.
Miałem dobre przeczucie. Chociaż to dopiero za prawie 4 dni, jest już oficjalna informacja, że w Recife będziemy kilka godzin wcześniej niż wynika z programu. W związku z tym będę mógł bez problemu wyskoczyć do Olindy :-)Abbamania onboard online:-)
Wodzirej chyba szkolił się na filmie z Jerzym Stuhrem. W którymś momencie impreza przeniosła się do szklanych wind:-)
Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu TapatalkaAbbamania jak łatwo się domyślić zaczęła się od przebojów Abby. Potem zaczęła się wędrówka po listach przebojów od lat 70-ych do 90-ych. Ciekawym i mocnym punktem programu dnia był występ zespołu „Tree Gees” wykonującego przeboje legendarnego Bee Gees. To show miałem okazję już widzieć wcześniej ale z chęcią wybrałem się na nie ponownie. Załapałem się nawet na końcówkę pierwszego przedstawienia – po kolacji (z rzadkimi wyjątkami, każde show odbywa się w teatrze dwa razy każdego wieczora):
Wykonawcy byli naprawdę świetni, falsety im nie zawodziły a klimat rodem z „Gorączki sobotniej nocy”:
Jeśli ktoś opuścił show, zawsze ma okazję dzisiaj przez cały dzień obejrzeć je na jednym z kanałów statkowej tv, gdzie prezentowane są powtórki:
Po show w teatrze, impreza przeniosła się do dyskoteki:
…a w Grand Barze w bardzo swobodnej atmosferze odbyły się wybory statkowej Miss. Kandydatek nie brakowało:
I w ten miły sposób przeleciał nam drugi dzień na Atlantyku, po wypłynięciu z Teneryfy.
Dzisiaj w teatrze była okazja zobaczyć krótką prezentację ciekawego projektu realizowanego przez jednego ze statkowych pasażerów, który na rowerze solarnym rozpoczął swoją drugą z trzech podróży, składających się na wędrówkę dookoła świata. Podróż zaczęła się w Marsylii i poprzez Buenos Aires, Mendozę, Limę, Cartagenę skończy się w Puerto Vallarta w Meksyku:
Poza tym głównie jemy:
…i się relaksujemy:
Jak każdego dnia można ewentualnie oddać się też zakupom :-)
I tam powoli mija czas ?Jesteśmy już chyba gdzieś mniej więcej w połowie drogi między Teneryfą a Recife w Brazylii: