Tak jak wspominałem wcześniej, statek zacumował w przemysłowej części portu, skąd pasażerowie są dowożeni autobusem portowym do terminala pasażerskiego. W tym ostatnim czekało na nas miłe powitanie orkiestry dętej:
Kolega-muzyk ocenił ją wysoko. Rzeczywiście miło było posłuchać
:-)
Samo Recife to jedna z kolejnych tzw. „wenecji” – tym razem „brazylijska wenecja”. Określenie bierze się stąd, że miasto leży na kilku wyspach połączonych sporą ilością mostów. Zresztą sam terminal pasażerski również jest zlokalizowany na jednej z takich wysp.
Kilkaset metrów od terminala zaczyna się najstarsza część miasta, w której wytyczono „Marco Zero” – punkt uważany za historyczny początek miasta. Dzisiaj zlokalizowany jest w nim napis „Recife”:
Miejsce uzupełnia masa knajpek, a w oddali park powstały z okazji 500-lecia Recife z charakterystyczną rzeźbą Francisco Brennanda:
Zainteresowani mogą tam popłynąć regularnie kursującą łódką.
Zresztą okoliczne kamieniczki również wprowadzają w klimat epoki:
…szczególnie jeśli dodać, że zwiedzanie zaliczaliśmy w temperaturze dobrze powyżej 30 stopni przy wilgotności na poziomie 80%...
Warto – chociaż wcale nie oznacza, że jest to łatwe – przejść nieco dalej na Plac Republiki, przy którym zlokalizowanych jest kilka miejskich reprezentacyjnych budynków, w tym m.in. Saint Isabel Theater:
…dawny pałac gubernatorów:
…czy w końcu budynek sądu:
W sąsiedztwie tego ostatniego, na uwagę zasługuje kilkusetletni baobab:
Eksplorując starówkę, nie sposób pominąć położonego w sąsiedztwie dawnego klasztoru św. Franciszka (bilet: 4 reale) ze słynną złotą kapliczką mogącą konkurować tylko z tym co można zobaczyć w kościołach Salvador de Bahia (jeszcze przed nami):
Zresztą zakrystia oraz przylegające pomieszczenia również są warte odwiedzin:
…podobnie jak dawne klasztorne krużganki:
Idąc dalej trudno nie zauważyć licznych kamienic z czasów kolonialnych. Fasady niektórych z nich niestety są w opłakanym stanie:
Przy okazji – rzut oka na uliczne stoisko z kokosami po jednym realu za sztukę:
Idąc dalej, odwiedziliśmy plac Patio do Livramento wraz z położoną przy nim niewielką świątynią:
Podobnie jak inne kościoły w Ameryce Południowej, jej nieodłączną częścią jest cmentarz połączony z kolumbarium, w którym chowano księży oraz osoby z jakichś powodów uznane za zasłużone dla danego miejsca:
Również tutaj zakrystia robi wrażenie:
Kolejnym kościołem na naszej trasie był kościół pod wezwaniem św. Piotra:
…oraz Basilica do Carmo:
…z obowiązkowym kolumbarium:
Starówka Recife ma jeszcze kilka innych twarzy. Kościołów jest tutaj od zatrzęsienia. Do tego wąskie uliczki, w których handluje się wszystkim co możliwe (duże wrażenie robią stoiska z mięsem – w tym upale przyprawiłyby z pewnością o zawał pracowników polskiego Sanepidu). Jakby było mało – liczne knajpki, jakieś rozstawiane i demontowane mikrosceny, sklepiki, uliczni handlarze, sprzedawcy kokosów, wody, słodyczy i nie wiadomo czego jeszcze. Przemieszczający się wózkami albo obnoszący swój towar z miejsca na miejsce. Do tego niestety należy dodać również smutne obrazki – bezdomnych, śmieci oraz ewidentne oznaki biedy i wieloletnich zaniedbań co do stanu infrastruktury. Takie po prostu jest Recife.
Spacerek po starówce w nieprawdopodobnym upale zajął nam niespełna 2 godziny. Kiedy uznaliśmy, że nam wystarczy zamówiłem Ubera i wybraliśmy się na zwiedzanie klimatycznej Olindy. A ponieważ muszę uporządkować zdjęcia, napiszę o tym nieco później.Olinda to jak dla mnie zupełnie inny świat w porównaniu z Recife. Miasteczko położone jest w odległości ok. 10-20 km od Recife (zależy skąd liczyć) w przeszłości odgrywało zdecydowanie większe znaczenie niż samo Recife. Jego kolonialny charakter i specyficzna zabudowa w dużej części zachowała się do dzisiaj.
Najłatwiej się tam dostać z Recife lokalnym autobusem. My wybraliśmy Ubera, ze względu na czas (autobus jedzie tam kilkakrotnie dłużej ze względu na masę przystanków po drodze). Zresztą koszt był niewielki – ok. 24 reale po podziale na kilka osób było kwotą niewiele większą niż zapłacilibyśmy za wspomniany autobus.
Samą Olindę można było zobaczyć jeszcze ze statku:
Na miejscu, zwiedzanie najlepiej rozpocząć od katedry, która położona jest najwyżej. Można stąd powoli schodzić w dół w stronę wybrzeża:
Wejście do samej katedry kosztuje 2 reale. Wnętrza specjalnie nie powalają – ascetyzm do kwadratu. Na uwagę zasługuje szczególnie taras widokowy, z którego można podziwiać przepiękną panoramę wybrzeża oraz Recife:
Olinda to nie tylko katedra i jej okolice ale również strome, brukowane uliczki, kolorowe domki, kwieciste ogrodzenia, murale, niewielkie powciskane w różne miejsca bary i knajpki. Naprawdę warto się zapuścić w tamtejsze uliczki. Jeśli zwiedzanie zaczyna się od katedry to jest to tym łatwiejsze bo zasadniczo schodzi się w dół:
Kościołów w Olindzie (podobnie jak w Recife) nie brakuje. Na uwagę zasługuje szczególnie kilka z nich, w tym klasztor Sao Bento:
oraz położona na wzgórzu Igreja do Carmo:
Na Olindę warto zarezerwować sobie minimum 2 godziny. My po zaliczeniu rundki, odwiedziliśmy jeszcze jeden z miejscowych barów, w którym nabraliśmy sił i uzupełniliśmy płyny
:-)
Stąd (również uberem) wybraliśmy się do ostatniego celu naszej wycieczki – na plażę Boa Viadem położną w Recife.Na koniec kilka fotek z najbardziej leniwej części naszej wycieczki w Recife - plaży Boa Viagem.
Jest to specyficzna plaża ze względu na bonus, który może podnieść poziom adrenaliny u każdego – obecność rekinów, przed którymi ostrzegają na każdym kroku odpowiednie tablice:
Plaża ciągnie się dosłownie kilometrami, przestrzeń na niej wystarczyłaby, aby pomieścić populację średniego europejskiego kraju i nie ma szans, żeby nie znaleźć jakiegoś miejsca dla siebie.
Sama plaża jest o tyle specyficzna, że w odległości do ok. 100 metrów od brzegu zlokalizowany jest pas rafy koralowej. Obszar pomiędzy nią a brzegiem jest w praktyce basenem dla plażowiczów. W czasie odpływu jest to po prostu niegroźny brodzik (poniższe zdjęcia pochodzą z mojego poprzedniego pobytu w Recife):
Akurat w czasie naszego pobytu miał miejsce przypływ. Rafa koralowa była całkowicie zalana wodą i niewidoczna:
Z tego powodu ostrzeżenia związane z rekinami są szczególnie istotne w okresie przypływu, kiedy mogą one teoretycznie wpłynąć do basenu pomiędzy rafą koralową a brzegiem. Zresztą w czasie naszej obecności niewielu było widać chętnych do morskiej kąpieli. Jak widać ostrzeżenia są skuteczne:-)
Na pożegnanie zaliczyłem jeszcze kokosa:
…i nienerwowo (tzn. uberem) wróciliśmy na statek.
Co ciekawe, plaża była jedynym miejscem, w którym jeden z miejscowych zwrócił mi uwagę, abym nie trzymał telefonu komórkowego w ręku ponieważ ktoś może podjechać na rowerze i mi go wyrwać. Ale tak tutaj jak i w poprzednio opisywanych miejscach czułem się jak najbardziej bezpiecznie.
Podsumowując: byłem w Recife drugi raz. Jak dla mnie, pomimo swoich fawelowskich miejscami klimatów (ale gdzie w Brazylii ich nie ma), jest to naprawdę klimatyczne miejsce, w którym jest sporo do zobaczenia – szczególnie jeśli ktoś zdecyduje się na wypad do Olindy. Polecam
:-)Kolejnym punktem na nasze trasie było Maceio - miejscowość typowo plażingowa. To znaczy lepiej skupić się na plażach – jest jeszcze samo (całkiem spore zresztą) miasto ale trzeba się do niego wybierać świadomie, tzn. być przygotowanym, że jego zdecydowana większość jest mało reprezentacyjna i raczej bardzo biedna.
To pierwsze widoczki na Maceio jeszcze ze statku:
Swoją drogą nie wiem, o co chodzi w brazylijskich miastach z tymi masztami. Są wszechobecne. Widać to szczególnie na reprezentacyjnej Pauliście w Sao Paulo. Na co drugim budynku przy tej ulicy stoi jakiś maszt…
Podobnie jak w Recife, tak samo w Maceio pływy oceanu są bardzo zauważalne. W czasie odpływu odsłania się pas rafy koralowej, przy której cumują łodzie wycieczkowe dowożące do niej zwykle wycieczki z lądu:
Port Maceio ma charakter przemysłowo-wojenny. Poruszanie się pieszo jest zabronione ale władze portowe zapewniają darmowe autobusy teoretycznie dowożące pasażerów do bramy portowej. Zanim jednak wsiadłem do autobusu, zaliczyłem spotkanie z lokalnym bandem?
Costa w Maceio oferowała pasażerom płatny transfer na jedną z najbardziej popularnych plaż w Maceio (Pajucara) za 7 EUR w dwie strony. Co ciekawe, darmowy portowy autobus zamiast do bramy portu zawoził wszystkich również na tę samą plażę. Różnica polegała na tym, że jego przystanek był kilkaset metrów bliżej portu niż tego z Costy. Kolejny dowód, że nie warto brać płatnych transferów ze statku…
Sama plaża Pajucara ciągnie się na kilka kilometrów, miejscami ma kilkaset metrów szerokości. Jest na niej masa ludzi ale tak jakby nikogo nie było:
@tropikey - co do czytania się nie wypowiadam. Mogę tylko powiedzieć, że ja na pewno spędzę dużo czasu w ciągu najbliższych tygodni w jakimś baseniku z dużą ilością bąbelków
:-)
No i znowu siadamy do Twoich podróży zazdroszcząc przygody.
8-) greg2014 napisał:Coś jakby bardzo długi lot w pierwszej klasie do Buenos…chociaż zapewne mój przeszło 2-tygodniowy rejs kosztował taniej lub w przybliżeniu tyle, ile wynosi cena takiego lotu. Taki paradoks…To pochwal się jaki tym razem koszt
;) greg2014 napisał:Wszystkich zainteresowanych tradycyjnie zapraszam za pokład
:-)Płyniemy i czekamy na resztę.
@Pabloo - no jakoś ja z tymi rejsami tak już mam...
:-) Ale pojawiają się coraz częściej inne relacje - np. spod pióra @brzemia więc nie czuję się tak zupełnie osamotniony:-)Jeśli chodzi o koszt samego rejsu to wyniósł on ok. 870 EUR z dopłatą za 1 osobę w kabinie (bez dopłaty byłoby to ok. 690-700 EUR). Standardowa kabina wewnętrzna w taryfie premium komfort z wliczonym pakietem napojów. Od Costy z różnych tytułów dostałem 275 EUR na wydatki na statku, które na pewno się nie zmarnują
:-) Poza napiwkami (10 EUR/noc) nie sądzę, abym cokolwiek dopłacał w trakcie rejsu.
@michzak - rezerwację zakładałem i ustalałem wszystkie szczegóły na jednym z poprzednich rejsów, bezpośrednio na statku. Obsługę serwisową zapewniało polskie biuro, z którym współpracuję od lat (konsultant ze statku przekazał wszystkie dane do Polski i kwestie dot. płatności wg ustalonych stawek załatwiałem już na miejscu).
Zasieg na statku będzie. Statek ma net satelitarny ktory puszczany jest przez wifi dla padazerów. @greg2014 oczywiscie zawyża poziom, nie dosc ze na środku oceanu to jeszcze live !!!!Zniechecasz do starych, nudnych, tradycyjnych relacji po powrocie....Tapniete z telefonu
@brzemia - z tymi pionowymi fotkami chyba nie radzi sobie tapatalk. Poprawię to później z kompa a na przyszłość faktycznie nie ma sensu wrzucać ich z tapatalka. Jak już to z komputera.Bardziej mnie zastanawiają te niewidoczne fotki z pierwszego posta. Są zlinkowane do albumu na gmail jak robiłem to zawsze i nigdy nie było problemów. Dobrze, że wyszło to teraz-musze się z tym trochę podoktoryzowac:-)Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
Pisałeś juz kiedys o tym, ale warto odswiezyc info. Napisz jak wyglada procedura nadawania bagażu z domu. Przy lotach lowcost jest to bardzo cenna wiedza. Ps. Ważyleś sie przed wyjazdem? (mala uszczypliwosc w sprawie bufetu)
;)Tapniete z telefonu
@brzemia - bagaż nadaję w ramach jednego z przywilejów w ramach Costa Club więc mnie to nic nie kosztuje. Costa współpracuje z Bagexpress (szczegóły: https://www.bagexpress.eu/en/), którzy z kolei korzystają głównie z UPS. Oni świadczą te usługi komercyjnie ale obawiam się, że zapłata lowcostowi i targanie bagażu ze sobą wyjdzie taniej
:-) No chyba, że chce się nadać 32kg
:-)Co do wagi to mniej więcej panuję nad sytuacją ale rejs jest dla mnie podwójnym wyzwaniem. Po pierwsze ze względu na to, że kuchnia na statku generalnie jest dobra i człowiek sobie nie folguje. Na szczęście mam hamulec - jestem niespełna 2 miesiące po operacji i mam pewne ograniczenia co do diety więc na pewno nie będę szalał
:-) Ale przy tak długim rejsie standardem jest, że człowieka wraca więcej niż wyjeżdża
:-)
-- 17 Lis 2019 17:01 -- @cart - dobrze wiedzieć:-)Mam nadzieję, że się spotkamy wcześniej niż ostatniego dnia:-) -- 17 Lis 2019 17:01 -- @cart - dobrze wiedzieć:-)Mam nadzieję, że się spotkamy wcześniej niż ostatniego dnia:-)
@YeahBunny - poprawiłem ponownie linki, mam nadzieję, że teraz będzie OK. Generalnie hosting zdjęć na gmailu wariuję i raz je widać, raz nie widać. Innym razem widać w przeglądarce, nie widać w tapataku...Zmieniłem przeglądarkę, z której pobieram linki do fotek na gmailu. Mam nadzieję, że problem się skończy bo teraz to jeszcze jestem w stanie podmieniać linki ale przy bardziej ograniczonych możliwościach co do neta, może to być niezła zabawa.
Ja jestem ciekawy co ta Barcelona zrobilaby bez turystów. Wg mnie glupie gadanie, cale miasto zyje z turystow i teraz wiele im przeszkadzaja. Nie zrobia test. Zakaz przyjazdu przez miesiąc i zobaczymy czy będą tacy madrzy.... Tapniete z telefonu
Kapitan z każdym się przywitał przy wejściu i zamienił umowne dwa zdania ale spicza żadnego nie wygłosił. Rok temu był znacznie lepszy.To było spotkanie dla gości z apartamentów i z najwyższymi statusami w Costa Club, wyczytywanie osób z najwyższymi osiągami podrozniczymi będzie na ogólnym spotkaniu w teatrze ale nie wiem czy na nie pójdę. Zależy kiedy je zorganizują. Podobnie jak losowanie nagród.Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
@brzemia - to chyba z powodu tego makaronu
:-) Poczułem głód i z tego wszystkiego zapomniałem udostępnić folder. Mam nadzieję, że teraz już będzie OK. Tapatalk niestety póki co nie chce współpracować ze statkową siecią. Może się polubią później
:-)
Powiedz mi proszę jak Tobie udaje się nawiązywać kontakt z polakami i załogą i pozyskiwać takie informacje?Ja zazwyczaj przypadkowo dowiaduję się ze ktoś z Pl gdy słyszę rozmowy obok, ewentualnie przy stoliku mamy rokadow przydzielonych.Nie zebym specjalnie szukał rodaków, wole szkolić jezyk i doświadczenia obcojezyczne, ale ilosc pozyskanych informacji przez Ciebie w kilka godzin po wyplynieciu jest spora.A moze ty jesteś tajemniczym klientem? I testujesz rejsy?
;)Tapniete z telefonu
Pana Marcina poznałem przed spotkaniem z kapitanem. Stał w całej kapitańskiej świcie i witał się z każdym wchodzącym. Wieczorem on z kolei mnie zaczepił po teatrze i tak trafiliśmy do baru:-) Podobnie z panią Kamilą w wellness - poszedłem się wysaunować i akurat ona dawała mi w recepcji bransoletkę do drzwi. Przy okazji od niej dowiedziałem się o mechaniku z Polski. Zresztą każdy ma identyfikator z nazwą kraju, z którego pochodzi więc trudno nie zauważyć „Poland” jak z kimś rozmawiasz.A barmani i kelnerzy sami nawiązują kontakt jak coś zamawiasz w barze czy jesteś w restauracji. I zawsze można z nimi pogadać.O liczbę Polaków czy innej interesującej nacji z kolei najłatwiej spytać w recepcji. Akurat wyjaśniałem sprawę kredytu od Costy więc zadałem recepcjonistce jedno pytanie więcej
:-)I tak jakoś to leci:-) Koniec języka za przewodnika:-)
Pilnuję się póki co dzielnie:-) Niektóre rzeczy mam i tak na liście zakazów więc jem je tylko oczami. Ale akurat owoców morza na nie nie ma więc zachowując umiar mogłem popróbować.Co do internetu to jest wolno ale stabilnie. Lepiej niż rok temu. Zapewne technika też poszła do przodu ale moim zdaniem duże znaczenie wtedy miała obecność bardzo dużej liczby dzieci i nastolatków korzystających z pakietu społecznościowego (FB, twitery, komunikatory itp.), który nie ma limitów i jest najrozsądniejszy cenowo. W efekcie jak wszyscy zaczęli intensywnie korzystać to łącze przez dużą część czasu było skutecznie zapchane. Teraz pod tym względem jest znacznie lepiej.
No jak to, oczywiście, że będzie - występ @greg2014 w finale oceanicznego Voice'a
:DA tak na serio, brałeś kiedyś aktywny udział w tego typu atrakcjach na pokładzie? Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
@brzemia - tak, jutro jest planowana impreza równikowa. Ma być Neptun ze świąt, chrzest morski, okolicznościowy bufet i pewnie coś tam jeszcze. Wrzucę parę fotek i krótki komentarz.@tropikey - poza udziałem w jakichś quizach, głównie kibicuję. Zabawa często jest przy tym przednia. Akurat mam trochę samokrytyki i wiem, że śpiewać nie każdy może:-)Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
@brzemia - na pewno chodzi o podatki. To jest traktowane jako usługa a na morzu pewnie np. VAT liczy się inaczej jeśli w ogóle. Co do długości to zgoda ale to chyba nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem:-) Zresztą chodziło mi głównie o żenujące argumenty i to, że w ten sposób można łatwo zrobić krzywdę stewardom, kelnerom czy barmanom.Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
Przyklad z USA nie zawsze popłaca...Ale tam także potrafił przydażyć mi się short na 20-30% .Oczywiście na następnym rejsie była taka sama górka więc niby wszystko wychodziło na 0 , ale raz , że niesmak zawsze zostawał , a dwa , że system napiwków był jednym z powodów , który przyczynił sie do tego , że zrezygnowałem z tej pracy.
Aaaaa, rzeczywiście piękna wyspa. Bardzo mi się tam podobało. Przewinęła się zresztą ze dwa razy w moich relacjach.Wysłane z mojego SM-G950F przy użyciu Tapatalka
@greg2014 zazdraszam kolejnej wyprawy [emoji106]Czytałem również podczas wyjazdu i czerpałem z informacji z Twoich poprzednich relacji...Pozdrawiam i śledzę również.Wracając niedzielnym wieczornym lotem z Gwadelupy dało się słyszeć sporo polskiej mowy.... @samaki9 jeśli wracałeś Levelem to gdzieś się pewnie minęliśmy ...
@samaki9 w Levelu wracało sporo rodaków...Wasz 747 stał gate obok naszego, jak zauważył @greg2014 Gwadelupa zyskała na popularności wśród Polaków. My tylko 1 dnia podczas tygodniowego pobytu nie spotkaliśmy naszych...
"Wyprowadzanie psow na spacer" to jeden z wielu tutejszych "zawodow" ...funkcjonuje to we wszystkich miastach i miasteczkach ...przyjemnie z pozytecznym ....
Właśnie przeczytałem, że dzisiaj Norwegian sprzedał swoją argentyńską spółkę konkurencji - przewoźnikowi JetSmart Airlines. Ponieważ umowa weszła w życie dzisiaj, wygląda na to, że załapałem się na jeden z ostatnich lotów pod rządami europejskiego właściciela.
greg2014 napisał:Niestety tutaj za wiele nie zobaczyłem. Co prawda 30 minut później była zaplanowana wycieczka ale wyłącznie w języku hiszpańskim.Po mojej wrześniowej wizycie w Concha y Toro koło Santiago, a w zasadzie po spożytych tam trunkach, zacząłem władać hiszpańskim, niczym matador
:DWysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
To są zdjęcia z jednego dnia, czy z dwóch różnych? Pytam, bo na niektórych jest piękne, bezchmurne niebo, a na innych gęsta pierzyna obłoków. Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
@tropikey - zasadniczo fotki są z jednego dnia. W ostatnim mailu tylko fotki małej demonstracji i odpływającego statku są z wtorku, pozostałe z poniedziałku. Pogoda w Valpo jest specyficzna. Rano jest zimno, chmury i mgła. We wtorek była nawet krótka mżawka. W ciągu dnia robi się pięknie i bezchmurnie, z temperaturą ponad 25st. A wieczór znów jest zimny. To pewnie kwestia zimnego prądu morskiego. Tak samo było i w poniedziałek i we wtorek.
No właśnie to do mnie dociera. Trochę się odzwyczaiłem. W Valpo zimne poranki nie oznaczały raczej mniej niż 10st:-) Może w Berlinie będzie cieplej to zaliczę szok termiczny na raty:-)
Tak jak wspominałem wcześniej, statek zacumował w przemysłowej części portu, skąd pasażerowie są dowożeni autobusem portowym do terminala pasażerskiego. W tym ostatnim czekało na nas miłe powitanie orkiestry dętej:
Kolega-muzyk ocenił ją wysoko. Rzeczywiście miło było posłuchać :-)
Samo Recife to jedna z kolejnych tzw. „wenecji” – tym razem „brazylijska wenecja”. Określenie bierze się stąd, że miasto leży na kilku wyspach połączonych sporą ilością mostów. Zresztą sam terminal pasażerski również jest zlokalizowany na jednej z takich wysp.
Kilkaset metrów od terminala zaczyna się najstarsza część miasta, w której wytyczono „Marco Zero” – punkt uważany za historyczny początek miasta. Dzisiaj zlokalizowany jest w nim napis „Recife”:
Miejsce uzupełnia masa knajpek, a w oddali park powstały z okazji 500-lecia Recife z charakterystyczną rzeźbą Francisco Brennanda:
Zainteresowani mogą tam popłynąć regularnie kursującą łódką.
Zresztą okoliczne kamieniczki również wprowadzają w klimat epoki:
…szczególnie jeśli dodać, że zwiedzanie zaliczaliśmy w temperaturze dobrze powyżej 30 stopni przy wilgotności na poziomie 80%...
Warto – chociaż wcale nie oznacza, że jest to łatwe – przejść nieco dalej na Plac Republiki, przy którym zlokalizowanych jest kilka miejskich reprezentacyjnych budynków, w tym m.in. Saint Isabel Theater:
…dawny pałac gubernatorów:
…czy w końcu budynek sądu:
W sąsiedztwie tego ostatniego, na uwagę zasługuje kilkusetletni baobab:
Eksplorując starówkę, nie sposób pominąć położonego w sąsiedztwie dawnego klasztoru św. Franciszka (bilet: 4 reale) ze słynną złotą kapliczką mogącą konkurować tylko z tym co można zobaczyć w kościołach Salvador de Bahia (jeszcze przed nami):
Zresztą zakrystia oraz przylegające pomieszczenia również są warte odwiedzin:
…podobnie jak dawne klasztorne krużganki:
Idąc dalej trudno nie zauważyć licznych kamienic z czasów kolonialnych. Fasady niektórych z nich niestety są w opłakanym stanie:
Przy okazji – rzut oka na uliczne stoisko z kokosami po jednym realu za sztukę:
Idąc dalej, odwiedziliśmy plac Patio do Livramento wraz z położoną przy nim niewielką świątynią:
Podobnie jak inne kościoły w Ameryce Południowej, jej nieodłączną częścią jest cmentarz połączony z kolumbarium, w którym chowano księży oraz osoby z jakichś powodów uznane za zasłużone dla danego miejsca:
Również tutaj zakrystia robi wrażenie:
Kolejnym kościołem na naszej trasie był kościół pod wezwaniem św. Piotra:
…oraz Basilica do Carmo:
…z obowiązkowym kolumbarium:
Starówka Recife ma jeszcze kilka innych twarzy. Kościołów jest tutaj od zatrzęsienia. Do tego wąskie uliczki, w których handluje się wszystkim co możliwe (duże wrażenie robią stoiska z mięsem – w tym upale przyprawiłyby z pewnością o zawał pracowników polskiego Sanepidu). Jakby było mało – liczne knajpki, jakieś rozstawiane i demontowane mikrosceny, sklepiki, uliczni handlarze, sprzedawcy kokosów, wody, słodyczy i nie wiadomo czego jeszcze. Przemieszczający się wózkami albo obnoszący swój towar z miejsca na miejsce. Do tego niestety należy dodać również smutne obrazki – bezdomnych, śmieci oraz ewidentne oznaki biedy i wieloletnich zaniedbań co do stanu infrastruktury. Takie po prostu jest Recife.
Spacerek po starówce w nieprawdopodobnym upale zajął nam niespełna 2 godziny. Kiedy uznaliśmy, że nam wystarczy zamówiłem Ubera i wybraliśmy się na zwiedzanie klimatycznej Olindy. A ponieważ muszę uporządkować zdjęcia, napiszę o tym nieco później.Olinda to jak dla mnie zupełnie inny świat w porównaniu z Recife. Miasteczko położone jest w odległości ok. 10-20 km od Recife (zależy skąd liczyć) w przeszłości odgrywało zdecydowanie większe znaczenie niż samo Recife. Jego kolonialny charakter i specyficzna zabudowa w dużej części zachowała się do dzisiaj.
Najłatwiej się tam dostać z Recife lokalnym autobusem. My wybraliśmy Ubera, ze względu na czas (autobus jedzie tam kilkakrotnie dłużej ze względu na masę przystanków po drodze). Zresztą koszt był niewielki – ok. 24 reale po podziale na kilka osób było kwotą niewiele większą niż zapłacilibyśmy za wspomniany autobus.
Samą Olindę można było zobaczyć jeszcze ze statku:
Na miejscu, zwiedzanie najlepiej rozpocząć od katedry, która położona jest najwyżej. Można stąd powoli schodzić w dół w stronę wybrzeża:
Wejście do samej katedry kosztuje 2 reale. Wnętrza specjalnie nie powalają – ascetyzm do kwadratu. Na uwagę zasługuje szczególnie taras widokowy, z którego można podziwiać przepiękną panoramę wybrzeża oraz Recife:
Olinda to nie tylko katedra i jej okolice ale również strome, brukowane uliczki, kolorowe domki, kwieciste ogrodzenia, murale, niewielkie powciskane w różne miejsca bary i knajpki. Naprawdę warto się zapuścić w tamtejsze uliczki. Jeśli zwiedzanie zaczyna się od katedry to jest to tym łatwiejsze bo zasadniczo schodzi się w dół:
Kościołów w Olindzie (podobnie jak w Recife) nie brakuje. Na uwagę zasługuje szczególnie kilka z nich, w tym klasztor Sao Bento:
oraz położona na wzgórzu Igreja do Carmo:
Na Olindę warto zarezerwować sobie minimum 2 godziny. My po zaliczeniu rundki, odwiedziliśmy jeszcze jeden z miejscowych barów, w którym nabraliśmy sił i uzupełniliśmy płyny :-)
Stąd (również uberem) wybraliśmy się do ostatniego celu naszej wycieczki – na plażę Boa Viadem położną w Recife.Na koniec kilka fotek z najbardziej leniwej części naszej wycieczki w Recife - plaży Boa Viagem.
