W Kristiansand nasze statkowe nasze tendery cumowały obok Kilden – miejscowego teatru o dość oryginalnej elewacji:
A to Kilden w pełnej okazałości:
Patrząc na plan miasta miałem początkowo wrażenie, że jestem gdzieś w Stanach. Miasto ma praktycznie kształt regularnego kwadratu z równoległym układem ulic przecinających się prawie wyłącznie pod kątem prostym. Warto dodać, że poniższą mapkę miasta z sugerowanymi trasami zwiedzania można zresztą zobaczyć w wielu miejscach – pod tym względem nie sposób się tutaj zgubić:
Po zejściu ze statku, w okolicy Kilden i portu nie sposób nie przejść przez dzielnicę Fiskebrygga, której kształt determinuje kilka portowych kanałów z towarzyszącymi im drewnianymi domkami oraz kamieniczkami, licznymi knajpkami, zaparkowanymi łódkami i jachtami – całość połączona kilkoma mostkami dla pieszych:
Nie wymyślając Ameryki, zgodnie z sugerowaną trasą skierowałem się w pierwszej kolejności w kierunku XVII-wiecznej twierdzy Christiansholm, pośrodku której położona jest rotunda:
Historycznie twierdzę wybudowano na wyspie i połączono ze stałym lądem długim mostem. Aktualnie nie ma po nim śladu:
W środku pozostało kilka armat – w przeszłości było ich aż 62:
Pośrodku twierdzy stoi spora rotunda o średnicy ok. 35 metrów, w której znajdowała się w przeszłości między innymi kwatera komendanta:
Zainteresowani mogą wejść po krętych schodkach na jej górny poziom jednak poza tym, że uzyskamy możliwość zrobienia ładnego zdjęcia, nie zobaczymy wiele więcej. Rotunda jest aktualnie wykorzystywana jako sala na potrzeby bankietów i konferencji i poza tym stoi zamknięta.
Określenie "riviera", o którym pisałem wcześniej jednak zobowiązuje – praktycznie pierwsza i druga linia zabudowy od strony morza to bardzo współczesne apartamentowce, których ogłoszenia sprzedaży wiszą dosłownie na każdym kroku:
Dumą Kristiansand jest dzielnica Posebyen – kilka kwartałów ulic starego miasta zabudowanych tradycyjnymi drewnianymi budynkami. Od skansenu w Aarhus czy trochę teatralnego Bryggen w Bergen różni się ona zasadniczo –większość z nich do dziś pełni funkcje mieszkalne lub użytkowe:
Spacerując po Posebyen spotkałem jeszcze jedną osobliwą budowlę…pompatyczną restaurację McDonalds z pałacową fasadą, która w moim przynajmniej mniemaniu bardziej pasowałaby do jakiegoś kochającego bizantyjski rozmach miasta z b. ZSRR lub Chin niż do wydawałoby się minimalistycznej w formie Norwegii. Jak widać nie można ulegać stereotypom:-)
W centrum miasta zlokalizowana jest neogotycka katedra:
Bezpośrednio do Kristiansand (po lewej stronie patrząc na mapkę) przylega kilka parków. Pierwszy to bardzo rozległa Baneheia. Na jednej ze skał tego parku przylegających do zabudowy miejskiej zlokalizowany jest umowny punkt widokowy:
Sam park Baneheia jest naprawdę spory i bardzo zróżnicowany. Jest w nim kilka jezior o bardzo nieregularnym kształcie, sporo skał i przede wszystkim masa prowadzących gdzieś całkiem daleko szlaków a także lokalnych ścieżek:
Nieco dalej (można do niego dojść bezpośrednio z Baneheia) rozciąga się mniejszy park – Ravendalen, którego znakiem rozpoznawczym jest wysoki klif:
Wracając do portu trafiłem jeszcze na drugi punkt widokowy położony na skraju parku Baneheia:
…a już w mieście – pochodzący z XIX wieku reprezentacyjny budynek, który do niedawna był siedzibą Narodowego Banku Norwegii:
W pobliżu portu oraz Kilden warto jeszcze wspomnieć o zielonym i skalistym zarazem półwyspie Odderoya, który jeszcze niedawno był zamknięty dla mieszkańców (znajdowały się tutaj obiekty wojskowe). Aktualnie jego funkcję zmieniono na kolejny park miejski. O jego dawnym "życiu" świadczą liczne pozostałości – okopy, resztki bunkrów czy baterie dział:
Tymczasem pogoda się nieco zmieniła i trochę się nawet zachmurzyło. Z tego powodu powoli skierowałem się do tendera, który już prawie odpływał:
Wsiadłem do niego w samą porę – dosłownie tuż po tym jak odbił od brzegu lunął bardzo intensywny deszcz. Ulewa trwała max. 10 minut – gdy dopływaliśmy do statku już dobiegała końca. Piszę jednak o niej ponieważ był to jedyny deszcz z jakim (nie licząc mżawki po przylocie do Kopenhagi jeszcze przed rejsem) spotkałem się w ciągu tych dwóch tygodni – a w Norwegii pierwszym i zarazem ostatnim.
Punktualnie o 19 Costa Favolosa podniosła kotwicę i ruszyliśmy dalej. Jeszcze ostatnie wysepki z okolic Kristiansand:
Camping is allowed for up to 2 days in the city mountains. Exceptions around Fløyen and in areas close to drinking waters or waters supplying, adjoining or close to the drinking waters. Swimming is permitted in any water that is not drinking water or within the catchment for drinking waters.Do portu w Oslo przybiliśmy z samego rana.
Pierwotnie w ramach konsumpcji wspomnianego już kredytu otrzymanego od Costy w prezencie, miałem w tym porcie zaplanowaną wycieczkę po mieście. Niestety dzień wcześniej otrzymałem informację, że w związku z brakiem wystarczającej liczby chętnych wycieczka została anulowana a zaproponowane mi inne jej wersje językowe niespecjalnie mi odpowiadały. W efekcie zostałem na przysłowiowym lodzie…więc postanowiłem z jakimiś modyfikacjami zrealizować plan niedoszłej wycieczki we własnym zakresie.
Poranna panorama Oslo rozciągająca się z górnych pokładów zdawała się potwierdzać opinię z relacji internetowych, że to mało ciekawe miasto – no może poza widoczną w oddali skocznią Holmenkollen, która wyraźnie wybijała się spośród mało ciekawego otoczenia:
Sam port a w Oslo jest dość nietypowy – i po norwesku – skrajnie minimalistyczny. Nie chciałem powiedzieć, że oczekiwałem tutaj jakichś wodotrysków i orkiestry na powitanie ale w końcu bycie stolicą chyba zobowiązuje. Tym razem czekał na nas kawałek nabrzeża…i kilka obskurnych kontenerów, które z potrzeby chwili stały się sklepami (bardziej straganami) z jakimiś pamiątkami:
W porównaniu z tym, mikro-terminal w Haugesund to prawdziwe mistrzostwo świata…
Pierwsze kroki skierowałem w stronę bardzo współczesnego (początek XX wieku) miejskiego ratusza, który z zewnątrz sprawia wrażenie jakiegoś betonowego monstrum:
Nie jest to jednak zwykły ratusz… To tutaj – w jego wielkim holu co roku odbywa się uroczystość wręczenia Pokojowej Nagrody Nobla. Wstęp do ratusza jest wolny i poza czujnym okiem ochroniarzy nic nie jest w stanie nas zatrzymać przed wejściem do środka. Zdecydowanie zachęcam, aby to zrobić bo moim zdaniem warto. Sam główny hol może trochę przytłacza. Nie tyle rozmiarem co monstrualnymi i jak dla mnie trochę kiczowatymi malowidłami (a raczej muralami):
Dla zwiedzających oprócz głównego holu dostępne jest pierwsze piętro, na którym zlokalizowana jest sala obrad rady miasta wraz z towarzyszącymi mu pokojami recepcyjnymi a także sale reprezentacyjne wraz z mini-muzeum.
Jeśli chodzi o mnie to zdecydowanie największe wrażenie zrobił niepozorny pokój przylegający do sali obrad rady miasta – głównie ze względu na pokrywające 100% ścian (i prawie tyle samo sufitu) malowidła, nad którymi prawdopodobnie męczyła się armia artystów:
Sama sala obrad rady miasta jest dość typowa:
Co ciekawe, budynek nie pełni roli wyłącznie fasadowo-reprezentacyjnej. Na wyższych piętrach oraz w bocznych skrzydłach pracuje w nim kilkuset urzędników miejskich oraz toczy się tutaj normalne urzędowe życie.
Praktycznie tuż obok budynku swoją siedzibę ma Centrum Pokojowej Nagrody Nobla:
W budynku zlokalizowane jest muzeum poświęcone historii oraz laureatom Pokojowej Nagrody Nobla. Ze względu na bardzo ograniczony czas jaki mieliśmy w Oslo, musiałem je sobie odpuścić – mogę się tylko pocieszać tym, że jakiś czas temu miałem okazję odwiedzić Muzeum Alfreda Nobla w Sztokholmie, w którym spędziłem kilka godzin i które bardzo mi się podobało.
W odległości krótkiego spaceru od ratusza można zobaczyć z kolei Teatr Narodowy:
Na fasadzie budynku wśród trzech nazwisk wymieniony jest Henrik Ibsen – norweski dramatopisarz, którego pomnik stoi zresztą przed wejściem do teatru. O ile przed teatrem w Bergen, pomnikowy Ibsen sprawiał wrażenie czymś przerażonego (a może nawet zbulwersowanego), o tyle w Oslo jest to już typowy pomnik – starszy , stateczny pan nie strojący żadnych min lecz pięknie pozujący - jak do obrazka
:-)
W odległości kilkuset metrów od budynku teatru można z kolei zobaczyć piękny budynek norweskiego parlamentu. I tutaj – znowu z przyczyn, o których wspomniałem wcześniej odpuściłem sobie jego zwiedzanie (jest dostępnych kilka godzin, w których po budynku oprowadza przewodnik w języku angielskim), a samo zdjęcie niestety też nie jest idealne (z pewnej odległości – niestety inne ujęcia były zbyt mocno pod światło):
Stąd wróciłem do teatru, a w zasadzie przeszedłem na jego tyły, gdzie trochę ukryta jest stacja kolejki miejskiej (słowo "metra" byłoby nadużyciem ponieważ pod ziemią porusza się tylko w ścisłym centrum), którą chciałem pojechać na wzgórze Holmenkollen, gdzie zlokalizowany jest kompleks skoczni olimpijskich. Bilet jednorazowy (32 korony) można kupić bez problemu w automacie na stacji; należy jedynie pamiętać o jego skasowaniu w kasownikach elektronicznych przed wejściem na peron.
Sama podróż do Holmenkollen jest o tyle ciekawa, że wiedzie slalomami praktycznie cały czas pod górę – miejscami aż dziwne, że tradycyjna kolejka nie ma z tym problemu (ale podobnie było we Flam).
Po wyjściu ze stacji dotarcie do skoczni jest bardzo proste – wystarczy iść z większością tych, którzy wysiedli ponieważ kompleks skoczni to główny punkt docelowy w tym miejscu
:-)
Widok samej skoczni pojawia się zresztą dość szybko:
Niesamowite zdjęcia, szkoda ze już po, ja sie dopiero pakuję a mój rejs zaczyna się 09 czerwca.Chciałem zrobić relację, ale widzę ze nie będzie już sensu. Mam nadzieję ze twoje opisy pomogą mi w mojej wyprawie.Musisz wyrobić się do piątku !!
No jasne, że pisz relację. Zawsze jest sens-poza tym w końcu pojawi się jakaś relacja z rejsu na MSC. Poza tym nie wierzę, że w 100% będziemy w tych samych miejscach i mieli te same obserwacje-może nie jeśli chodzi o porty ale o lokalne atrakcje, możliwości ich zobaczenia itp.
:-)Co do pisania, będę się starał ale nie wiem czy się wyrobię - w każdym razie możesz śledzić na bieżąco. W Norwegii na szczęście nie ma dopłat do roamingu a we fiordach praktycznie wszędzie jest zasięg 3G lub LTE (operator Telenor). Sugeruję jedynie, żebyś wybrał sobie ręcznie operatora ponieważ automaty (jak zresztą zapewne sam pamiętasz) na statku źle się kończą. Przy słabszym zasięgu automat potrafi przełączyć się na Telenor Maritime czyli sieć GSM generowaną przez statek (tak jest u Costy czy NCL ale w MSC pewnie podobnie bo to "morski standard"), w której ceny są kosmiczne.
Wszystko wskazuje na to że w tym roku pogoda jest jak na Norwegię odlotowa i na razie zanosi się na to, że taka pozostanie przez kolejne tygodnie. Znajomy dzwonił że w Tromso prawie 10st
;-). W Stavanger (które pominęliście!) w zasadzie regularnie 25+, zaś ostatni weekend dobiło 30, szaleństwo na plażach, oraz na drogach dojazdowych do nich...Norwegia chyba faktycznie tak ma, że gdzie by się nie pojechało to znajdzie się urokliwe, a czasem wręcz powalające miejsca. I to bez względu na to czym podróżujemy.
@Złoty - Szczerze mówiąc tym razem planowałem skupić się przede wszystkim na trasie i tym co można było zobaczyć po drodze. Co do samego statku to z jednej strony traktowałem go głównie jako sypialnię/restaurację/bar i z racji intensywności rejsu mniej niż zwykle korzystałem z jego atrakcji - ale jeśli masz jakieś pytania, pytaj proszę śmiało. Postaram się odpowiedzieć.Samo funkcjonowanie na Costa Favolosa oraz jej organizacja i atrakcje wyglądają podobnie jak na innych rejsach Costy, gdzie opisałem to bardziej szczegółowo. Więcej informacji znajdziesz we wcześniejszych moich relacjach z pokładu statków Costy:rejs-wycieczkowy-z-florydy-karaiby,210,10564621-dni-na-statku-czyli-z-ziemi-wloskiej-do-dubaju,219,120651z-wyspy-na-wyspe-czyli-wyprawa-na-karaiby,211,123316
Trudno się powstrzymać od pozostawienia komentarza oglądając Twoją fotorelacje. Kiedyś też miałem okazję popłynąć rejsem do Chin, ponieważ pracodawca zapewnił to mnie i mojej małżonce w Travelinc w ramach prezentu urodzinowego od firmy. Jako Klient zresztą uważam, że jest to jeden z czołowych organizatorów rejsów statkiem na jakiego można trafić. Każdy detal dopięty jest na ostatni guzik, nie ma zbędnego zamieszania tuż przed wyjazdem, bo nagle coś się przypomni. Ceny też są przyzwoite, można trafić na fajne promocje a dodatkowo w umowie nie ma żadnych ukrytych opłat i to się ceni. Piękne wspomnienia! Dzięki, że przypomniałeś mi o moich!
Dobre pytanie.Nie widziałem żadnych dronów. Tablic o zakazie ich wykorzystania też nie widziałem - ale za bardzo się pod tym kątem nie rozglądałem. Przy wejściu na szlak jest z tego co pamiętam jakaś tablica z mapą i zasadami poruszania, ale nie czytałem - sądzę jednak, że prędzej żeby zabrać czapkę i coś do jedzenia niż żeby nie używać dronów:-) Ale swoją drogą właśnie rzuciłem okiem na YT i są tam filmy kręcone z drona więc może można...Jeśli byś się na to zdecydował uważaj tylko na wodospady - już w sporej odległości od nich jest mniejszy lub większy prysznic. Szkoda by było drona, chociaż z tego co pamiętam parę dni na palmie na Kanarach zaliczył to i z fiordami sobie pewnie poradzi:-)
jeśłi kogoś interesuje to mój rejs na fiordy który zaczyna się jutro z Kilonii właśnie staniał do 299E za osobę w kabinie z balkonem. Czasu jest mało ale wczoraj jeszcze kosztował 1499E od osoby.
Normalnie czuję się jak z indywidualnym przewodnikiem. 24h wcześniej mam dokładny opis wraz ze zdjęciami. Prawdopodobnie nawet trawa jest z tego samego koszenia, a i ekspedientka w kasie pewnie ta sama. Jeszcze raz dzięki. Właśnie wypływam z Olden i jutro będe we Fläm.Czuje się zobowiązany na najblizszym spotkaniu postawić jakieś dobre piwo.Wysłane z taptaka.
Zazdroszczę Wam tej pogody. Gdyby nie śnieg na niektórych zdjęciach, możnaby odnieść wrażenie, że rejs był gdzieś po Adriatyku
:)Kto wie, może i nam się poszczęści od 20.06...Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
@tropikey - z tego co pamętam ty lecisz chyba do Alesund. Zakładam, że to raczej nie jest miejsce na początek jakiegoś rejsu. Na długo ? Planujesz coś stacjonarnego czy jakaś objazdówka/opływówka
:-) ?
Niestety, nie rejs - a po tym, co tu (i u @brzemia) przeczytałem, to mocno żałuję. Ale i na to przyjdzie pora
:)My w Alesund mamy bazę z Airbnb + auto. Przez 6 dni mamy zamiar skupić się na okolicach Alesund, a tych nie brakuje
:)
Norwegia z każdego środka lokomocji jest przepiękna. W tym roku pogoda jest wyjątkowa, myślę ze i tobie dopisze słońce przez 20h dziennie
;)Wysłane z taptaka.
Niestety, prognozy są bardzo kiepskie. Już pal licho, że ma być 15 - 16 st. C (w sumie, na zwiedzanie to lepsze, niż 30), ale chmury i deszcze to prawdziwa zmora
:(Po cichu liczę na to, że w ciągu tygodnia te złowieszcze zapowiedzi się choć ciut zmienią. Oby...Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Super relacja. Zaniepokoił mnie tylko jeden znak na Twoim zdjęciu, ten na trasie z zakazem rozbijania namiotu. Tak jest na całym szlaku czy tylko przy tym jeziorku ? Zamierzamy jedną noc spędzić gdzieś na wzgórzach w okolicy Bergen ale w pobliżu Sandvikspilen. Wiadomo, że trzeba się trochę oddalić od głównego szlaku, ale czy nie jest to teren jakiegoś Parku Narodowego? Pozdrawiam i życzę sobie takiej pogody jaką mieliście
;)
@tropikey - W ciągu tygodnia to prognoza może się jeszcze zmienić kilka razy; na tym etapie bym się nie przejmował - za wcześnie.@mmaratonczyk - Podobne znaki widziałem wyłącznie w okolicach większych jezior - poza nimi nie przypominam sobie ani jednego. Poza tym na trasie Ulriken-Floyen widziałem dwa lub trzy rozbite namioty - nie wspominając o dzieciakach, o których pisałem - według relacji jednej z ich opiekunek nocowały one również w namiotach gdzieś w tej okolicy. Przewodnik, z którym miałem wycieczkę w Olden mówił, że w Norwegii prawo dopuszcza rozbijanie na jedną noc namiotów oraz rozpalanie ognia wszędzie (również na terenach prywatnych) za wyjątkiem tych, które wyraźnie zostały oznaczone zakazem - nakłada jednocześnie obowiązek posprzątania po sobie ale to raczej oczywiste.
No to powiem, że szok...tydzień temu z biletami nie było problemów (akurat ja korzystałem z wycieczki ale byłem sprawdzić z ciekawości).Wygląda na to, że legendy internetowe na ten temat wbrew temu co napisałem są prawdziwe...
Dopytałem w informacji. Wygląda to tak, że są bilety na 12.00 ale w 1 stronę lub powrót 3h później. Jako ze mydral to tylko stacja kolejowa i nic więcej, siedziec tam 3h i czekac na powrót to średnia atrakcja.Śewdnia wieku kupujących bilety to 70lat. Wątpię ze będą schodzić na dół.Wysłane z taptaka.
Możecie zrobić coś podobnego jak ja - wyjechać albo do końca albo do przedostatniej stacji, zejść ze dwie stacje niżej i wsiąść do pociągu powrotnego. Między Vatnahalsen a Blomheller jest ok. 7-8 km naprawdę lajtowej trasy. Jakiś kilometr wcześniej jest Kardal ale chyba trzeba odejść gdzieś od drogi w bok. Blomheller i Berekvam są bezpośrednio przy drodze, którą się schodzi z Myrdal/Vatnahalsem w dół.
Ja mam bilety kupione przez Internet. Z ciekawosci chciałem sprawdzić te teorie. Jak widac, częściowo są prawdziwe. Jeśli ktoś chce czekać kilka godzin na stacji to moze. Lepiej jednak zejść pieszo na dół.Wysłane z taptaka.
A udało Ci się kupić bilet przez internet w obie strony ? Z tego co sprawdzałem to na https://www.nsb.no/ dostępne są tylko bilety w jedną stronę (oczywiście można kupić dwa pojedyncze - osobno tam i z powrotem chociaż wtedy jest drożej niż zwykły bilet łączony).W takim razie życzę miłych wrażeń na trasie
:-)
@mmaratonczyk - Z ciekawości sprawdziłem kwestię dot. rozbijania namiotów w górach u źródła. Z informacji na stronie https://en.visitbergen.com/things-to-do ... en-p984113 wynika, że jest to dozwolone. Najbardziej istotny fragment:Camping and swimming:Camping is allowed for up to 2 days in the city mountains. Exceptions around Fløyen and in areas close to drinking waters or waters supplying, adjoining or close to the drinking waters. Swimming is permitted in any water that is not drinking water or within the catchment for drinking waters.
W Kristiansand nasze statkowe nasze tendery cumowały obok Kilden – miejscowego teatru o dość oryginalnej elewacji:
A to Kilden w pełnej okazałości:
Patrząc na plan miasta miałem początkowo wrażenie, że jestem gdzieś w Stanach. Miasto ma praktycznie kształt regularnego kwadratu z równoległym układem ulic przecinających się prawie wyłącznie pod kątem prostym. Warto dodać, że poniższą mapkę miasta z sugerowanymi trasami zwiedzania można zresztą zobaczyć w wielu miejscach – pod tym względem nie sposób się tutaj zgubić:
Po zejściu ze statku, w okolicy Kilden i portu nie sposób nie przejść przez dzielnicę Fiskebrygga, której kształt determinuje kilka portowych kanałów z towarzyszącymi im drewnianymi domkami oraz kamieniczkami, licznymi knajpkami, zaparkowanymi łódkami i jachtami – całość połączona kilkoma mostkami dla pieszych:
Nie wymyślając Ameryki, zgodnie z sugerowaną trasą skierowałem się w pierwszej kolejności w kierunku XVII-wiecznej twierdzy Christiansholm, pośrodku której położona jest rotunda:
Historycznie twierdzę wybudowano na wyspie i połączono ze stałym lądem długim mostem. Aktualnie nie ma po nim śladu:
W środku pozostało kilka armat – w przeszłości było ich aż 62:
Pośrodku twierdzy stoi spora rotunda o średnicy ok. 35 metrów, w której znajdowała się w przeszłości między innymi kwatera komendanta:
Zainteresowani mogą wejść po krętych schodkach na jej górny poziom jednak poza tym, że uzyskamy możliwość zrobienia ładnego zdjęcia, nie zobaczymy wiele więcej. Rotunda jest aktualnie wykorzystywana jako sala na potrzeby bankietów i konferencji i poza tym stoi zamknięta.
Określenie "riviera", o którym pisałem wcześniej jednak zobowiązuje – praktycznie pierwsza i druga linia zabudowy od strony morza to bardzo współczesne apartamentowce, których ogłoszenia sprzedaży wiszą dosłownie na każdym kroku:
Dumą Kristiansand jest dzielnica Posebyen – kilka kwartałów ulic starego miasta zabudowanych tradycyjnymi drewnianymi budynkami. Od skansenu w Aarhus czy trochę teatralnego Bryggen w Bergen różni się ona zasadniczo –większość z nich do dziś pełni funkcje mieszkalne lub użytkowe:
Spacerując po Posebyen spotkałem jeszcze jedną osobliwą budowlę…pompatyczną restaurację McDonalds z pałacową fasadą, która w moim przynajmniej mniemaniu bardziej pasowałaby do jakiegoś kochającego bizantyjski rozmach miasta z b. ZSRR lub Chin niż do wydawałoby się minimalistycznej w formie Norwegii. Jak widać nie można ulegać stereotypom:-)
W centrum miasta zlokalizowana jest neogotycka katedra:
Bezpośrednio do Kristiansand (po lewej stronie patrząc na mapkę) przylega kilka parków. Pierwszy to bardzo rozległa Baneheia. Na jednej ze skał tego parku przylegających do zabudowy miejskiej zlokalizowany jest umowny punkt widokowy:
Sam park Baneheia jest naprawdę spory i bardzo zróżnicowany. Jest w nim kilka jezior o bardzo nieregularnym kształcie, sporo skał i przede wszystkim masa prowadzących gdzieś całkiem daleko szlaków a także lokalnych ścieżek:
Nieco dalej (można do niego dojść bezpośrednio z Baneheia) rozciąga się mniejszy park – Ravendalen, którego znakiem rozpoznawczym jest wysoki klif:
Wracając do portu trafiłem jeszcze na drugi punkt widokowy położony na skraju parku Baneheia:
…a już w mieście – pochodzący z XIX wieku reprezentacyjny budynek, który do niedawna był siedzibą Narodowego Banku Norwegii:
W pobliżu portu oraz Kilden warto jeszcze wspomnieć o zielonym i skalistym zarazem półwyspie Odderoya, który jeszcze niedawno był zamknięty dla mieszkańców (znajdowały się tutaj obiekty wojskowe). Aktualnie jego funkcję zmieniono na kolejny park miejski. O jego dawnym "życiu" świadczą liczne pozostałości – okopy, resztki bunkrów czy baterie dział:
Tymczasem pogoda się nieco zmieniła i trochę się nawet zachmurzyło. Z tego powodu powoli skierowałem się do tendera, który już prawie odpływał:
Wsiadłem do niego w samą porę – dosłownie tuż po tym jak odbił od brzegu lunął bardzo intensywny deszcz. Ulewa trwała max. 10 minut – gdy dopływaliśmy do statku już dobiegała końca. Piszę jednak o niej ponieważ był to jedyny deszcz z jakim (nie licząc mżawki po przylocie do Kopenhagi jeszcze przed rejsem) spotkałem się w ciągu tych dwóch tygodni – a w Norwegii pierwszym i zarazem ostatnim.
Punktualnie o 19 Costa Favolosa podniosła kotwicę i ruszyliśmy dalej. Jeszcze ostatnie wysepki z okolic Kristiansand:
…i wyszliśmy na pełne morze. Kierunek Oslo :-)
PS. Na stronie z przewodnikami portowymi, o której pisałem wcześniej można znaleźć również przewodnik dot. Kristiansand – zainteresowanych odsyłam na https://www.tomsportguides.com/port-guides.html@mmaratonczyk - Z ciekawości sprawdziłem kwestię dot. rozbijania namiotów w górach u źródła. Z informacji na stronie https://en.visitbergen.com/things-to-do ... en-p984113 wynika, że jest to dozwolone.
Najbardziej istotny fragment:
Camping and swimming:
Camping is allowed for up to 2 days in the city mountains.
Exceptions around Fløyen and in areas close to drinking waters or waters supplying, adjoining or close to the drinking waters.
Swimming is permitted in any water that is not drinking water or within the catchment for drinking waters.Do portu w Oslo przybiliśmy z samego rana.
Pierwotnie w ramach konsumpcji wspomnianego już kredytu otrzymanego od Costy w prezencie, miałem w tym porcie zaplanowaną wycieczkę po mieście. Niestety dzień wcześniej otrzymałem informację, że w związku z brakiem wystarczającej liczby chętnych wycieczka została anulowana a zaproponowane mi inne jej wersje językowe niespecjalnie mi odpowiadały. W efekcie zostałem na przysłowiowym lodzie…więc postanowiłem z jakimiś modyfikacjami zrealizować plan niedoszłej wycieczki we własnym zakresie.
Poranna panorama Oslo rozciągająca się z górnych pokładów zdawała się potwierdzać opinię z relacji internetowych, że to mało ciekawe miasto – no może poza widoczną w oddali skocznią Holmenkollen, która wyraźnie wybijała się spośród mało ciekawego otoczenia:
Sam port a w Oslo jest dość nietypowy – i po norwesku – skrajnie minimalistyczny. Nie chciałem powiedzieć, że oczekiwałem tutaj jakichś wodotrysków i orkiestry na powitanie ale w końcu bycie stolicą chyba zobowiązuje. Tym razem czekał na nas kawałek nabrzeża…i kilka obskurnych kontenerów, które z potrzeby chwili stały się sklepami (bardziej straganami) z jakimiś pamiątkami:
W porównaniu z tym, mikro-terminal w Haugesund to prawdziwe mistrzostwo świata…
Pierwsze kroki skierowałem w stronę bardzo współczesnego (początek XX wieku) miejskiego ratusza, który z zewnątrz sprawia wrażenie jakiegoś betonowego monstrum:
Nie jest to jednak zwykły ratusz… To tutaj – w jego wielkim holu co roku odbywa się uroczystość wręczenia Pokojowej Nagrody Nobla.
Wstęp do ratusza jest wolny i poza czujnym okiem ochroniarzy nic nie jest w stanie nas zatrzymać przed wejściem do środka. Zdecydowanie zachęcam, aby to zrobić bo moim zdaniem warto.
Sam główny hol może trochę przytłacza. Nie tyle rozmiarem co monstrualnymi i jak dla mnie trochę kiczowatymi malowidłami (a raczej muralami):
Dla zwiedzających oprócz głównego holu dostępne jest pierwsze piętro, na którym zlokalizowana jest sala obrad rady miasta wraz z towarzyszącymi mu pokojami recepcyjnymi a także sale reprezentacyjne wraz z mini-muzeum.
Jeśli chodzi o mnie to zdecydowanie największe wrażenie zrobił niepozorny pokój przylegający do sali obrad rady miasta – głównie ze względu na pokrywające 100% ścian (i prawie tyle samo sufitu) malowidła, nad którymi prawdopodobnie męczyła się armia artystów:
Sama sala obrad rady miasta jest dość typowa:
Co ciekawe, budynek nie pełni roli wyłącznie fasadowo-reprezentacyjnej. Na wyższych piętrach oraz w bocznych skrzydłach pracuje w nim kilkuset urzędników miejskich oraz toczy się tutaj normalne urzędowe życie.
Praktycznie tuż obok budynku swoją siedzibę ma Centrum Pokojowej Nagrody Nobla:
W budynku zlokalizowane jest muzeum poświęcone historii oraz laureatom Pokojowej Nagrody Nobla. Ze względu na bardzo ograniczony czas jaki mieliśmy w Oslo, musiałem je sobie odpuścić – mogę się tylko pocieszać tym, że jakiś czas temu miałem okazję odwiedzić Muzeum Alfreda Nobla w Sztokholmie, w którym spędziłem kilka godzin i które bardzo mi się podobało.
W odległości krótkiego spaceru od ratusza można zobaczyć z kolei Teatr Narodowy:
Na fasadzie budynku wśród trzech nazwisk wymieniony jest Henrik Ibsen – norweski dramatopisarz, którego pomnik stoi zresztą przed wejściem do teatru. O ile przed teatrem w Bergen, pomnikowy Ibsen sprawiał wrażenie czymś przerażonego (a może nawet zbulwersowanego), o tyle w Oslo jest to już typowy pomnik – starszy , stateczny pan nie strojący żadnych min lecz pięknie pozujący - jak do obrazka :-)
W odległości kilkuset metrów od budynku teatru można z kolei zobaczyć piękny budynek norweskiego parlamentu. I tutaj – znowu z przyczyn, o których wspomniałem wcześniej odpuściłem sobie jego zwiedzanie (jest dostępnych kilka godzin, w których po budynku oprowadza przewodnik w języku angielskim), a samo zdjęcie niestety też nie jest idealne (z pewnej odległości – niestety inne ujęcia były zbyt mocno pod światło):
Stąd wróciłem do teatru, a w zasadzie przeszedłem na jego tyły, gdzie trochę ukryta jest stacja kolejki miejskiej (słowo "metra" byłoby nadużyciem ponieważ pod ziemią porusza się tylko w ścisłym centrum), którą chciałem pojechać na wzgórze Holmenkollen, gdzie zlokalizowany jest kompleks skoczni olimpijskich. Bilet jednorazowy (32 korony) można kupić bez problemu w automacie na stacji; należy jedynie pamiętać o jego skasowaniu w kasownikach elektronicznych przed wejściem na peron.
Sama podróż do Holmenkollen jest o tyle ciekawa, że wiedzie slalomami praktycznie cały czas pod górę – miejscami aż dziwne, że tradycyjna kolejka nie ma z tym problemu (ale podobnie było we Flam).
Po wyjściu ze stacji dotarcie do skoczni jest bardzo proste – wystarczy iść z większością tych, którzy wysiedli ponieważ kompleks skoczni to główny punkt docelowy w tym miejscu :-)
Widok samej skoczni pojawia się zresztą dość szybko:
A tak wygląda ona po bliższym "zapoznaniu":