Dodaj Komentarz
Komentarze (31)
brzemia
24 listopada 2017 07:36
Odpowiedz
Czekam na kolejne odcinki i mam nadzieje ze beda tak interedujace jak te z poprzednich rejsow. Stopy wody pod kilem !Wysłane z taptaka.
brzemia
24 listopada 2017 16:35
Odpowiedz
Na pierwszy rzut oka jak wygląda obłożenie statku? Pewnie okarze sie dopiero przy kolacji. Skoro dostaleś upgrade do balkonu musieli miec jakieś luzy.Wysłane z taptaka.
greg2014
24 listopada 2017 16:42
Odpowiedz
Myślę, że obłożenie jest powyżej 90%. Patrzyłem wczoraj z ciekawości i były wolne pojedyncze kabiny. Ale postaram się to dokładniej ustalić u p.Magdy:-)Upgrade dostałem w ramach programu lojalnościowego - został mi przyznany ponad 2 miesiące temu, kiedy jeszcze nie było wiadomo jakie będzie obłożenie.
macq91
25 listopada 2017 09:25
Odpowiedz
Pracowałem kilka lat temu na podobnym statku pasażetskim w Japonii. Paszporty zabierają i to standardowa procedura, oddają tylko w niektórych portach a stemplują bardzo rzadko. Zawsze trzeba mieć przy sobie kopię paszportu jeśli się wychodzi do portu. Generalnie na tej trasie na szczęście nie ma za dużych fal. Jak sobie przypomnę trasę z Kapsztadu do Buenos Aires lub kalifornijskie wybrzeże to do tej pory mi się w głowie kręci
:)
greg2014
25 listopada 2017 16:23
Odpowiedz
@macq91 - Być może od Twoich czasów się trochę pozmieniało ale z tymi paszportami i stemplowaniem to jest bardzo różnie – z moich doświadczeń wynika, że zależy to od wielu czynników: obywatelstwa, regionu, operatora i czegoś tam może jeszcze. Przykładowo w Europie nigdy ode mnie nie odbierano paszportu – ale już od obywateli państw nie należących do UE tak. Gdy byłem na Karaibach paszportów nie zabierano zupełnie nikomu. Z kolei na Bliskim Wschodzie i Azji zabierano jak dotąd zawsze i wszystkim. Tam też paszporty były stemplowane w prawie każdym porcie. Przynajmniej takie są moje doświadczenia:-)A wracając do rejsu: w ramach pobytu w Civitavecchi zrobiłem sobie wypad do Tarquini (ok. 15-20 km od portu) – w przeszłości w jego obecnych granicach była położona jedno z najważniejszych miast (osad ?) Etrusków. Na jego gruzach powstało średniowieczne malownicze miasteczko, w którym naprawdę jest sporo do zobaczenia. Napiszę o tym później bo kolekcja zdjęć wymaga przejrzenia i ogarnięcia.
brzemia
27 listopada 2017 07:44
Odpowiedz
Zastanawia mnie sprawa izraelskich pogranicznikow. Masz jeszcze 2 porty w Grecji po drodze przed Eliatem. Nie mogli wsiasc dzis a wysiasc jutro w Atenach?Wysłane z taptaka.
samaki9
27 listopada 2017 11:09
Odpowiedz
brzemia- pewnie 2 godziny pracy , a cały dzień dłuzej wycieczki
;)
greg2014
27 listopada 2017 14:03
Odpowiedz
@brzemia - Też byłem zdziwiony i wczoraj pytałem o to nasze C.I.A. czyli panią Magdę z recepcji. Ekipa izraleska płynie z nami aż do Eljatu i tak jak napisał @samaki obecnie ma już prawie fajrant. Zrobili co mieli zrobić, ewentualnie zostały im pojedyncze osoby, które nie stawiły się wczoraj (obowiązek dotyczył wszystkich - nawet tych, którzy nie planują w porcie schodzić ze statku) plus jeden dzień zajmie im pewnie podobny "teatr" z załogą. Wczoraj mieli to wszystko rozpisane wg pokładów, na których się mieszka - od godziny 8:00 do 12:30. Costa podzieliła wszystkich pasażerów na grupy (właśnie wg zajmowanych pokładów), aby uniknąć kolejek chociaż biorąc pod uwagę ile czasu izrealscy pogranicznicy poświęcali poszczególnym osobom trudno było sobie je wyobrazić.
leszczu007
29 listopada 2017 09:26
Odpowiedz
Świetna relacja, czytam z wielkim zaciekawieniem
:) Czekam oczywiście na ciąg dalszy
:)Pozdrawiam ze śnieżnych Gliwic.
zeus
29 listopada 2017 15:06
Odpowiedz
Taki trochę grammar nazi z mojej strony
:)Do Pireusu mówimy Pireas (Πειραιάς) lub czasami z greki Πειραιεύς (Pirews)No i to nie dzielnica, tylko oddzielne miasto
:)
greg2014
29 listopada 2017 15:11
Odpowiedz
Konstruktywna krytyka jest zawsze mile widziana:-)Już skorygowane. A po powrocie muszę się chyba wybrać do laryngologa bo widać słuch mnie zawodzi:-)
brzemia
29 listopada 2017 17:34
Odpowiedz
Czytając twoje posty z encyklopedyczna wiedza o portach i wycieczkach dopasowanych do czasu postoju statkow w porcie, wydaje mi się że twoja wiedzę nalezy wykorzystac tworzac katalog portow wraz z opisem zwiedzania. Jest takie cos w jezyku angielskim, sugruje w ramach forum w wydzielenie tematow tej kategorii dla forumowiczow.Wysłane z taptaka.
greg2014
29 listopada 2017 18:55
Odpowiedz
No szczerze mówiąc to informację o autobusie X80 dostałeś chyba wtedy właśnie ode mnie...dałem ciała ale do głowy mi nie przyszło, że może nie jeździć.A wczoraj z ciekawości popatrzyłem na rozkład - zarówno tam jak i na budce obok portu w Atenach, gdzie sprzedają bilety jest wielka kartka, że autobus X80 zacznie kursować od 1 maja 2018. Widocznie w tym roku było inaczej...niestety.Co do portów to staram się przy każdym zamieszczać jakieś podstawowe informacje jak się z niego wydostać. Nie wiem czy to już czas, żeby to jakoś wyodrębniać na forum (tzn. czy skala zjawiska to uzasadnia) - ale o tym niech się może wypowiedzą mądrzejsi ode mnie.
sareth4
2 grudnia 2017 10:44
Odpowiedz
No to niech lepiej się podniesie, bo z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały tej opowieści!
:)
brzemia
2 grudnia 2017 19:40
Odpowiedz
greg2014 napisał:Mgła się podnosi i znika po czym za chwilę znowu pojawia - ale co jakiś czas coś widać:-) Widać taki urok tego miejsca... Na początku trudno było dostrzec cokolwiek - nawet holowniki, które asekurują statek po z przodu i z tyłu - nie mówiąc o pozostałych statkach konwoju.Jakby ktoś powiedział, że płyniemy po morzu, Nilu czy gdziekolwiek indziej i był przy tym przekonujący to można by mu uwierzyć:-)Jak już coś można zobaczyć to w zasadzie dominuje piasek, piasek i piasek - w ilościach trudnych do ogarnięcia.Ale nie jest znowu tak nudno jak by się mogło wcześniej wydawać - np. Ismalia prezentuje się ze statku bardzo ładnie.Jak wyjdziemy z Kanału to zbiorę więcej zdjęć i wrzucę je razem. A teraz tylko dwa na zachętę:
Warto wspomniec ze nad calym kanałem sueskim jest tylko 1 most w wiekszosci zafundowany przez japonczyków.Most wznosi się 70 m nad kanałem i jego długość wynosi 3,9 km. Składa się z 400 metrowego przęsła zakończonego pylonami i dwoma 1,8 kilometrowymi podejściami. Wysokość dwóch głównych pylonów wspierających wynosi 154 metrów każda. Wieże zostały zaprojektowane w kształcie obelisku faraonów.Most oraz tunel Ahmed Hamdi są wyłącznymi stałymi drogami umożliwiającymi pokonanie kanału dla ruchu drogowego.Wysłane z taptaka.
pabloo
2 grudnia 2017 20:41
Odpowiedz
Fajnie, że tak obficie opisujesz szczegóły geograficzno-techniczne, bardzo podoba mi się Twoja relacja, choć przykro, że straciłeś aparat
8-) Pisałeś o płatnościach na pokładzie, a powiedz czy dużo trzeba wydawać? To znaczy czy brakuje Ci czegoś i musisz kupować albo nie da rady zakupić lokalnych produktów w miejscach gdzie statek się zatrzymuje?Jaki plan masz na te kilka godzin w Jordanii?
;)
brzemia
2 grudnia 2017 21:36
Odpowiedz
Jest na wysokosci Hurgady. Moze załapie jeszcze sygnał i napisze pare słow. W sumie jako stały klubowicz Costy powinien dostać bezplatny Internet na statku.Wysłane z taptaka.
greg2014
3 grudnia 2017 07:29
Odpowiedz
@brzemia - złapałem dopiero zasięg sieci izraelskiej:-) Do egipskich i saudyjskich można się było podłączyć ale bez internetu. A internet na statku jest przeraźliwie wolny więc wolę płacić operatorom GSM bo jak już się uda podłączyć to zwykle wszystko chodzi jak należy.Wpływamy właśnie do Akaby w Jordanii.@Pablo - jeśli chodzi o płatności na statku to wszystko jest sprawą indywidualną.Pozycją nie do uniknięcia są napiwki (10 EUR/dzień), które są dopisywane automatycznie do rachunku każdego dnia - trzeba je uregulować pod koniec rejsu. W różnych liniach z napiwkami jest różnie - u Costy są one teraz obowiązkowe.Drugą pozycją, która już jest uzależniona od indywidualnych potrzeb to wydatki na napoje - cena rejsu nie obejmuję wydatków w barach oraz napojów do kolacji w restauracjach (teoretycznie nawet wody, w praktyce bywa z tym róznie). Oczywiście nie dotyczy to tych, którzy wykupili opcję "all inclusive" w którejś z wersji . Teoretycznie można sobie jednak wyobrazić, że na kolację chodzi się do bufetu (chociaż moim zdaniem to znacznie gorszy wybór niż restauracja - ale jakaś część osób jeśli nie codziennie to od czasu do czasu wieczorem idzie do bufetu). Do tego dochodzą ewentualne wycieczki, dostęp do internetu i wszelkiej maści zakupy na statku - czy to w sklepach czy w punktach usługowych (np. usługi fotograficzne czy masaże w spa). Również ewentualna wieczorna pizza w pizzerii lub hamburgery (też wieczorem) są płatne.W niektórych portach (chociaż jest to zdecydowana mniejszość) może też pojawić się jakaś opłata za korzystanie z shuttle busów - zwykle wtedy, kiedy zawożą pasażerów do miasta a nie do bramy portu. Ale to nie jest standardem i nawet na róznych rejsach do tego samego portu tą samą linią zdarzało się, że to co jednym razem było bezpłatne innym razem już nie.Podsumowując: temat jest trudny do precyzyjnego zdefiniowania i dość indywidualny.W wersji minimalistycznej można pewnie sobie wyobrazić, że do zapłaty są tylko napiwki ale to chyba nie o to chodzi.A co do Jordanii to wybieram się na wycieczkę ze statku do starożytnej Petry. To jedna z największych atrakcji na naszej trasie i byłbym chyba chory, gdybym ją sobie odpuścił.Niestety moim zdaniem do Petry jest za daleko i temat jest zbyt skomplikowany logistycznie, aby dysponując taką ilością czasu próbować to organizować samodzielnie-dlatego biorę wycieczkę ze statku. Z drugiej strony cena tej wycieczki (130 EUR) nie jest może niska ale patrząc ile turystów indywidualnych kosztuje samo wejście do Petry (niespełna 100 EUR w przypadku pobytu w Jordanii tylko przez jeden dzień), jest ona moim zdaniem warta swojej ceny biorąc pod uwagę, że obejmuje również transport, przewodnika, lunch i gwarancję zdążenia z powrotem na statek:-) Wycieczka potrwa prawie 9 godzin czyli de facto niewiele krócej niż statek stoi w porcie. Niedługo się przekonam, czy było warto
:-)
gaszpar
26 grudnia 2017 01:46
Odpowiedz
Super relacja. Czytałem z ciekawością. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pomysł, że chciałbym wybrać się na tego typu rejs. Zastanawaiłem się jak to wszystko wygląda od strony technicznej, co się robi na takim statku na morzu, w portach itd. Dzięki za to, że to opisałeś i to w ciekwy sposób.Jeżeli to nie problem to chętnie dowiedziałbym się jak to wszystko wyszło kosztowo - ile to wszystko kosztowało i jaki procent kwoty stanowiła "sztywna kwota za rejs" a ile wyszło za atrakcje dodatkowe, napiwki, napoje ittd.
greg1291
26 grudnia 2017 13:42
Odpowiedz
Świetna relacja !!Chciałbym dopytać o kwestię kabiny. Czy kabiny wewnętrzne Twoim zdaniem są wystarczająco komfortowe do podróży, czy jednak jest to klaustrofobiczne przeżycie. Różnica w cenie kabin wewnętrznych, a tych z oknem są jednak spore. Czy znasz jakieś sposoby na zwiększenie szans na upgrade do wyższej klasy kajuty. Wiem, że masz dobry status w Costa co pewnie bardzo pomaga, natomiast czy według Ciebie np. shareholders benefit mogłoby się przyczynić do podniesienia rodzaju kajuty?
greg2014
26 grudnia 2017 16:38
Odpowiedz
Jeśli chodzi o kabiny to od pewnego czasu rezerwuję wyłącznie kabiny wewnętrzne i uważam je za całkowicie wystarczające. Po pierwsze spędzam w kabinie jednak relatywnie niewiele czasu (zwłaszcza w dzień) a po drugie wolę różnicę w cenie pomiędzy np. kabiną z balkonem a wewnętrzną wydać na coś innego. Kabina wewnętrzna na statkach Costy jest z reguły mniejsza od tej z balkonem (poza jakimiś pojedynczymi wyjątkami, które mają nieregularny kształt i z tego powodu czasami są nawet dużo większe) ale jak dla mnie nigdy nie czułem w nich jakiejś klaustrofobii. Miejsca do spania jak również na schowanie swoich rzeczy (dla 2-óch osób) moim zdaniem jest wystarczająca ilość. Poza tym wydaje mi się, że łazienka w kabinie wewnętrznej nie różni się od tej w kabinie z oknem czy balkonem.Może się to komuś wydać dziwne ale jak dla mnie najgorszym rodzajem kabiny są kabiny z oknem czyli pośrednie pomiędzy wewnętrznymi a tymi z balkonami. Po pierwsze okno jest z reguły niewielkie i nie da się go otworzyć, po drugie te kabiny położone są zwykle niżej i przy niespokojnym morzu (a lepiej wkalkulować, że tak będzie niż, że tak nie będzie) zdarzało mi się, że woda uderzając o burtę docierała czasami do okna robiąc przy tym sporo hałasu a po trzecie za to wszystko trzeba jeszcze zapłacić więcej niż za kabinę wewnętrzną. Z kolei jeśli mowa o kabinach z balkonem, warto pamiętać, że na większości rejsów nawet w ciepłych rejonach wbrew pozorom komfortowe korzystanie z balkonu możliwe jest prawie wyłącznie w porcie (takie są przynajmniej moje doświadczenia) ze względu na wiatr – no chyba, że ktoś ma kabinę na rufie albo balkon jest jakoś wyjątkowo osłonięty.Oczywiście są jeszcze apartamenty – jak dotąd miałem okazję korzystać tylko z miniapartamentu na Costa Luminosa (też upgrade) ale moim zdaniem od kabiny z balkonem różni się on minimalnie wielkością i nie bardzo widzę uzasadnienie dla różnicy w cenie pomiędzy tym rodzajem kabiny a tej „tylko” z balkonem. Co do apartamentów – nie korzystałem ale to zupełnie inny produkt (nie tylko sama kabina ale masa dodatków)…i oczywiście zupełnie inna cena. Zresztą bardzo łatwo możesz zobaczyć jak wyglądają kabiny poszczególnych rodzajów na różnych statkach na Youtube - nie tylko na reklamowych filmikach armatorów ale także umieszczanych przez samych pasażerów. Polecam tę formę - sam ocenisz w ten sposób, czy to co widzisz może być dla Ciebie klaustrofobiczne czy też nie.Jeśli chodzi o upgrade to prostych recept nie ma. Moim zdaniem shareholders benefit nie ma na to żadnego wpływu. Najłatwiej można dostać upgrade rezerwując tzw. kabinę gwarantowaną czyli nie przydzieloną z numeru na etapie rezerwacji. W takim przypadku otrzymuje się tylko gwarancję, że dostanie się kabinę co najmniej tego rodzaju, za który zapłaciliśmy – w praktyce zdarza się, że jest to kabina wyższej klasy aczkolwiek przeskok o więcej niż jedną klasę (np. z wewnętrznej do balkonu) na pewno nie jest czymś powszechnym. Jeśli mogę coś doradzić to gdy rezerwujemy rejs i np. kabiny wewnętrzne są dostępne wyłącznie jako gwarantowane (nie można ich wybierać po numerze), a dostępne do wyboru są kabiny z oknem czy balkonem, to przy rezerwacji kabiny gwarantowanej wewnętrznej prawdopodobieństwo upgradu jest bardzo wysokie. Zdarzało mi się kilka razy rezerwować takie kabiny i nie zawsze dostawałem upgrade do kabiny wyższej klasy ale praktycznie zawsze kabiny, które dostawałem czymś pozytywnym się wyróżniały (np. optymalnym położeniem na statku lub większą powierzchnią). Z tego powodu moje doświadczenia z kabinami gwarantowanymi są pozytywne, co jednak nie każdemu musi odpowiadać bo jednak jest to pewnego rodzaju ruletka. Z drugiej strony rezerwując nocleg w hotelu nie rezerwuję z góry konkretnego pokoju i nie jest to dla mnie jakimś wielkim problemem
:-) W końcu kabina i tak służy głównie do spania…
blister
26 grudnia 2017 20:24
Odpowiedz
Czy wśród pasażerów była osoba poniżej około 55 roku życia? Zdjęcia sugerują, iż raczej nie...Większość tych rozrywek na statku przypomina trochę zabawę w Ciechocinku na dancingu.Czy zdarzali się delikwenci, którzy spóźniali się w poszczególnych portach na odpłynięcie? Kiepsko to wygląda z mojej perspektywy, gdy w bardzo krótkim odstępie czasu wycieczka ponad 2000 osób rusza zwiedzać Petrę czy Muscat. Straszna masówka.
greg2014
26 grudnia 2017 21:24
Odpowiedz
Żeby było jasne: nigdy nie zamierzałem ani nie zamierzam nikogo zachęcać do czegoś do czego nie jest przekonany:-) Misjonarstwa nie uprawiam a klątw za inne zdanie nie zamierzam na nikogo rzucać:-) Rozumiem, że taka forma wypoczynku może komuś nie odpowiadać i szanuję to. Moja relacja miała jedynie na celu przekazanie jak wygląda mało popularna w Polsce forma objazdówki jaką jest rejs statkiem wycieczkowym. A odpowiadając na pytanie: tak, na tym rejsie wbrew pozorom było wiele osób poniżej 55 roku życia w tym autor niniejszej relacji (a brakuje mi do tej granicy jeszcze naprawdę sporo). Myślę, że średnia była właśnie gdzieś w okolicach 50-55 lat. Powód jest prozaicznie prosty: rejs trwał 3 tygodnie a z dojazdem przed i po rejsie robi się jeszcze więcej – nie jest to łatwe (nie mówię jednak, że niemożliwe) do pogodzenia z pracą. Zresztą zasada jest banalnie prosta: im rejs jest dłuższy, tym średnia wieku wyższa a dzieci mniej. Na rejsach 7-dniowych (szczególnie w wakacje, ferie itp.) na statku podobnej wielkości potrafi być 500 dzieci a średnia wieku jest bliżej 30 niż 40 lat. Z kolei na rejsach dookoła świata (takich też jest sporo), które trwają zazwyczaj ok. 100-110 dni średnia wieku to 70-80 lat. Jeśli kogoś interesują szczegóły nt. struktury pasażerów w poszczególnych liniach, regionach oraz w zależności od długości rejsu, można na ten temat poczytać w amerykańskich serwisach: np. cruisecritics.com. Nie sądzę jednak, aby dane te kogoś zaskoczyły. Co do Petry, przyznam szczerze, że jakoś ilość turystów w tym miejscu w niczym mi nie przeszkadzała-może dlatego, że spodziewałem się, że będzie ich tam jeszcze więcej
:-). Wszyscy faktycznie najpierw musieli przejść doliną Bab-al-siq a potem wąwozem ale nie było w nich jakiegoś tłoku ani kolejek. Kolejka do kontroli bezpieczeństwa przed głównym wejściem zajęła zresztą raptem góra kilka minut. Za Skarbcem mówiąc szczerze był już luz – Petra ma sporą powierzchnię i za Skarbcem jest dostępnych kilka wariantów zwiedzania w związku z czym jakoś ten ruch się rozprasza. Przyznam szczerze, że wielokrotnie dużo większy problem miałem wędrując – nawet w tym roku po polskich Tatrach (choćby we wrześniu czyli teoretycznie już po najwyższym sezonie) a lepiej bynajmniej nie jest w miejscowościach znanych z turystycznych atrakcji (wymienię choćby przysłowiowe Krupówki w Zakopanem, Floriańską czy Grodzką w Krakowie, Monciak w Sopocie, Ramblę w Barcelonie czy plac Czerwony w Moskwie). Niektóre turystyczne miejscowości mają to do siebie, że przyciągają turystów i chyba trudno się temu dziwić:-) Petra jest największą atrakcją turystyczną Jordanii i jedną z największych atrakcji Bliskiego Wschodu w ogóle więc trudno oczekiwać, że będzie tam hulał tylko wiatr
:-)Co do spóźnień na statek to na tym rejsie nie mam pojęcia czy coś takiego miało miejsce (nikt nie ogłasza, że ktoś się spóźnił). Pamiętam jednak, że na jednym z moich rejsów na statek spóźniła się grupa prawie 200 osób, które korzystały z jakichś wycieczek indywidualnych. Było to zresztą w Heraklionie, statek nie czekał a portowy agent dla tych osób czarterował samolot (na ich koszt) do następnego portu. A pojedyncze spóźnienia pewnie się trafiają częściej niż rzadziej – przy tej ilości pasażerów wystarczy jakiś czynnik losowy i już mamy parę osób.
gonzo2018
27 grudnia 2019 20:21
Odpowiedz
Relacja co prawda do najmłodszych już nie należy ale spora część informacji pozostaje aktualna. Ponieważ dostałem cynk, że jest problem z niektórymi zdjęciami, zaktualizowałem linki do albumów. Teraz powinno już być OK, ale gdyby ktoś widział jeszcze jakieś defekty mam prośbę o informację.
greg2014
27 grudnia 2019 20:24
Odpowiedz
Poprzedni post pochodzi oczywiście ode mnie
:-) Sprawdzając, czy wszystko widać wykorzystałem osobny profil i zapomniałem się przelogować przed jego wysłaniem
:-)
mykerin
16 marca 2020 05:25
Odpowiedz
greg2014 napisał:Amerykańskim zwyczajem, wiele firm – w tym właśnie Carnival – oferuje osobom posiadającym akcje tej firmy (czyli swoim akcjonariuszom) specjalny program znany pod nazwą „shareholder benefit”. W ramach tego programu każdy akcjonariusz, który przed rozpoczęciem rejsu dopełni pewnej (stosunkowo prostej) procedury otrzyma od firmy specjalny bonus (tzw OBC lub „on board credit”), którym będzie zapis określonej kwoty na koncie pasażera na jego „statkowym” koncie. Kwotę tę będzie mógł on w trakcie rejsu wydać np. na wycieczki albo napoje. Mówiąc inaczej wygląda to tak, jakby ktoś na nasze konto na statku wpłacił pieniądze, które teraz my-jako pasażerowie możemy wykorzystać.Po pierwsze (i to wymaga niestety trochę zachodu) trzeba na nazwisko osoby posiadającej rezerwację kupić na giełdzie nowojorskiej 100 akcji CarnivalaA teraz to się chyba opłaca, bo ze względu na świrusa akcje są po 17,58 USD... Choć kogoś, kto kupił te akcje kiedykolwiek wcześniej, to z pewnością nie cieszy.
greg2014
16 marca 2020 08:47
Odpowiedz
Byłbym ostrożny, nie wiadomo ile czasu zajmie powrót do normalności. W większym stopniu niż od "chciejstwa" operatorów zależy on od otwarcia portów w poszczególnych krajach a z tym może być problem. Poza tym coraz więcej się pisze, że zagrożony jest cały sezon na Alasce ze względu na duże ograniczenia w portach kanadyjskich, bez których te rejsy nie mogą funkcjonować. Do tego dochodzi kwestia zwrotów dla klientów. Statki i ich utrzymanie - nawet jeśli stoją w portach też kosztuje a w połączeniu z brakiem przychodów to nic dobrego nie wróży.
Nie spodziewałbym się tutaj również jakiegoś bardzo efektywnego streamingu podczas korzystania z internetu – nie sądzę (ale nie próbowałem), aby można w ten sposób było oglądać np. filmy na Youtube :-)
Być może powyższe informacje przydadzą się innym rejsowiczom. W każdym razie jeśli ktoś ma potrzebę korzystania w trakcie rejsu z internetu to mogę jedynie zarekomendować, aby wcześniej rozpoznać nieco dostępne oferty na planowanej trasie i się do tego przygotować. Można na pewno dzięki temu sporo zaoszczędzić – nie tylko pieniędzy ale również czasu, który w bardziej atrakcyjnych portach na pewno jest cenny :-)No i po dwóch nocach i całym dniu rejsu dotarliśmy do malowniczej stolicy Omanu – Muscatu.
Miasto jest położone nad Zatoką Omańską pomiędzy wybrzeżem a górami. Mieszka w nim ponad 3 mln mieszkańców a samo miasto jest bardzo rozległe – również dlatego, że praktycznie nie ma w nim wieżowców ani typowej wielkomiejskiej zabudowy w stylu pobliskiego Dubaju. Elewacje budynków utrzymane są w jasnej tonacji i w arabskim stylu a ich wysokość nie przekracza maksymalnych dozwolonych 10-u pięter, chociaż z reguły jest to znacznie mniej. A to pierwszy widok na miasto, jaki można zobaczyć jeszcze ze statku:
Tymczasem ostatni dzień na morzu minął spokojnie. Jak to zwykle bywa w leniwym dniu na morzu, Costa przygotowała bogaty program dnia. Miałem m.in. możliwość skorzystać w końcu z zaproszenia na popołudniową degustację win:
Wina jak łatwo się domyślić były oczywiście wyłącznie włoskie :-)
W ogóle cały wczorajszy dzień był „dniem włoskim” – od wystroju statku zaczynając, poprzez specjalne menu w restauracjach i okolicznościowych strojach kelnerów utrzymanych we włoskich barwach na tematyce wieczornej imprezy w teatrze skończywszy:
Niestety z racji tego, że był to ostatni dzień na morzu zaczęły się już przygotowania do zakończenia naszego rejsu – m.in. dzisiaj trzeba się było zadeklarować, kiedy planujemy opuścić statek (cumuje on w Dubaju aż 3 dni zanim wyruszy w kolejny rejs). Dla zainteresowanych były również organizowane spotkania informacyjne na tematy organizacyjne związane z zakończeniem rejsu – transportem bagaży, transferami na lotnisko, rozliczeniem konta itd.
Ponieważ w ramach posiadanego statusu mam możliwość bezpłatnego skorzystania ze statkowej pralni przed opuszczeniem statku, dostarczono mi również „instrukcję” jak z niej skorzystać :-) Sprawa jest prosta: trzeba wszystko co się chce wyprać wrzucić do otrzymanej torby (jest limit 25 szt.), wypełnić kwitek i zostawić na łóżku.
Steward sprzątając rano kabinę (są one sprzątane codziennie 2x – rano i wieczorem) zabiera torbę i z powrotem dostarcza wyprane rzeczy następnego dnia po południu – w zależności od tego jak chcemy: spakowane w kostkę w pudełku (do włożenia do walizki) albo na wieszakach. Miła rzecz – szczególnie jeśli ktoś nie planuje od razu wracać do domu tylko ma jeszcze jakieś inne plany po drodze :-)
W podobny sposób (ale tylko odpłatnie) można zlecać prasowanie (własnych żelazek na statek nie można zabierać – podobnie jak grzałki są skutecznie wyłapywane już na początku rejsu i trafiają do depozytu ze względu na zagrożenie pożarowe).
A tymczasem w okolicach recepcji oraz wszystkich barach pojawiły się choinki i świąteczne ozdoby:
Jak widać magazyny statku są dobrze przygotowane do świąt. Zresztą z tego co można usłyszeć od załogi, na pokładzie C (czyli trzecim poniżej poziomu wody) oprócz kabin załogi jest cała masa różnego rodzaju magazynów i warsztatów. Pokład ten przez załogę jest zresztą określany pogardliwym mianem „faweli” ale na tyle na ile pamiętam wizytę (na innym statku) na niskich pokładach nie wygląda tak źle, jak wynikałoby z tej nazwy :-) Poniżej pokładu C są już tylko pomieszczenia techniczne, maszynownia, instalacje odsalania wody, oczyszczalnia ścieków i inne ustrojstwa, które są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania tego pływającego miasteczka.
A tymczasem niedługo wybieram się na zwiedzanie Muscatu – ale o tym napiszę już później.
C.D.N.Jestem tu drugi raz i mogę tylko powtórzyć, że Muscat to naprawdę bardzo ładne miasto.
Niestety jest też bardzo rozległe. Zacumowaliśmy w porcie położonym w okolicy dzielnicy Mutrah czyli w tzw. „starym” Muscacie. Oczywiście port nosi imię sułtana Qaboosa:
Sułtana zresztą dzisiaj miałem okazję oglądać wielokrotnie – ja przyglądałem się jemu a on mi:-) Widziałem zatem sułtana stojącego, uśmiechniętego, poważnego, pozdrawiającego oglądających go skinieniem dłoni, na tronie, na tle flagi narodowej, z kindżałem w ręku itd. Trzeba przyznać, że o ile w Salali był on widoczny często to tutaj widoczny jest dosłownie na każdym kroku.
Jeśli chodzi o sam port to jest to kolejny typowy port przemysłowy, po którym nie można poruszać się pieszo – portowe busiki przewożą pasażerów na bieżąco do/z portowej bramy z krótkim przystankiem w niewielkim budynku terminalu w celu szybkiej kontroli bezpieczeństwa. Gospodarzom bardziej niż o kontrolę bezpieczeństwa chodzi chyba jednak o to, aby zapewnić klientów sklepowi wolnocłowemu znajdującemu się w terminalu – podobno jednemu z niewielu, w którym w Omanie można kupić legalnie alkohol (wyłączam przy tym lepsze hotele, które go mogą serwować – ale tylko turystom).
Nasz statek zacumował naprzeciwko okazałego jachtu sułtana:
Żeby oddać jego skalę dodam, że jest on wielkości średniej wielkości wycieczkowych statków pasażerskich :-)
Co prawda, sułtan ma swój własny port obok pałacu, ale jego jacht cumuje z jakichś przyczyn w porcie przemysłowym (poprzednim razem też tutaj był). Może jest za duży ? :-)
Pod portową bramą czekała na nas tradycyjnie armia taksówkarzy ale do starego Muscatu, w tym souku (czyli targu) Mutrah oraz dzielnicy rządowej, w której można zobaczyć m.in. pałac sułtana jest z portu stosunkowo blisko. Z kolei jeśli ktoś chciałby zobaczyć nowy Muscat z jego atrakcjami (przede wszystkim naprawdę tego wartym Wielkim Meczetem) musi być przygotowany na ok. 25 km wycieczkę. Zresztą jeśli ktoś ma w planach odwiedzić Wielki Meczet to właśnie od tego powinien zacząć swoje zwiedzanie – dla turystów jest on dostępny wyłącznie w godzinach porannych (od 8 do 11) z wyłączeniem piątków.
Podczas mojej poprzedniej wizyty w Muskacie (ok. 2 lata temu) o komunikacji miejskiej (autobusowej) co prawda się dość niekonkretnie mówiło (że jest) ale była jak Yeti – nie widziałem wtedy ani jednego przystanku ani tym bardziej autobusu. Tym razem pojawiły się i przystanki i oznaczone czerwone autobusy; co prawda nie było żadnych rozkładów jazdy ale to jest już i tak bardzo duży postęp. Wszystko wskazuje na to, że autobus nr 4 kursuje pomiędzy pałacem sułtana a Muskatem (prawdopodobnie nowym – ale to jest do sprawdzenia) – można go było zobaczyć co max. 10-15 minut i zachęcał do przejażdżki (nie skorzystałem bo postawiłem na piesze zwiedzanie). Jeśli by się to potwierdziło to byłaby to znakomita opcja dla indywidualnych wycieczek – np. z portu do Wielkiego Meczetu ponieważ dotychczas jeśli ktoś się tam chciał wybrać to musiał polegać na taksówkach, piętrowym autobusie turystycznym (drogi: kilkadziesiąt dolarów/dzień) lub zakupić jakąś wycieczką ze statku.
Już ze statku można zobaczyć okoliczne forty strzegące w przeszłości miasta. Obok Mutrah Souk na wzgórzu wznosi się Mutrah Fort a w oddali widać kilka wież-baszt, które są pozostałościami po innych dawnych fortach. W całym Omanie liczba fortów przekracza „duże” kilkaset – są one zachowane w różnym stanie i w dużej części wyłączone ze zwiedzania – ale z zewnątrz można je podziwiać bez ograniczeń:
Zresztą wież (baszt ?) z samego statku na różnych wzgórzach naliczyłem 14 – czasem były samotne a czasem stanowiły uzupełnienie jakiejś większej fortyfikacji. Większość z nich pochodzi z czasów, kiedy dzisiejsze wybrzeże omańskie znajdowało się pod kontrolą portugalską lub nieco później – imperium osmańskiego a dodatkowo było często najeżdżane przez sąsiadów lub prowadzące ze sobą wojny różne plemiona.
Ponieważ w Muscacie miałem okazję być już wcześniej, tym razem zaplanowałem sobie dzień wyłącznie w starej jego części – dzielnicach Mutrah, Ruwi oraz Muscat. No właśnie – trochę się można tutaj pogubić w nazewnictwie ponieważ Muscat to zarówno nazwa całej stolicy jak również jej dzielnicy, w której zlokalizowany jest pałac sułtana i dzielnica rządowa. Z kolei podział na „stary” i „nowy” Muscat ma charakter umowny. Może na pozór jest w tym trochę chaosu ale samo miasto naprawdę pozytywnie zaskakuje, jest bardzo czyste i zadbane a mieszkańcy nastawieni bardzo pozytywnie do turystów. Wzdłuż głównych ulic i chodników kilometrami ciągną się kolorowe, sztucznie nawadniane klomby a poziom czystości w najpopularniejszych miejscach turystycznych porównałbym do Singapuru. Praktycznie na każdym kroku można spotkać jakieś ekipy sprzątające lub myjące chodniki.
W pierwszej kolejności kilka słów o nowej części Muscatu, w której miałem być jakiś czas temu. Do tej części miasta prowadzi ruchliwą droga, wzdłuż której rosną wspomniane wielokolorowe i starannie utrzymane klomby co biorąc pod uwagę pustynną okolicę robi wrażenie. Zresztą miasto wydziera pustyni coraz to nowe tereny – nawet jeśli w niektórych miejscach wygląda to niepokojąco:
W mieście jest kilka monumentalnych bram – jedną z nich mija się właśnie wyjeżdżając z Mutrah w kierunku nowego Muskatu:
W ramach ciekawostek: jadąc w stronę nowego Muscatu można też zobaczyć popularne fast-foody w omańskim wydaniu:
Jak dla mnie wyglądają dość dziwnie – ciekawe, czy menu jest dostosowane do arabskiej kultury:-)
W nowym Muscacie podobnie jak w starszej jego części nie zobaczymy żadnej dzielnicy wieżowców lub szklanych budynków- ich wysokość nie przekracza wspomnianych 10-u pięter. Największą atrakcją tej części miasta jest wybudowany stosunkowo niedawno (w 2001 roku – zaledwie 7 lat po zarządzeniu budowy przez sułtana) Wielki Meczet Sułtana Qaboosa. Posiada on 5 minaretów, z których najwyższy mierzy aż 90 metrów a jego główna sala jest w stanie pomieścić do 6000 osób (do tego ok. 700 w osobnej sali dla kobiet). Uwzględniając wszystkie przestrzenie dla wiernych szacuje się, że jednocześnie może się w nim modlić ok. 20 000 wiernych, co czyni go jednym z największych meczetów na świecie:
Wielki Meczet w Muscacie to jednak nie tylko główny budynek. W rzeczywistości jest to olbrzymi kompleks wielu obiektów wraz z terenami zielonymi, których stan utrzymania budzi jednocześnie podziw i szacunek.
Przed wejściem do meczetowego kompleksu (osobno kobiety i mężczyźni) każdego czeka kontrola pod kątem tego, czy ubiór jest właściwy:
Sam dress-code i zasady zwiedzania są zresztą bardzo ściśle określone:
Po przejściu monumentalnej bramy można zobaczyć znakomicie utrzymane otoczenie meczetu – dużo zieleni, marmurowe chodniki oraz liczne fontanny:
Dopiero, gdy podejdzie się bliżej można zobaczyć budynki wchodzące w skład kompleksu:
Oczywiście przed wejściem do głównych budynków zostawiamy obuwie w szafkach, których jest tutaj cała masa:
Przypominając sobie opowieści przewodniczki z Salali warto dobrze zapamiętać, gdzie zostawia się swoje buty i liczyć, że nikt ich nie przestawi na inne miejsce ani nie pomyli ze swoimi :-)
Podczas modłów dla kobiet przeznaczona jest mniejsza sala, w której na licznych ekranach mogą obserwować imama oraz to co dzieje się w sali głównej meczetu:
W godzinach, kiedy meczet dostępny jest dla turystów kobiety mogą oczywiście również wejść do jego głównej sali:
Na pewno duży wpływ na ogólne wrażenie ma gigantyczny żyrandol znajdujący się w głównej sali. Ma on wysokość 14 metrów, powstał we Włoszech z wykorzystaniem tysięcy kryształów Swarovskiego i jest uważany za największy na świecie (chociaż o swoim żyrandolu w meczecie w Abu Dhabi mówią to samo, więc nie wiadomo, która wersja jest prawdziwa). W żyrandolu jest zamontowanych ponad 1100 lamp połączonych w kilkudziesięciu niezależnych obwodach. Efekt końcowy robi naprawdę nieprawdopodobne wrażenie, którego nie oddaje żadne zdjęcie.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na widoczne na zdjęciach i ginące w cieniu największego mniejsze żyrandole – są one jego skromniejszymi (ale nadal naprawdę dużymi) replikami.
Wracając do „starego” Muscatu należy wspomnieć o Corniche czyli nadmorskiej promenadzie rozpoczynającej się niedaleko od portowej bramy, którą można przejść obok dzielnicy Mutrah w stronę pałacu sułtana.
Idąc w tym kierunku po drodze najpierw minąłem Mutrah Souk – jeden z najstarszych i największych na Bliskim Wschodzie tradycyjnych targów, który specjalizuje się w handlu suszonymi i solonymi rybami, przyprawami, daktylami, owocami, wyrobami rzemieślniczymi, perfumami oraz kadzidłem:
Idąc dalej Corniche minąłem Al Riyam Park, nad którym na wzgórzu można zobaczyć jeden z symboli miasta – gigantyczną kadzielnicę:
Niestety wejście na jej szczyt, gdzie zlokalizowany jest taras widokowy dzisiaj było zamknięte.
Nieco dalej minąłem kolejną okazałą bramę – tym razem strzegącej wjazdu do dzielnicy rządowej:
…oraz Bait Al Zubair Museum prezentujące historię i dziedzictwo Omanu (miłośnikom historii zdecydowanie polecam). Niestety w muzeum obowiązuje rygorystyczny zakaz fotografowania. Gromadzi ono liczne artefakty z obszaru Omanu, stroje, broń, informacje o fortyfikacjach na tym terenie a także informacje o historii Omanu oraz o rodzinie panującej.
Jak łatwo się domyślić, z elewacji przed muzeum na zwiedzających patrzy nie kto inny lecz sułtan Qaboos we własnej osobie:
Na końcu wędrówki promenadą Corniche można dotrzeć do pałacu sułtana. Wygląda on dość nietypowo ale nie jest to żaden stary budynek – powstał w latach 70-ych XX wieku:
Pałac można podejrzeć też od strony morza:
Niestety pałac nie jest udostępniony do zwiedzania (mieszka w nim sułtan) – można go obejrzeć wyłącznie z zewnątrz.
Naprzeciwko pałacu położony jest bardzo szeroki plac – a kilkaset metrów dalej – dokładnie naprzeciwko pałacu znajduje się Muzeum Narodowe.
Będąc w tej okolicy warto poświęcić przy okazji chwilę uwagi dwóm fortom zlokalizowanym po obu stronach pałacu. Z lewej jego strony znajduje się fort Al Mirani Fort pochodzący z XVI wieku, z przeciwnej zaś Al Jalali Fort – o około wiek starszy. Pierwszy z nich odegrał bardzo ważną rolę podczas zdobycia Muskatu przez Turków otomańskich.