Jest to specyficzna plaża ze względu na bonus, który może podnieść poziom adrenaliny u każdego – obecność rekinów, przed którymi ostrzegają na każdym kroku odpowiednie tablice:
Plaża ciągnie się dosłownie kilometrami, przestrzeń na niej wystarczyłaby, aby pomieścić populację średniego europejskiego kraju i nie ma szans, żeby nie znaleźć jakiegoś miejsca dla siebie.
Sama plaża jest o tyle specyficzna, że w odległości do ok. 100 metrów od brzegu zlokalizowany jest pas rafy koralowej. Obszar pomiędzy nią a brzegiem jest w praktyce basenem dla plażowiczów. W czasie odpływu jest to po prostu niegroźny brodzik (poniższe zdjęcia pochodzą z mojego poprzedniego pobytu w Recife):
Akurat w czasie naszego pobytu miał miejsce przypływ. Rafa koralowa była całkowicie zalana wodą i niewidoczna:
Z tego powodu ostrzeżenia związane z rekinami są szczególnie istotne w okresie przypływu, kiedy mogą one teoretycznie wpłynąć do basenu pomiędzy rafą koralową a brzegiem. Zresztą w czasie naszej obecności niewielu było widać chętnych do morskiej kąpieli. Jak widać ostrzeżenia są skuteczne:-)
Na pożegnanie zaliczyłem jeszcze kokosa:
…i nienerwowo (tzn. uberem) wróciliśmy na statek.
Co ciekawe, plaża była jedynym miejscem, w którym jeden z miejscowych zwrócił mi uwagę, abym nie trzymał telefonu komórkowego w ręku ponieważ ktoś może podjechać na rowerze i mi go wyrwać. Ale tak tutaj jak i w poprzednio opisywanych miejscach czułem się jak najbardziej bezpiecznie.
Podsumowując: byłem w Recife drugi raz. Jak dla mnie, pomimo swoich fawelowskich miejscami klimatów (ale gdzie w Brazylii ich nie ma), jest to naprawdę klimatyczne miejsce, w którym jest sporo do zobaczenia – szczególnie jeśli ktoś zdecyduje się na wypad do Olindy. Polecam :-)Kolejnym punktem na nasze trasie było Maceio - miejscowość typowo plażingowa. To znaczy lepiej skupić się na plażach – jest jeszcze samo (całkiem spore zresztą) miasto ale trzeba się do niego wybierać świadomie, tzn. być przygotowanym, że jego zdecydowana większość jest mało reprezentacyjna i raczej bardzo biedna.
To pierwsze widoczki na Maceio jeszcze ze statku:
Swoją drogą nie wiem, o co chodzi w brazylijskich miastach z tymi masztami. Są wszechobecne. Widać to szczególnie na reprezentacyjnej Pauliście w Sao Paulo. Na co drugim budynku przy tej ulicy stoi jakiś maszt…
Podobnie jak w Recife, tak samo w Maceio pływy oceanu są bardzo zauważalne. W czasie odpływu odsłania się pas rafy koralowej, przy której cumują łodzie wycieczkowe dowożące do niej zwykle wycieczki z lądu:
Port Maceio ma charakter przemysłowo-wojenny. Poruszanie się pieszo jest zabronione ale władze portowe zapewniają darmowe autobusy teoretycznie dowożące pasażerów do bramy portowej. Zanim jednak wsiadłem do autobusu, zaliczyłem spotkanie z lokalnym bandem?
Costa w Maceio oferowała pasażerom płatny transfer na jedną z najbardziej popularnych plaż w Maceio (Pajucara) za 7 EUR w dwie strony. Co ciekawe, darmowy portowy autobus zamiast do bramy portu zawoził wszystkich również na tę samą plażę. Różnica polegała na tym, że jego przystanek był kilkaset metrów bliżej portu niż tego z Costy. Kolejny dowód, że nie warto brać płatnych transferów ze statku…
Sama plaża Pajucara ciągnie się na kilka kilometrów, miejscami ma kilkaset metrów szerokości. Jest na niej masa ludzi ale tak jakby nikogo nie było: