Dodaj Komentarz
Komentarze (31)
brzemia
24 listopada 2017 07:36
Odpowiedz
Czekam na kolejne odcinki i mam nadzieje ze beda tak interedujace jak te z poprzednich rejsow. Stopy wody pod kilem !Wysłane z taptaka.
brzemia
24 listopada 2017 16:35
Odpowiedz
Na pierwszy rzut oka jak wygląda obłożenie statku? Pewnie okarze sie dopiero przy kolacji. Skoro dostaleś upgrade do balkonu musieli miec jakieś luzy.Wysłane z taptaka.
greg2014
24 listopada 2017 16:42
Odpowiedz
Myślę, że obłożenie jest powyżej 90%. Patrzyłem wczoraj z ciekawości i były wolne pojedyncze kabiny. Ale postaram się to dokładniej ustalić u p.Magdy:-)Upgrade dostałem w ramach programu lojalnościowego - został mi przyznany ponad 2 miesiące temu, kiedy jeszcze nie było wiadomo jakie będzie obłożenie.
macq91
25 listopada 2017 09:25
Odpowiedz
Pracowałem kilka lat temu na podobnym statku pasażetskim w Japonii. Paszporty zabierają i to standardowa procedura, oddają tylko w niektórych portach a stemplują bardzo rzadko. Zawsze trzeba mieć przy sobie kopię paszportu jeśli się wychodzi do portu. Generalnie na tej trasie na szczęście nie ma za dużych fal. Jak sobie przypomnę trasę z Kapsztadu do Buenos Aires lub kalifornijskie wybrzeże to do tej pory mi się w głowie kręci
:)
greg2014
25 listopada 2017 16:23
Odpowiedz
@macq91 - Być może od Twoich czasów się trochę pozmieniało ale z tymi paszportami i stemplowaniem to jest bardzo różnie – z moich doświadczeń wynika, że zależy to od wielu czynników: obywatelstwa, regionu, operatora i czegoś tam może jeszcze. Przykładowo w Europie nigdy ode mnie nie odbierano paszportu – ale już od obywateli państw nie należących do UE tak. Gdy byłem na Karaibach paszportów nie zabierano zupełnie nikomu. Z kolei na Bliskim Wschodzie i Azji zabierano jak dotąd zawsze i wszystkim. Tam też paszporty były stemplowane w prawie każdym porcie. Przynajmniej takie są moje doświadczenia:-)A wracając do rejsu: w ramach pobytu w Civitavecchi zrobiłem sobie wypad do Tarquini (ok. 15-20 km od portu) – w przeszłości w jego obecnych granicach była położona jedno z najważniejszych miast (osad ?) Etrusków. Na jego gruzach powstało średniowieczne malownicze miasteczko, w którym naprawdę jest sporo do zobaczenia. Napiszę o tym później bo kolekcja zdjęć wymaga przejrzenia i ogarnięcia.
brzemia
27 listopada 2017 07:44
Odpowiedz
Zastanawia mnie sprawa izraelskich pogranicznikow. Masz jeszcze 2 porty w Grecji po drodze przed Eliatem. Nie mogli wsiasc dzis a wysiasc jutro w Atenach?Wysłane z taptaka.
samaki9
27 listopada 2017 11:09
Odpowiedz
brzemia- pewnie 2 godziny pracy , a cały dzień dłuzej wycieczki
;)
greg2014
27 listopada 2017 14:03
Odpowiedz
@brzemia - Też byłem zdziwiony i wczoraj pytałem o to nasze C.I.A. czyli panią Magdę z recepcji. Ekipa izraleska płynie z nami aż do Eljatu i tak jak napisał @samaki obecnie ma już prawie fajrant. Zrobili co mieli zrobić, ewentualnie zostały im pojedyncze osoby, które nie stawiły się wczoraj (obowiązek dotyczył wszystkich - nawet tych, którzy nie planują w porcie schodzić ze statku) plus jeden dzień zajmie im pewnie podobny "teatr" z załogą. Wczoraj mieli to wszystko rozpisane wg pokładów, na których się mieszka - od godziny 8:00 do 12:30. Costa podzieliła wszystkich pasażerów na grupy (właśnie wg zajmowanych pokładów), aby uniknąć kolejek chociaż biorąc pod uwagę ile czasu izrealscy pogranicznicy poświęcali poszczególnym osobom trudno było sobie je wyobrazić.
leszczu007
29 listopada 2017 09:26
Odpowiedz
Świetna relacja, czytam z wielkim zaciekawieniem
:) Czekam oczywiście na ciąg dalszy
:)Pozdrawiam ze śnieżnych Gliwic.
zeus
29 listopada 2017 15:06
Odpowiedz
Taki trochę grammar nazi z mojej strony
:)Do Pireusu mówimy Pireas (Πειραιάς) lub czasami z greki Πειραιεύς (Pirews)No i to nie dzielnica, tylko oddzielne miasto
:)
greg2014
29 listopada 2017 15:11
Odpowiedz
Konstruktywna krytyka jest zawsze mile widziana:-)Już skorygowane. A po powrocie muszę się chyba wybrać do laryngologa bo widać słuch mnie zawodzi:-)
brzemia
29 listopada 2017 17:34
Odpowiedz
Czytając twoje posty z encyklopedyczna wiedza o portach i wycieczkach dopasowanych do czasu postoju statkow w porcie, wydaje mi się że twoja wiedzę nalezy wykorzystac tworzac katalog portow wraz z opisem zwiedzania. Jest takie cos w jezyku angielskim, sugruje w ramach forum w wydzielenie tematow tej kategorii dla forumowiczow.Wysłane z taptaka.
greg2014
29 listopada 2017 18:55
Odpowiedz
No szczerze mówiąc to informację o autobusie X80 dostałeś chyba wtedy właśnie ode mnie...dałem ciała ale do głowy mi nie przyszło, że może nie jeździć.A wczoraj z ciekawości popatrzyłem na rozkład - zarówno tam jak i na budce obok portu w Atenach, gdzie sprzedają bilety jest wielka kartka, że autobus X80 zacznie kursować od 1 maja 2018. Widocznie w tym roku było inaczej...niestety.Co do portów to staram się przy każdym zamieszczać jakieś podstawowe informacje jak się z niego wydostać. Nie wiem czy to już czas, żeby to jakoś wyodrębniać na forum (tzn. czy skala zjawiska to uzasadnia) - ale o tym niech się może wypowiedzą mądrzejsi ode mnie.
sareth4
2 grudnia 2017 10:44
Odpowiedz
No to niech lepiej się podniesie, bo z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały tej opowieści!
:)
brzemia
2 grudnia 2017 19:40
Odpowiedz
greg2014 napisał:Mgła się podnosi i znika po czym za chwilę znowu pojawia - ale co jakiś czas coś widać:-) Widać taki urok tego miejsca... Na początku trudno było dostrzec cokolwiek - nawet holowniki, które asekurują statek po z przodu i z tyłu - nie mówiąc o pozostałych statkach konwoju.Jakby ktoś powiedział, że płyniemy po morzu, Nilu czy gdziekolwiek indziej i był przy tym przekonujący to można by mu uwierzyć:-)Jak już coś można zobaczyć to w zasadzie dominuje piasek, piasek i piasek - w ilościach trudnych do ogarnięcia.Ale nie jest znowu tak nudno jak by się mogło wcześniej wydawać - np. Ismalia prezentuje się ze statku bardzo ładnie.Jak wyjdziemy z Kanału to zbiorę więcej zdjęć i wrzucę je razem. A teraz tylko dwa na zachętę:
Warto wspomniec ze nad calym kanałem sueskim jest tylko 1 most w wiekszosci zafundowany przez japonczyków.Most wznosi się 70 m nad kanałem i jego długość wynosi 3,9 km. Składa się z 400 metrowego przęsła zakończonego pylonami i dwoma 1,8 kilometrowymi podejściami. Wysokość dwóch głównych pylonów wspierających wynosi 154 metrów każda. Wieże zostały zaprojektowane w kształcie obelisku faraonów.Most oraz tunel Ahmed Hamdi są wyłącznymi stałymi drogami umożliwiającymi pokonanie kanału dla ruchu drogowego.Wysłane z taptaka.
pabloo
2 grudnia 2017 20:41
Odpowiedz
Fajnie, że tak obficie opisujesz szczegóły geograficzno-techniczne, bardzo podoba mi się Twoja relacja, choć przykro, że straciłeś aparat
8-) Pisałeś o płatnościach na pokładzie, a powiedz czy dużo trzeba wydawać? To znaczy czy brakuje Ci czegoś i musisz kupować albo nie da rady zakupić lokalnych produktów w miejscach gdzie statek się zatrzymuje?Jaki plan masz na te kilka godzin w Jordanii?
;)
brzemia
2 grudnia 2017 21:36
Odpowiedz
Jest na wysokosci Hurgady. Moze załapie jeszcze sygnał i napisze pare słow. W sumie jako stały klubowicz Costy powinien dostać bezplatny Internet na statku.Wysłane z taptaka.
greg2014
3 grudnia 2017 07:29
Odpowiedz
@brzemia - złapałem dopiero zasięg sieci izraelskiej:-) Do egipskich i saudyjskich można się było podłączyć ale bez internetu. A internet na statku jest przeraźliwie wolny więc wolę płacić operatorom GSM bo jak już się uda podłączyć to zwykle wszystko chodzi jak należy.Wpływamy właśnie do Akaby w Jordanii.@Pablo - jeśli chodzi o płatności na statku to wszystko jest sprawą indywidualną.Pozycją nie do uniknięcia są napiwki (10 EUR/dzień), które są dopisywane automatycznie do rachunku każdego dnia - trzeba je uregulować pod koniec rejsu. W różnych liniach z napiwkami jest różnie - u Costy są one teraz obowiązkowe.Drugą pozycją, która już jest uzależniona od indywidualnych potrzeb to wydatki na napoje - cena rejsu nie obejmuję wydatków w barach oraz napojów do kolacji w restauracjach (teoretycznie nawet wody, w praktyce bywa z tym róznie). Oczywiście nie dotyczy to tych, którzy wykupili opcję "all inclusive" w którejś z wersji . Teoretycznie można sobie jednak wyobrazić, że na kolację chodzi się do bufetu (chociaż moim zdaniem to znacznie gorszy wybór niż restauracja - ale jakaś część osób jeśli nie codziennie to od czasu do czasu wieczorem idzie do bufetu). Do tego dochodzą ewentualne wycieczki, dostęp do internetu i wszelkiej maści zakupy na statku - czy to w sklepach czy w punktach usługowych (np. usługi fotograficzne czy masaże w spa). Również ewentualna wieczorna pizza w pizzerii lub hamburgery (też wieczorem) są płatne.W niektórych portach (chociaż jest to zdecydowana mniejszość) może też pojawić się jakaś opłata za korzystanie z shuttle busów - zwykle wtedy, kiedy zawożą pasażerów do miasta a nie do bramy portu. Ale to nie jest standardem i nawet na róznych rejsach do tego samego portu tą samą linią zdarzało się, że to co jednym razem było bezpłatne innym razem już nie.Podsumowując: temat jest trudny do precyzyjnego zdefiniowania i dość indywidualny.W wersji minimalistycznej można pewnie sobie wyobrazić, że do zapłaty są tylko napiwki ale to chyba nie o to chodzi.A co do Jordanii to wybieram się na wycieczkę ze statku do starożytnej Petry. To jedna z największych atrakcji na naszej trasie i byłbym chyba chory, gdybym ją sobie odpuścił.Niestety moim zdaniem do Petry jest za daleko i temat jest zbyt skomplikowany logistycznie, aby dysponując taką ilością czasu próbować to organizować samodzielnie-dlatego biorę wycieczkę ze statku. Z drugiej strony cena tej wycieczki (130 EUR) nie jest może niska ale patrząc ile turystów indywidualnych kosztuje samo wejście do Petry (niespełna 100 EUR w przypadku pobytu w Jordanii tylko przez jeden dzień), jest ona moim zdaniem warta swojej ceny biorąc pod uwagę, że obejmuje również transport, przewodnika, lunch i gwarancję zdążenia z powrotem na statek:-) Wycieczka potrwa prawie 9 godzin czyli de facto niewiele krócej niż statek stoi w porcie. Niedługo się przekonam, czy było warto
:-)
gaszpar
26 grudnia 2017 01:46
Odpowiedz
Super relacja. Czytałem z ciekawością. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pomysł, że chciałbym wybrać się na tego typu rejs. Zastanawaiłem się jak to wszystko wygląda od strony technicznej, co się robi na takim statku na morzu, w portach itd. Dzięki za to, że to opisałeś i to w ciekwy sposób.Jeżeli to nie problem to chętnie dowiedziałbym się jak to wszystko wyszło kosztowo - ile to wszystko kosztowało i jaki procent kwoty stanowiła "sztywna kwota za rejs" a ile wyszło za atrakcje dodatkowe, napiwki, napoje ittd.
greg1291
26 grudnia 2017 13:42
Odpowiedz
Świetna relacja !!Chciałbym dopytać o kwestię kabiny. Czy kabiny wewnętrzne Twoim zdaniem są wystarczająco komfortowe do podróży, czy jednak jest to klaustrofobiczne przeżycie. Różnica w cenie kabin wewnętrznych, a tych z oknem są jednak spore. Czy znasz jakieś sposoby na zwiększenie szans na upgrade do wyższej klasy kajuty. Wiem, że masz dobry status w Costa co pewnie bardzo pomaga, natomiast czy według Ciebie np. shareholders benefit mogłoby się przyczynić do podniesienia rodzaju kajuty?
greg2014
26 grudnia 2017 16:38
Odpowiedz
Jeśli chodzi o kabiny to od pewnego czasu rezerwuję wyłącznie kabiny wewnętrzne i uważam je za całkowicie wystarczające. Po pierwsze spędzam w kabinie jednak relatywnie niewiele czasu (zwłaszcza w dzień) a po drugie wolę różnicę w cenie pomiędzy np. kabiną z balkonem a wewnętrzną wydać na coś innego. Kabina wewnętrzna na statkach Costy jest z reguły mniejsza od tej z balkonem (poza jakimiś pojedynczymi wyjątkami, które mają nieregularny kształt i z tego powodu czasami są nawet dużo większe) ale jak dla mnie nigdy nie czułem w nich jakiejś klaustrofobii. Miejsca do spania jak również na schowanie swoich rzeczy (dla 2-óch osób) moim zdaniem jest wystarczająca ilość. Poza tym wydaje mi się, że łazienka w kabinie wewnętrznej nie różni się od tej w kabinie z oknem czy balkonem.Może się to komuś wydać dziwne ale jak dla mnie najgorszym rodzajem kabiny są kabiny z oknem czyli pośrednie pomiędzy wewnętrznymi a tymi z balkonami. Po pierwsze okno jest z reguły niewielkie i nie da się go otworzyć, po drugie te kabiny położone są zwykle niżej i przy niespokojnym morzu (a lepiej wkalkulować, że tak będzie niż, że tak nie będzie) zdarzało mi się, że woda uderzając o burtę docierała czasami do okna robiąc przy tym sporo hałasu a po trzecie za to wszystko trzeba jeszcze zapłacić więcej niż za kabinę wewnętrzną. Z kolei jeśli mowa o kabinach z balkonem, warto pamiętać, że na większości rejsów nawet w ciepłych rejonach wbrew pozorom komfortowe korzystanie z balkonu możliwe jest prawie wyłącznie w porcie (takie są przynajmniej moje doświadczenia) ze względu na wiatr – no chyba, że ktoś ma kabinę na rufie albo balkon jest jakoś wyjątkowo osłonięty.Oczywiście są jeszcze apartamenty – jak dotąd miałem okazję korzystać tylko z miniapartamentu na Costa Luminosa (też upgrade) ale moim zdaniem od kabiny z balkonem różni się on minimalnie wielkością i nie bardzo widzę uzasadnienie dla różnicy w cenie pomiędzy tym rodzajem kabiny a tej „tylko” z balkonem. Co do apartamentów – nie korzystałem ale to zupełnie inny produkt (nie tylko sama kabina ale masa dodatków)…i oczywiście zupełnie inna cena. Zresztą bardzo łatwo możesz zobaczyć jak wyglądają kabiny poszczególnych rodzajów na różnych statkach na Youtube - nie tylko na reklamowych filmikach armatorów ale także umieszczanych przez samych pasażerów. Polecam tę formę - sam ocenisz w ten sposób, czy to co widzisz może być dla Ciebie klaustrofobiczne czy też nie.Jeśli chodzi o upgrade to prostych recept nie ma. Moim zdaniem shareholders benefit nie ma na to żadnego wpływu. Najłatwiej można dostać upgrade rezerwując tzw. kabinę gwarantowaną czyli nie przydzieloną z numeru na etapie rezerwacji. W takim przypadku otrzymuje się tylko gwarancję, że dostanie się kabinę co najmniej tego rodzaju, za który zapłaciliśmy – w praktyce zdarza się, że jest to kabina wyższej klasy aczkolwiek przeskok o więcej niż jedną klasę (np. z wewnętrznej do balkonu) na pewno nie jest czymś powszechnym. Jeśli mogę coś doradzić to gdy rezerwujemy rejs i np. kabiny wewnętrzne są dostępne wyłącznie jako gwarantowane (nie można ich wybierać po numerze), a dostępne do wyboru są kabiny z oknem czy balkonem, to przy rezerwacji kabiny gwarantowanej wewnętrznej prawdopodobieństwo upgradu jest bardzo wysokie. Zdarzało mi się kilka razy rezerwować takie kabiny i nie zawsze dostawałem upgrade do kabiny wyższej klasy ale praktycznie zawsze kabiny, które dostawałem czymś pozytywnym się wyróżniały (np. optymalnym położeniem na statku lub większą powierzchnią). Z tego powodu moje doświadczenia z kabinami gwarantowanymi są pozytywne, co jednak nie każdemu musi odpowiadać bo jednak jest to pewnego rodzaju ruletka. Z drugiej strony rezerwując nocleg w hotelu nie rezerwuję z góry konkretnego pokoju i nie jest to dla mnie jakimś wielkim problemem
:-) W końcu kabina i tak służy głównie do spania…
blister
26 grudnia 2017 20:24
Odpowiedz
Czy wśród pasażerów była osoba poniżej około 55 roku życia? Zdjęcia sugerują, iż raczej nie...Większość tych rozrywek na statku przypomina trochę zabawę w Ciechocinku na dancingu.Czy zdarzali się delikwenci, którzy spóźniali się w poszczególnych portach na odpłynięcie? Kiepsko to wygląda z mojej perspektywy, gdy w bardzo krótkim odstępie czasu wycieczka ponad 2000 osób rusza zwiedzać Petrę czy Muscat. Straszna masówka.
greg2014
26 grudnia 2017 21:24
Odpowiedz
Żeby było jasne: nigdy nie zamierzałem ani nie zamierzam nikogo zachęcać do czegoś do czego nie jest przekonany:-) Misjonarstwa nie uprawiam a klątw za inne zdanie nie zamierzam na nikogo rzucać:-) Rozumiem, że taka forma wypoczynku może komuś nie odpowiadać i szanuję to. Moja relacja miała jedynie na celu przekazanie jak wygląda mało popularna w Polsce forma objazdówki jaką jest rejs statkiem wycieczkowym. A odpowiadając na pytanie: tak, na tym rejsie wbrew pozorom było wiele osób poniżej 55 roku życia w tym autor niniejszej relacji (a brakuje mi do tej granicy jeszcze naprawdę sporo). Myślę, że średnia była właśnie gdzieś w okolicach 50-55 lat. Powód jest prozaicznie prosty: rejs trwał 3 tygodnie a z dojazdem przed i po rejsie robi się jeszcze więcej – nie jest to łatwe (nie mówię jednak, że niemożliwe) do pogodzenia z pracą. Zresztą zasada jest banalnie prosta: im rejs jest dłuższy, tym średnia wieku wyższa a dzieci mniej. Na rejsach 7-dniowych (szczególnie w wakacje, ferie itp.) na statku podobnej wielkości potrafi być 500 dzieci a średnia wieku jest bliżej 30 niż 40 lat. Z kolei na rejsach dookoła świata (takich też jest sporo), które trwają zazwyczaj ok. 100-110 dni średnia wieku to 70-80 lat. Jeśli kogoś interesują szczegóły nt. struktury pasażerów w poszczególnych liniach, regionach oraz w zależności od długości rejsu, można na ten temat poczytać w amerykańskich serwisach: np. cruisecritics.com. Nie sądzę jednak, aby dane te kogoś zaskoczyły. Co do Petry, przyznam szczerze, że jakoś ilość turystów w tym miejscu w niczym mi nie przeszkadzała-może dlatego, że spodziewałem się, że będzie ich tam jeszcze więcej
:-). Wszyscy faktycznie najpierw musieli przejść doliną Bab-al-siq a potem wąwozem ale nie było w nich jakiegoś tłoku ani kolejek. Kolejka do kontroli bezpieczeństwa przed głównym wejściem zajęła zresztą raptem góra kilka minut. Za Skarbcem mówiąc szczerze był już luz – Petra ma sporą powierzchnię i za Skarbcem jest dostępnych kilka wariantów zwiedzania w związku z czym jakoś ten ruch się rozprasza. Przyznam szczerze, że wielokrotnie dużo większy problem miałem wędrując – nawet w tym roku po polskich Tatrach (choćby we wrześniu czyli teoretycznie już po najwyższym sezonie) a lepiej bynajmniej nie jest w miejscowościach znanych z turystycznych atrakcji (wymienię choćby przysłowiowe Krupówki w Zakopanem, Floriańską czy Grodzką w Krakowie, Monciak w Sopocie, Ramblę w Barcelonie czy plac Czerwony w Moskwie). Niektóre turystyczne miejscowości mają to do siebie, że przyciągają turystów i chyba trudno się temu dziwić:-) Petra jest największą atrakcją turystyczną Jordanii i jedną z największych atrakcji Bliskiego Wschodu w ogóle więc trudno oczekiwać, że będzie tam hulał tylko wiatr
:-)Co do spóźnień na statek to na tym rejsie nie mam pojęcia czy coś takiego miało miejsce (nikt nie ogłasza, że ktoś się spóźnił). Pamiętam jednak, że na jednym z moich rejsów na statek spóźniła się grupa prawie 200 osób, które korzystały z jakichś wycieczek indywidualnych. Było to zresztą w Heraklionie, statek nie czekał a portowy agent dla tych osób czarterował samolot (na ich koszt) do następnego portu. A pojedyncze spóźnienia pewnie się trafiają częściej niż rzadziej – przy tej ilości pasażerów wystarczy jakiś czynnik losowy i już mamy parę osób.
gonzo2018
27 grudnia 2019 20:21
Odpowiedz
Relacja co prawda do najmłodszych już nie należy ale spora część informacji pozostaje aktualna. Ponieważ dostałem cynk, że jest problem z niektórymi zdjęciami, zaktualizowałem linki do albumów. Teraz powinno już być OK, ale gdyby ktoś widział jeszcze jakieś defekty mam prośbę o informację.
greg2014
27 grudnia 2019 20:24
Odpowiedz
Poprzedni post pochodzi oczywiście ode mnie
:-) Sprawdzając, czy wszystko widać wykorzystałem osobny profil i zapomniałem się przelogować przed jego wysłaniem
:-)
mykerin
16 marca 2020 05:25
Odpowiedz
greg2014 napisał:Amerykańskim zwyczajem, wiele firm – w tym właśnie Carnival – oferuje osobom posiadającym akcje tej firmy (czyli swoim akcjonariuszom) specjalny program znany pod nazwą „shareholder benefit”. W ramach tego programu każdy akcjonariusz, który przed rozpoczęciem rejsu dopełni pewnej (stosunkowo prostej) procedury otrzyma od firmy specjalny bonus (tzw OBC lub „on board credit”), którym będzie zapis określonej kwoty na koncie pasażera na jego „statkowym” koncie. Kwotę tę będzie mógł on w trakcie rejsu wydać np. na wycieczki albo napoje. Mówiąc inaczej wygląda to tak, jakby ktoś na nasze konto na statku wpłacił pieniądze, które teraz my-jako pasażerowie możemy wykorzystać.Po pierwsze (i to wymaga niestety trochę zachodu) trzeba na nazwisko osoby posiadającej rezerwację kupić na giełdzie nowojorskiej 100 akcji CarnivalaA teraz to się chyba opłaca, bo ze względu na świrusa akcje są po 17,58 USD... Choć kogoś, kto kupił te akcje kiedykolwiek wcześniej, to z pewnością nie cieszy.
greg2014
16 marca 2020 08:47
Odpowiedz
Byłbym ostrożny, nie wiadomo ile czasu zajmie powrót do normalności. W większym stopniu niż od "chciejstwa" operatorów zależy on od otwarcia portów w poszczególnych krajach a z tym może być problem. Poza tym coraz więcej się pisze, że zagrożony jest cały sezon na Alasce ze względu na duże ograniczenia w portach kanadyjskich, bez których te rejsy nie mogą funkcjonować. Do tego dochodzi kwestia zwrotów dla klientów. Statki i ich utrzymanie - nawet jeśli stoją w portach też kosztuje a w połączeniu z brakiem przychodów to nic dobrego nie wróży.
Warto dodać, że dzielnica ta jest w stanie ciągłej rozbudowy, w ramach której człowiek odbiera coraz to nowe obszary morzu – nie wiadomo tylko dlaczego – w końcu to nie jest Hongkong ani Singapur, gdzie brakuje ziemi :-)
Wg oficjalnych projektów, w Marinie docelowo ma znaleźć się ok. 200 wieżowców o wysokości do 400 metrów, liczne promenady, centra handlowe, restauracje i bary. Ciągle rozbudowywany jest też tutejszy port dla mniejszych i średnich jednostek.
Między wysokościowcami nie można oczywiście zabraknąć meczetów:
Podróżując wspomnianym tramwajem, na stacji „Palm Jumeirah” można przesiąść się do zbudowanej na wysokiej estakadzie kolejki monorail, która w ciągu kilku minut zawiezie nas na koniec palmy:
Powyższe zdjęcie (oraz dwa kolejne) wykonane jest przez szybę w związku z tym jego jakość jest mówiąc delikatnie kiepska.
Warto przy tym dodać, że monorail jest przedsięwzięciem komercyjnym niezależnym od systemu komunikacji miejskiej w Dubaju – w związku z tym nie obowiązują tutaj niestety żadne bilety na komunikację miejską.
Podróżując monorailem można zobaczyć nieprawdopodobne nagromadzenie licznych hoteli, apartamentów oraz całych kompleksów turystycznych z prywatnymi plażami i miniportami. Z wnętrza pociągu można również zobaczyć nadających palmie ostateczny kształt licznych „gałęzi” odchodzących w obie strony od głównego rdzenia, po którym porusza się monorail. Niestety ze względu na prędkość z jaką podróżuje się kolejką oraz zabrudzone szyby, większość zdjęć wykonanych z pokładu monorailu do niczego się nie nadaje więc nie mogę ich tutaj zaprezentować.
Na szczycie palmy ulokowany jest luksusowy hotel Atlantis wraz z cieszącym się bardzo dużą popularnością olbrzymim parkiem wodnym. Jak wspominałem już wcześniej przy okazji relacji z Abu Dhabi, jest to „klon” hotelu z Nassau na Bahamach:
Sam brzeg wyspy domykającej palmę od zewnętrznej strony (w okolicach hotelu Atlantis) nie wygląda zbyt atrakcyjnie. W czasie mojego pobytu odbywały się tam zresztą prace związane z umacnianiem wybrzeża:
Zainteresowani mogą bez problemu przespacerować się wzdłuż wybrzeża – dopiero widząc z oddali Burj Khalifę oraz hotel Burj Al Arab (na powyższym zdjęciu ledwo je widać) dotarło do mnie w jak dużej odległości położona jest palma i jak rozległy jest Dubaj.
A ja tymczasem dotarłem z powrotem do Polski. Miałem pierwszy raz okazję skorzystać z lotniska Al Maktoum Airport w Dubaju znanym również pod nazwą Dubai World Central lub po prostu DWC. Wiedziałem, że jest ono położone w sporej odległości od miasta, jednak nie przypuszczałem, że aż tak dużej (dojazd z hotelu zajął mi w sumie ok. 2 godziny). Na szczęście jest ono sensownie skomunikowane z miastem – i pewnie na etapie, na którym jest lotnisko (czyli mikroskopijnego ruchu w porównaniu do głównego lotniska w Dubaju), sposób jego skomunikowania jest całkowicie wystarczający.
Samo lotnisko ma też pewne zalety: z racji braku dużego ruchu nie ma tam praktycznie żadnych kolejek do niczego – nadania bagażu, odprawy paszportowej, kontroli bezpieczeństwa itd. Samo lotnisko jak na ten niewielki ruch oferuje też w mojej ocenie znacznie więcej niż na lotniskach tej wielkości można się niejednokrotnie spodziewać.
Sam lot przebiegł planowo oraz prawie bez zakłóceń. Prawie bo jeden z pasażerów niemal nie doprowadził swoim agresywnym zachowaniem w stosunku do załogi i innych osób do lądowania w Stambule – ostatecznie bohatera całego zamieszania z samolotu już w Katowicach wyprowadzili panowie w kominiarkach.
I tak oto dotarłem do Katowic a niewiele później na swoje śmieci. Pogoda, która mnie przywitała trochę się różni od tej, do której się przyzwyczaiłem przez ostatnie 3 tygodnie…ale trudno mieć pretensję, że u nas w zimie jest śnieg:-) Przynajmniej w Pyrzowicach, bo w Krakowie go prawie nie ma:-)
W wolnej chwili odszukam jeszcze ostatnią gazetkę i wrzucę podsumowanie odległości jakie pokonaliśmy na statku.
Już teraz dziękuję wszystkim za śledzenie mojej relacji przez ostatnie ponad 3 tygodnie, przepraszając z góry za jakieś jej ewentualne niedoskonałości. W razie dostrzeżenia błędów co do opisu miejsc lub faktów mam prośbę o wiadomość – dokonam odpowiednich korekt. Jeśli zaś będą jakieś pytania – tak dotyczące odwiedzonych miejsc jak również funkcjonowania na statku oraz jego atrakcji, postaram się na nie odpowiedzieć.
A tymczasem czas powrócić do rzeczywistości…Na koniec jeszcze małe podsumowanie całego rejsu.
Jak wynika z ostatniej gazetki, którą dostałem do kabiny w sumie przez 3 tygodnie przepłynęliśmy ok. 5500 mil:
Odwiedziliśmy w tym czasie 11 portów, z których 4 położone były w basenie Morza Śródziemnego, 2 w Zatoce Akaba, 3 w Omanie oraz 2 w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Mimo, że w części z nich miałem okazję być już wcześniej, nie mogę narzekać na brak atrakcji w żadnym z nich. Zresztą ich charakter był tak różny, że praktycznie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Jeśli miałbym przygotować jakiś ranking to dla mnie absolutnym hitem była wizyta w Petrze i już wiem, że na pewno kiedyś będę chciał tam wrócić jeszcze raz – ale na dłużej.
Wieczorem, w dniu, w którym wypływaliśmy z Abu Dhabi odbyła się impreza pożegnalna, na której kucharze przygotowali piernikowy tort z motywami świątecznymi:
Na pamiątkę dostałem też model statku, który uzupełnił dotychczasową flotę na regale:
Ostatniej nocy przed zejściem ze statku do kabiny zostało dostarczone zbiorcze rozliczenia rachunku zawierające wykaz wszystkich wydatków oraz informację o sposobie ich rozliczenia. Dla tych, którzy po wejściu na statek zarejestrowali kartę kredytową, końcowa kwota rozliczenia została pobrana bezpośrednio z rachunku karty - stało się to automatycznie.
Zejście na ląd odbywało się wg standardowej procedury. Kilka dni przed końcem rejsu dostałem ankietę z wybraniem preferowanej opcji zejścia jeśli chodzi o „okienko czasowe” – a później paski do umieszczeniu na bagażu. Tym razem z samego serwisu bagażowego, w ramach którego załoga statku odbiera bagaż z kabiny i dostarcza go w wyznaczone miejsce w terminalu portowym nie korzystałem – zniosłem bagaż ze statku sam. Szkoda, że w Dubaju nie można skorzystać z opcji dostawy bagażu do domu, z której korzystałem przed rejsem w Savonie – ale ta usługa dotyczy tylko wybranych portów europejskich. W Dubaju miłe było również to, że nie trzeba było ze statku schodzić z samego rana jak jest to praktykowane w większości portów w ostatnim dniu rejsu, lecz graniczną godziną była 17. Drobny ale miły gest - większość lotów do Europy z Dubaju jest w godzinach wieczornych i nocnych a dzięki tej drobnej zmianie pasażerowie, którzy od razu po rejsie planują powrót do domu nie musieliby siedzieć pół dnia na gwarnym lotnisku.
Wspomnę jeszcze, że przed samym zejściem na ląd miałem pewne obawy o dzień tygodnia – tzn. o to, czy w piątek w Dubaju nie będzie problemu z transportem, czy będą otwarte sklepy itp. (podczas mojego poprzedniego pobytu były w tym zakresie pewne ograniczenia). Okazało się, że jeśli chodzi o taksówki oraz Ubera, ograniczeń nie ma żadnych – w końcu i tak jeżdżą na nich w zdecydowanej większości Pakistańczycy i Hindusi, którzy nie są muzułmanami:-) Galerie handlowe jak się okazało są aktualnie również czynne tak samo jak w pozostałe dni tygodnia a jedynie tradycyjne targi w okolicach kanału Creek otwierały się dopiero o 16.
Co ciekawe, przed zejściem okazało się, że w najbliższych miesiącach Costa Mediterranea będzie gościła sporą liczbę gości z Polski. Już na rejs, który zaczynał się tuż po moim zejściu ze statku i trwa w czasie, kiedy wysyłam tego posta było ponad 70 rezerwacji z Polski (do nich doszło pewnie jeszcze co najmniej kilkanaście rezerwacji Polaków z obcymi paszportami) – i co istotne były to wyłącznie rezerwacje indywidualne obsługiwane przez różne biura podróży. Wysoki poziom jeśli chodzi o liczbę polskich gości będzie się utrzymywał przez cały okres stacjonowania statku w Dubaju – z rekordowymi ponad 110-oma rezerwacjami w jednym z terminów przypadających na nasze ferie zimowe (sprzedaż tych rejsów trwa nadal więc liczba ta może się jeszcze powiększyć). Wynika z tego, że popularność rejsów wśród naszych rodaków rośnie – jeśli chodzi o moje doświadczenia to jeszcze nie zdarzyło mi się spotkać tylu Polaków na jednym statku:-) Zapewne z tego powodu do załogi statku została dołączona Polka, o której wspominałem na początku relacji i której zadaniem jest zapewnienie opieki nad polskojęzycznymi pasażerami. W momencie zejścia na statku jeszcze nie było ostatecznej decyzji ale wszystko wskazywało na to, że na rejsach z Dubaju menu w restauracjach oraz gazetki z programem dnia będą tłumaczone na język polski :-) Wspomniane tygodniowe rejsy będą po drodze odwiedzały oprócz Dubaju zawsze Abu Dhabi i Muscat + coś jeszcze w ramach uzupełnienia (w kilku kombinacjach).
Cały rejs uważam za bardzo udany – zarówno jeśli chodzi o trasę, spokojne morze, brak nieprzewidzianych atrakcji (no może poza mgłą przy przejściu przez Kanał Sueski) jak również zawarte znajomości oraz miło spędzony czas. Statek jest utrzymany w bardzo dobrym stanie – zresztą wyłączając ciągłe jego sprzątanie, w każdym porcie można było zobaczyć różnego rodzaju prace konserwacyjne – malowanie, smarowanie, wymianę jakichś części lub elementów wyposażenia… Z mojego punktu widzenia Costa dostarczyła solidny produkt o bardzo dobrej relacji jakości do ceny. I chociaż na pewno są linie lepsze od Costy (a o tym, które i dlaczego można by pewnie prowadzić dyskusję godzinami), to ja specjalnych powodów do narzekań nie mam.
W ramach małego aneksu dot. pobytu w Muscacie chciałbym jeszcze uzupełnić, że wg znalezionych informacji w sieci faktycznie istnieje możliwość łatwego przemieszczania się pomiędzy „starym” a „nowym” Muscatem fajnie zorganizowaną komunikacją miejską. Funkcję „stacji przesiadkowej” pełni dworzec Ruwi, z którego linią nr 4 można dojechać do portu, dzielnicy Mutrah oraz pałacu sułtana a linią nr 1 do „nowego” Muscatu – w tym do okolic Wielkiego Meczetu Sułtana Qaboosa. Dla zainteresowanych więcej informacji na ten temat wrzuciłem w wątku dot. transportu w Omanie.
Jeszcze raz wszystkim dziękuję za cierpliwe śledzenie relacji i życzę równie miłych wrażeń na rejsach, na które być może sami wybierzecie się w przyszłości :-)
KONIEC:-)@Gaszpar - cieszę się, że się podobało :-)
Jeśli chodzi o cenę rejsu to dużo zależy od tego, jaki rodzaj kabiny rezerwujesz oraz z jakim robisz to wyprzedzeniem. Z grubsza zasady są takie jak w liniach lotniczych (im wcześniej tym lepiej) z tą drobną różnicą, że na 1-2 tygodnie przed rejsem czasami zdarza się, że linia robi na niesprzedane miejsca jakąś atrakcyjną promocję. Ale to nie jest regułą.
Ja swój rejs rezerwowałem około 9 miesięcy wcześniej. Za kabinę wewnętrzną premium zapłaciłem 1600 EUR (plus napiwki) przy czym cena uwzględniała dopłatę za jedynkę (gdyby w kabinie były dwie osoby wówczas cena wyniosłaby ok. 1300 EUR/osobę plus napiwki od każdej osoby). Za upgrade do kabiny z balkonem nic już nie płaciłem.
Cena obejmowała pobyt na statku, wyżywienie (ale z ograniczeniami w przypadku napojów-pisałem o tym w jednym z postów) oraz zdecydowaną większość rozrywek na statku. Z płatnych opcji dotyczących jedzenia na statku (restauracja klubowa, wieczorem pizzeria i hamburgery) nie korzystałem ale to już kwestia indywidualna – tak samo jak napoje.
Dla zainteresowanych były dostępne trzy wersje pakietów all inclusive (od ok. 20 do ponad 40 EUR/dzień) oraz różne pakiety napojów, np.:
Do ceny rejsu trzeba doliczyć wspomniane napiwki (w przypadku mojego rejsu 210 EUR/osobę) i wydatki na ewentualne wycieczki. Moje wycieczki kosztowały odpowiednio: Petra 130 EUR, Timna Park 84 EUR, Salalah 60 EUR co razem daje 274 EUR. Ponieważ otrzymałem od Costy do wykorzystania 275 EUR (200 EUR shareholders benefit – sposób działania tego „wynalazku” opisałem w jednym z wcześniejszych postów + 75 EUR za status w Costa Club), wycieczki traktuję jako gratisowe – tzn. zasponsorowane przez Costę :-)
Wydatki na statku inne niż napoje i wycieczki to już moim zdaniem kwestia indywidualna – mogą one obejmować zakupy w sklepach na statku, fryzjera, spa, usługi fotografów, kasyno, internet a nawet wynajem sali na jakieś prywatne przyjęcie z obsługą. Kto co potrzebuje :-) W moim przypadku to były jakieś pomijalne kwoty.
Do tego wszystkiego trzeba doliczyć dojazd do i z portu na początku i końcu rejsu. W Europie przy planowaniu z wyprzedzeniem w erze tanich linii to potrafią być całkiem rozsądne kwoty ale loty do/z Dubaju dzięki Wizzairowi też stały się bardziej dostępne. Tutaj dużo zależy pewnie od wielu czynników – mnie loty z Krakowa do Bergamo oraz Dubaju do Katowic (ten drugi z dużym bagażem) kosztowały łącznie niecałe 900 zł. Dojazd z Bergamo do Savony (autobusy i pociągi) kosztowały mnie łącznie 19.80 EUR, przy czym bilet z Mediolanu do Genui kupowałem z wyprzedzeniem (we włoskiej Trenitalii upusty przy wcześniejszym zakupie potrafią być wysokie).
Jeśli chodzi o hotele przed i po rejsie – zarówno w Dubaju jak i Genui, wykorzystywałem punkty zgromadzone w programie lojalnościowym Accora z niewielkimi dopłatami (w sumie ok. 100 zł.).
O sposobach i kosztach wydostania się z poszczególnych portów starałem się pisać relacjonując kolejne miejsca – podobnie jak o kosztach preferowanej zazwyczaj przeze mnie komunikacji miejskiej czy wejściówkach do muzeów.
Aby zamknąć temat wydatków, wypada jeszcze chyba doliczyć polisę zdrowotną – ale jej zakres to znowu kwestia indywidualna. Ja za swoją zapłaciłem ok. 240 zł.
Popatrzyłem jeszcze z ciekawości na szybko na ten sam rejs w marcu 2018, kiedy Costa Mediterranea będzie wracała z Dubaju do Savony. Trasa rejsu minimalnie się różni – nie obejmuje Abu Dhabi ani portów na Krecie i w Atenach. Dodatkowo dochodzi natomiast port w Fudżajra (jeden z emiratów – jak dla mnie mniej ciekawy niż to co wypadło z trasy). Całość trwa 20 dni a koszt wg serwisu Costy to na dziś 1289 EUR za kabinę wewnętrzną classic i 1439 EUR za kabinę wewnętrzną premium. Wyższe klasy kabin są odpowiednio droższe. Znając życie, od pośrednika pewnie można dostać parę procent upustu ale to już trzeba negocjować:-)
Poza tym niewykluczone, że u niektórych pośredników cena może być niższa - podobnie jak w oddziałach Costy w innych krajach (ostatnio forumowicz @Świat w Garści pisał o świetnej ofercie holenderskiej Costy na rejs przez Atlantyk z Gwadelupy do Savony w kwietniu przyszłego roku - 299 EUR + napiwki/osobę za 18 dni) - gdyby ktoś był zainteresowany warto wcześniej sprawdzić czy interesujący kogoś rejs nie jest w którymś kraju objęty taką promocją.
Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania, pisz śmiało:-)Jeśli chodzi o kabiny to od pewnego czasu rezerwuję wyłącznie kabiny wewnętrzne i uważam je za całkowicie wystarczające. Po pierwsze spędzam w kabinie jednak relatywnie niewiele czasu (zwłaszcza w dzień) a po drugie wolę różnicę w cenie pomiędzy np. kabiną z balkonem a wewnętrzną wydać na coś innego.
Kabina wewnętrzna na statkach Costy jest z reguły mniejsza od tej z balkonem (poza jakimiś pojedynczymi wyjątkami, które mają nieregularny kształt i z tego powodu czasami są nawet dużo większe) ale jak dla mnie nigdy nie czułem w nich jakiejś klaustrofobii. Miejsca do spania jak również na schowanie swoich rzeczy (dla 2-óch osób) moim zdaniem jest wystarczająca ilość. Poza tym wydaje mi się, że łazienka w kabinie wewnętrznej nie różni się od tej w kabinie z oknem czy balkonem.
Może się to komuś wydać dziwne ale jak dla mnie najgorszym rodzajem kabiny są kabiny z oknem czyli pośrednie pomiędzy wewnętrznymi a tymi z balkonami. Po pierwsze okno jest z reguły niewielkie i nie da się go otworzyć, po drugie te kabiny położone są zwykle niżej i przy niespokojnym morzu (a lepiej wkalkulować, że tak będzie niż, że tak nie będzie) zdarzało mi się, że woda uderzając o burtę docierała czasami do okna robiąc przy tym sporo hałasu a po trzecie za to wszystko trzeba jeszcze zapłacić więcej niż za kabinę wewnętrzną.
Z kolei jeśli mowa o kabinach z balkonem, warto pamiętać, że na większości rejsów nawet w ciepłych rejonach wbrew pozorom komfortowe korzystanie z balkonu możliwe jest prawie wyłącznie w porcie (takie są przynajmniej moje doświadczenia) ze względu na wiatr – no chyba, że ktoś ma kabinę na rufie albo balkon jest jakoś wyjątkowo osłonięty.
Oczywiście są jeszcze apartamenty – jak dotąd miałem okazję korzystać tylko z miniapartamentu na Costa Luminosa (też upgrade) ale moim zdaniem od kabiny z balkonem różni się on minimalnie wielkością i nie bardzo widzę uzasadnienie dla różnicy w cenie pomiędzy tym rodzajem kabiny a tej „tylko” z balkonem.
Co do apartamentów – nie korzystałem ale to zupełnie inny produkt (nie tylko sama kabina ale masa dodatków)…i oczywiście zupełnie inna cena.
Zresztą bardzo łatwo możesz zobaczyć jak wyglądają kabiny poszczególnych rodzajów na różnych statkach na Youtube - nie tylko na reklamowych filmikach armatorów ale także umieszczanych przez samych pasażerów. Polecam tę formę - sam ocenisz w ten sposób, czy to co widzisz może być dla Ciebie klaustrofobiczne czy też nie.
Jeśli chodzi o upgrade to prostych recept nie ma. Moim zdaniem shareholders benefit nie ma na to żadnego wpływu. Najłatwiej można dostać upgrade rezerwując tzw. kabinę gwarantowaną czyli nie przydzieloną z numeru na etapie rezerwacji. W takim przypadku otrzymuje się tylko gwarancję, że dostanie się kabinę co najmniej tego rodzaju, za który zapłaciliśmy – w praktyce zdarza się, że jest to kabina wyższej klasy aczkolwiek przeskok o więcej niż jedną klasę (np. z wewnętrznej do balkonu) na pewno nie jest czymś powszechnym. Jeśli mogę coś doradzić to gdy rezerwujemy rejs i np. kabiny wewnętrzne są dostępne wyłącznie jako gwarantowane (nie można ich wybierać po numerze), a dostępne do wyboru są kabiny z oknem czy balkonem, to przy rezerwacji kabiny gwarantowanej wewnętrznej prawdopodobieństwo upgradu jest bardzo wysokie. Zdarzało mi się kilka razy rezerwować takie kabiny i nie zawsze dostawałem upgrade do kabiny wyższej klasy ale praktycznie zawsze kabiny, które dostawałem czymś pozytywnym się wyróżniały (np. optymalnym położeniem na statku lub większą powierzchnią). Z tego powodu moje doświadczenia z kabinami gwarantowanymi są pozytywne, co jednak nie każdemu musi odpowiadać bo jednak jest to pewnego rodzaju ruletka. Z drugiej strony rezerwując nocleg w hotelu nie rezerwuję z góry konkretnego pokoju i nie jest to dla mnie jakimś wielkim problemem :-) W końcu kabina i tak służy głównie do spania…Żeby było jasne: nigdy nie zamierzałem ani nie zamierzam nikogo zachęcać do czegoś do czego nie jest przekonany:-) Misjonarstwa nie uprawiam a klątw za inne zdanie nie zamierzam na nikogo rzucać:-) Rozumiem, że taka forma wypoczynku może komuś nie odpowiadać i szanuję to. Moja relacja miała jedynie na celu przekazanie jak wygląda mało popularna w Polsce forma objazdówki jaką jest rejs statkiem wycieczkowym.
A odpowiadając na pytanie: tak, na tym rejsie wbrew pozorom było wiele osób poniżej 55 roku życia w tym autor niniejszej relacji (a brakuje mi do tej granicy jeszcze naprawdę sporo). Myślę, że średnia była właśnie gdzieś w okolicach 50-55 lat. Powód jest prozaicznie prosty: rejs trwał 3 tygodnie a z dojazdem przed i po rejsie robi się jeszcze więcej – nie jest to łatwe (nie mówię jednak, że niemożliwe) do pogodzenia z pracą. Zresztą zasada jest banalnie prosta: im rejs jest dłuższy, tym średnia wieku wyższa a dzieci mniej. Na rejsach 7-dniowych (szczególnie w wakacje, ferie itp.) na statku podobnej wielkości potrafi być 500 dzieci a średnia wieku jest bliżej 30 niż 40 lat. Z kolei na rejsach dookoła świata (takich też jest sporo), które trwają zazwyczaj ok. 100-110 dni średnia wieku to 70-80 lat. Jeśli kogoś interesują szczegóły nt. struktury pasażerów w poszczególnych liniach, regionach oraz w zależności od długości rejsu, można na ten temat poczytać w amerykańskich serwisach: np. cruisecritic.com. Nie sądzę jednak, aby dane te kogoś zaskoczyły.
Co do Petry, przyznam szczerze, że jakoś ilość turystów w tym miejscu w niczym mi nie przeszkadzała-może dlatego, że spodziewałem się, że będzie ich tam jeszcze więcej :-). Wszyscy faktycznie najpierw musieli przejść doliną Bab-al-siq a potem wąwozem ale nie było w nich jakiegoś tłoku ani kolejek. Kolejka do kontroli bezpieczeństwa przed głównym wejściem zajęła zresztą raptem góra kilka minut. Za Skarbcem mówiąc szczerze był już luz – Petra ma sporą powierzchnię i za Skarbcem jest dostępnych kilka wariantów zwiedzania w związku z czym jakoś ten ruch się rozprasza. Przyznam szczerze, że wielokrotnie dużo większy problem miałem wędrując – nawet w tym roku po polskich Tatrach (choćby we wrześniu czyli teoretycznie już po najwyższym sezonie) a lepiej bynajmniej nie jest w miejscowościach znanych z turystycznych atrakcji (wymienię choćby przysłowiowe Krupówki w Zakopanem, Floriańską czy Grodzką w Krakowie, Monciak w Sopocie, Ramblę w Barcelonie czy plac Czerwony w Moskwie). Niektóre turystyczne miejscowości mają to do siebie, że przyciągają turystów i chyba trudno się temu dziwić:-) Petra jest największą atrakcją turystyczną Jordanii i jedną z największych atrakcji Bliskiego Wschodu w ogóle, więc trudno oczekiwać, że będzie tam hulał tylko wiatr :-)
Co do spóźnień na statek to na tym rejsie nie mam pojęcia czy coś takiego miało miejsce (nikt nie ogłasza, że ktoś się spóźnił). Pamiętam jednak, że na jednym z moich rejsów na statek spóźniła się grupa prawie 200 osób, które korzystały z jakichś wycieczek indywidualnych. Było to zresztą w Heraklionie, statek nie czekał a portowy agent dla tych osób czarterował później samolot (na ich koszt) do następnego portu. A pojedyncze spóźnienia pewnie się trafiają częściej niż rzadziej – przy tej ilości pasażerów wystarczy jakiś czynnik losowy i już mamy parę osób.