0
greg2014 23 listopada 2017 22:55
Image

Oczywiście wymienione przeze mnie miejsca nie wyczerpują listy atrakcji w Abu Dhabi. Należą do nich jeszcze choćby Ferrari World czy wspomniane już najnowsze Louvre Museum. Na nie też przyjdzie kiedyś czas:-)

A tymczasem przypłynęliśmy do naszego końcowego przystanku – do Dubaju. W zależności od wykupionej wersji rejsu, dziś lub w jeden z najbliższych dni wszystkich pasażerów czeka też koniec rejsu. Część gości opuszcza statek już dzisiaj, zdecydowana większość (w tym ja) jutro a nieliczni – pojutrze. Zupełnie już nieliczni płyną dalej – na pierwszy z kilkunastu tygodniowych rejsów, która Costa Mediterranea będzie odbywać z Dubaju w okresie naszej zimy i przed swoim powrotem do Europy zaplanowanym na marzec.

W kolejnym poście napiszę jeszcze parę słów o Dubaju i powoli przyjdzie czas na koniec tej przydługiej już chyba relacji.

C.D.N.Od wczoraj statek stoi zacumowany w porcie w Dubaju, którego oficjalna nazwa to Port Rashid. Sam port położony jest stosunkowo blisko miasta i głównego lotniska (DXB) aczkolwiek podobnie jak w Abu Dhabi miasto jest bardzo rozległe i odległości do niektórych miejsc (np. Mariny lub sztucznej palmy) mogą być bardzo duże. Sam Dubaj ciągnie się kilometrami wzdłuż wybrzeża – ale na szerokość zapewne nie ma więcej niż 5-6 km (a miejscami nawet znacznie mniej) – dalej zaczyna się pustynia.

Po porcie nie można poruszać się pieszo (zresztą jest on bardzo rozległy a drogi kręte – do bramy portowej jest ok. 4 km), nie zapewnia on też zupełnie żadnego shuttle busu do bramy portowej. W związku z tym jedyne możliwości wydostania się spod terminala portowego to: taksówka (ew. Uber), piętrowe autobusy turystyczne, wycieczka ze statku lub darmowy shuttle bus oferowany przez którąś z galerii handlowych. Akurat w czasie naszego pobytu swój shuttle bus oferował Mercato Shopping Mall, który może nie jest położony w ścisłym centrum (o ile w Dubaju w ogóle coś takiego jest) ale umożliwia wydostanie się z portu. Sama galeria nie należy ani do najnowszych ani do największych, nie ma również w niej jakichś specjalnych tłumów:

Image

Image


Na pewno w każdym razie można tu zrobić zakupy – sklepów nie brakuje :-)

Można stąd również stosunkowo łatwo przemieścić się dalej korzystając z jednej z kilku linii autobusowych a później metra. Bilet dzienny na wszystkie linie i strefy w formie czerwonej karty NOL dostępny jest w automacie na niektórych przystankach autobusowych i wszystkich stacjach metra (pierwszy zakup 20 dirhamów + 2 za kartę czyli ok. 20 złotych).

Łatwym punktem orientacyjnym w mieście jest Burj Khalifa – póki co cały czas jeszcze najwyższy budynek na świecie, który jest widoczny praktycznie przez większość czasu:

Image

Image

Zresztą Dubaj to dziwne miasto – miejsce, gdzie wszystko musi być naj... oraz gdzie największą sztuką jest gościa zaskoczyć (lub najlepiej zszokować) a przy okazji mu coś sprzedać. Bo z punktu widzenia turysty główną atrakcją tego miasta nie są zabytki, o które tutaj trudno (chociaż kilka ich jest) ale liczne imponujące budowle – niespotykane gdziekolwiek indziej w takim natężeniu – oraz nie mniej liczne a zazwyczaj im towarzyszące gigantyczne galerie handlowe.

A tymczasem nasz rejs dobiegł końca. Wczorajszy dzień poza zwiedzaniem Dubaju minął na pożegnaniach – w ciągu ostatnich 3-ech tygodni udało się na statku poznać masę interesujących osób. Do tego doszło pakowanie – nie wiem jak u innych ale u mnie z powrotem dużo trudniej zazwyczaj jest się zmieścić w walizce… :-)

Za chwilę zamawiam Ubera i jadę do hotelu. Jeszcze ostatni rzut okiem na statek w porcie:

Image

Powrotny lot Wizzairem do Katowic mam jutro wieczorem, zatem zostało mi to jeszcze trochę czasu na zwiedzanie i ewentualne zakupy.

Nie zamierzam tutaj konkurować z licznymi relacjami z samego Dubaju, które można znaleźć na F4F i które na pewno znacznie bardziej kompleksowo prezentują to miejsce, ale w kolejnym poście postaram się wrzucić trochę zdjęć z co ciekawszych miejsc wartych zobaczenia – przynajmniej wg mnie:-)

C.D.N.Na zakończenie relacji jeszcze małe co nieco na temat Dubaju.

Moim pierwszym celem po wydostaniu się z portu była galeria handlowa „Mall of the Emirates”. Oczywiście nie jest to żaden zabytek :-) Jak przystało na dubajską galerię handlową, musi znajdować się w niej coś nietypowego i jedynego w swoim rodzaju – w tym przypadku jest to stok narciarski wraz z różnego rodzaju zimowymi atrakcjami. Najłatwiej dojechać tam metrem, którego jedna ze stacji jest zintegrowana z tym obiektem.

Już z zewnątrz dziwny kształt zdradza, co znajduje się w środku budynku:

Image

Galeria „Mall of the Emirates” oddana została do użytku około 10 lat temu i gromadzi pod jednym dachem kilkaset sklepów i punktów usługowych. Aby oddać jej skalę wspomnę, że jej łączna powierzchnia odpowiada 4-em stołecznym „Złotym Tarasom”.

Główną atrakcją jest centrum „Ski Dubai”, które można obejrzeć przez szybę:

Image

Image

Image

Nie da się ukryć, że widok zamkniętego wewnątrz dużego obiektu stoku narciarskiego z kolejką krzesełkową, torem narciarskim, bałwanami i innymi zimowymi obrazkami wydaje się mocno surrealistyczny. Chętnych do skorzystania z atrakcji nie brakuje :-) Nie trzeba przychodzić ze swoimi nartami ani kombinezonem – wszystkie potrzebne akcesoria są dostępne na miejscu (w ramach ceny lub za dopłatą w zależności od rodzaju wykupionego biletu). Warto przy tym wziąć pod uwagę, że na zewnątrz potrafi być czasem upał rzędu 40-50 stopni, a w niewielkiej odległości od galerii znajduje się pustynia.

Jeśli ktoś miałby w planach obejście galerii i wszystkich jej poziomów, powinien sobie zarezerwować najlepiej cały dzień. A patrząc, że jest to tylko jedna z wielu gigantycznych galerii handlowych w Dubaju, można sobie łatwo wyobrazić ile czasu byłoby potencjalnie potrzebne, aby „zaliczyć” ich kilka, nie mówiąc o wszystkich.

W Dubaju zresztą ciągle coś się buduje – szacuje się, że w tym mieście zlokalizowanych jest około 1/4 wszystkich pracujących dźwigów na świecie i faktycznie coś w tym jest. Gdziekolwiek by się nie rozejrzeć widać ich dziesiątki. Galerie handlowe są zresztą miejscami, w których promuje się te dopiero powstające obiekty , sprzedaje apartamenty itp. Poniżej można zobaczyć makietę jednego wielu z takich projektów, z którymi można się spotkać co chwilę:

Image

Z Mall of the Emirates pojechałem (dla zainteresowanych: bezpośredni autobus nr 81 ) w okolice hotelu Burj Al Arab, czyli słynnego „żagla”, który przez długi czas dzierżył miano najbardziej luksusowego hotelu świata – ostatecznie zdetronizowany został przez Emirates Palace, o którym pisałem przy okazji relacji z Abu Dhabi.

Sam hotel Burj al Arab znajduje się na sztucznej wyspie a dostęp do niego jest ograniczony wyłącznie do gości hotelowych oraz osób posiadających rezerwację w jednej z hotelowych restauracji:

Image


Zainteresowani mogą przy stanowisku przed bramą wjazdową zarezerwować miejsce w restauracji i dostać się tam w ten sposób – ale nie sprawdzałem na ile gruby trzeba mieć portfel, aby sobie na to pozwolić:-) Dla pozostałych obiekt jest całkowicie niedostępny.

Obok Burj Al Arab znajduje się park wodny (jeden z kilku w Dubaju) oraz kolejna galeria handlowa – Madinat Jumeirah zintegrowana z resortem wypoczynkowym, na który składają się trzy hotele:

Image

Jest ona jednak o tyle nietypowa, że nie jest to jeden obiekt lecz kilkadziesiąt mniejszych i większych budynków położonych na obszarze kilkudziesięciu hektarów, stylizowanych na arabskie miasteczko. Dla osób nie będących gośćmi hotelowymi dostępna jest wyłącznie część handlowa przypominająca tradycyjny arabski targ (souk) z labiryntem wąskich uliczek.

Image

Całość poprzecinana jest licznymi oczkami wodnymi, kanałami po których pływają łódki przypominające gondole i przy których zlokalizowane są dziesiątki knajpek i restauracji:

Image

Niektóre widoki zresztą – jak na przykład choinka z palmami w tle – tworzą dość ciekawe połączenia patrząc z naszej perspektywy :-)

Image

Stosunkowo niedaleko od hotelu „żagla” oraz Madinat Jumeirah zlokalizowany jest zresztą inny znany luksusowy hotel w Dubaju, który można zobaczyć na licznych widokówkach i zdjęciach z tego miasta – Hotel Jumeirah:

Image

Kolejnego dnia – w piątek – już po zejściu do statku i dotarciu do hotelu (zintegrowanego zresztą ze stacją metra oraz kolejnym olbrzymim centrum handlowym – Deira City Centre – jest ono wielkości połowy prezentowanego wcześniej Mall of the Emirates ), wybrałem się do największego centrum handlowego w Dubaju (i prawdopodobnie na świecie) – The Dubai Mall (mniej więcej: Złote Tarasy x 8)

Ilość sklepów przekracza w nim 1200; do tego dochodzą liczne punkty usługowe i atrakcje przyciągające każdego dnia tysiące gości.

Pierwszą z nich jest składający się z dwóch części wodospad spadający z najwyższej do najniższej kondygnacji:

Image

Uzupełnieniem jest lodowisko:

Image

…oraz gigantyczne akwarium zapraszające do zwiedzania podwodnego ZOO:

Image

Największą atrakcją tej galerii jest jednak prawdopodobnie najwyższy budynek świata czyli Burj Khalifa, na którego taras widokowy można wyjechać prosto z galerii handlowej (oczywiście po zakupieniu biletu wstępu):

Image

Image

Możliwy jest wyjazd w jednej z dwóch opcji: piętro 124+125 z otwartym tarasem lub znacznie droższe piętro 148 (tam możliwy jest widok tylko przez szybę):

Image

Image

Oczywiście dla wątpiących, wysokość budynku potwierdza odpowiedni certyfikat umieszczony na tarasie:

Image

Widoki z samego tarasu są imponujące. Na poniższym zdjęciu można zobaczyć sztuczne jezioro zlokalizowane u podnóża Burj Khalify wraz z widocznymi instalacjami fontanny, której pokazy odbywają się codziennie w godzinach wieczornych:

Image

W oddali widać z kolei archipelag znajdujących się ciągle w budowie sztucznych wysp o nazwie „The World”:

Image


…oraz rozległą panoramę miasta:

Image

Image

Zresztą miano najwyższej budowli świata jakie póki co jeszcze dzierży Burj Khalifa, wkrótce może jej odebrać inny projektowany w Dubaju obiekt o nazwie Dubai Creek Tower, którego wysokość ma osiągnąć 928 metrów. Jego makietę można również zobaczyć w The Dubai Mall:

Image

Wczoraj po południu dla odmiany wybrałem się jeszcze do tzw. „starego Dubaju” położonego w dzielnicy Deira, nieopodal kanału o nazwie Creek. Jest to miejsce, w którym zlokalizowane są tradycyjne dubajskie targi – m.in. Gold Souk, Spice Souk, Perfume Souk, Textile Souk itd. – przenikające się zresztą nawzajem:

Image

Image

Image

Image

Szczególne wrażenie robią nieprawdopodobne witryny na Gold Souk:

Image

Image
Image

Spacerując wzdłuż kanału Creek można zobaczyć wyglądające dość archaicznie statki, które dostarczają wszystko czym handluje się na położonych w tej okolicy targach:

Image

Image

Złośliwi mówią, że patrząc na nowoczesny i futurystyczny Dubaj, to chyba jedne z najstarszych obiektów, które można zobaczyć w tym mieście :-)

Na koniec przepłynąłem się tradycyjną dubajską łodzią na drugą stronę Creek:

Image

Przystanek znajdował się w okolicach fortu, w którym zlokalizowane jest Muzeum Dubaju:

Image

Warto jednak pozostać czujnym: fort nie ma zabytkowego charakteru, został on zrekonstruowany około 50 lat temu. Przed fortem została wyeksponowana również zrekonstruowana dubajska łódź przypominającą tę, na której miałem okazję wybrać się na rejs po fiordzie w Khasabie:

Image

W ten sposób mój pobyt w Dubaju dobiega powoli końca. W kolejnym poście postaram się jeszcze umieścić kilka zdjęć z tej części Dubaju, którą odwiedzałem poprzednim razem a którą tym razem sobie odpuściłem.

C.D.N.Ponieważ Dubaj od pewnego czasu staje się coraz bardziej popularnym celem turystycznym również dla Polaków, a podróże w tym kierunku stały się bardziej dostępne m.in. za sprawą Wizzaira chciałbym dodać jeszcze kilka informacji praktycznych na temat poruszania się po tym bardzo rozległym mieście.

W trakcie mojego pobytu poruszałem się zarówno komunikacją miejską (metro, autobusy + tramwaje w okolicach Mariny) a także taksówkami i Uberem. Tych ostatnich w Dubaju są chyba tysiące i są całkiem rozsądne cenowo.

W większości przypadków korzystałem jednak z komunikacji miejskiej. Przyznam szczerze, że aby nie doktoryzować się w temacie stref wybrałem od początku podróżowanie na czerwonych biletach dziennych: pierwszy kosztuje 20 dirhamów + 2 dirhamy za samą kartę; kolejne przy wykorzystaniu tej samej karty to 20 dirhamów za każdy kolejny dzień. Bilet obejmuje wszystkie środki komunikacji miejskiej i wszystkie strefy miejskie i moim zdaniem jest bardzo rozsądny cenowo.

Warto przy tym powiedzieć, że metro w Dubaju jest również pewnego rodzaju atrakcją turystyczną. Składają się na nie dwie linie przecinające się nawzajem (na dwóch stacjach) w najstarszej części miasta, w okolicach kanału Creek. Tylko w tej części – na stosunkowo krótkim odcinku metro porusza się pod ziemią; na zdecydowanej większości trasy biegnie ono po estakadzie w związku z czym można podczas podróży podziwiać okolicę:

Image

Wagoniki metra kursują dosłownie co chwilę. Co ciekawe są one bezobsługowe – sterowanie wagonikami i całym ruchem jest w pełni automatyczne w związku z czym przy odrobinie szczęścia można zająć w wagoniku miejsce, które normalnie zajmowałby właśnie maszynista i obserwować trasę z jego pozycji:

Image

Z ciekawych rozwiązań organizacyjnych w metrze warto wspomnieć o wydzieleniu w wagonie klasy pierwszej (tzw. Gold Class - obowiązują w niej specjalne-droższe bilety) oraz części wyłącznie dla kobiet z ewentualnymi dziećmi. Wydzielenie części dla kobiet można spotkać zresztą również w autobusach i tramwajach.

Aby było łatwiej, na posadzce każdego peronu metra można znaleźć informację, gdzie otworzą się drzwi których wagonów:

Image

Same stacje metra mają z zewnątrz w miarę jednolity i trochę futurystyczny wygląd:

Image

W wielu miejscach są one połączone z pobliskimi budynkami lub galeriami handlowymi klimatyzowanymi korytarzami i rękawami. Dzięki temu podróżując do najbardziej popularnych miejsc bardzo często nie ma w ogóle potrzeby wychodzenia na zewnątrz, co może mieć duże znaczenie szczególnie podczas spotykanych w Dubaju upałów.

Czerwona linia metra jest zresztą bardzo długa (ok. 50 km). Pomimo tego, że wagony metra kursują stosunkowo szybko, jej przejechanie pomiędzy końcowymi stacjami zajmuje dobrze ponad godzinę. Końcowe przystanki czerwonej linii w kierunku stacji UAE Exchange są zresztą wybudowane mocno na wyrost i są de facto zlokalizowane na pustyni w sporym oddaleniu od jakiejkolwiek zabudowy – widać to dokładnie jadąc autobusem na lotnisko DWC, z którego operuje Wizzair. Ponoć są plany przedłużenia czerwonej linii aż na to lotnisko, ale chyba póki co nie ma to większego sensu ekonomicznego biorąc pod uwagę, że wiele kilometrów takie metro prowadziłoby przez niemalże pustynię a na samym lotnisku DWC ruch pasażerski jest na śmiesznie niskim poziomie (w 2016 roku wg Wikipedii nie przekroczył nawet miliona pasażerów).

Wspominając o metrze warto dodać, że na bardzo długim odcinku czerwonej linii, biegnie ona wzdłuż głównej arterii miasta (Sheik Zayed Road) prowadzącej do stolic sąsiednich emiratów: Abu Dhabi z jednej i Szardży z drugiej strony:

Image

Aby zamknąć temat komunikacji miejskiej w Dubaju warto na koniec wspomnieć o jeszcze jednej osobliwości tego miasta - klimatyzowanych przystankach autobusowych:

Image

Wracając do atrakcji w Dubaju, oprócz tego o czym napisałem wcześniej warto wspomnieć jeszcze Marinę i utworzony sztuczny archipelag, na który składają się półwysep oraz wyspy tworzące łącznie sztuczną palmę. Tak wygląda to na google maps:

Image

W realu oczywiście rozmiary palmy są tak duże (łączna linia brzegowa jej „składników” to blisko 100 kilometrów), że nie da się jej zobaczyć „gołym okiem” inaczej niż z samolotu lub częściowo (ale tylko jeśli chodzi o „ramiona”) z pokładu kolejki monorail, którą można dotrzeć od podstawy do szczytu palmy.

Sztuczna palma Jumeirah jest pierwszą z trzech w pełni (lub prawie w pełni bo ciągle jeszcze są na niej budowane jakieś obiekty) ukończonych „palm”. Z pozostałych dwóch, pierwsza – Jebel Ali jest już na zaawansowanym etapie konstrukcji, budowa kolejnej zaś (Deira) jest dopiero planowana.

Wyprawę na palmę Jumeirah warto połączyć z odwiedzeniem Mariny czyli nowej dzielnicy Dubaju będącej skupiskiem wysokich wieżowców (czasami o dość dziwnych kształtach) przylegających bezpośrednio do mariny żeglarskiej. Wyprawę po niej najłatwiej sobie zorganizować w ten sposób, aby najpierw przyjechać na jedną ze stacji czerwonej linii metra, które są połączone z linią tramwajową (Dubai Marina lub Jumeirah Lakes Tower) a następnie przesiąść się do wspomnianej linii tramwajowej, którą można objechać Marinę wysiadając tam, gdzie będziemy mieli okazję się przejść.

Budynki w Marinie robią naprawdę duże wrażenie – można je zresztą łatwo znaleźć wśród najbardziej popularnych widoków z Dubaju:

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (31)

kaviorwiki 23 listopada 2017 23:08 Odpowiedz
Czekam z niecierpliwością na c.d.
brzemia 24 listopada 2017 07:36 Odpowiedz
Czekam na kolejne odcinki i mam nadzieje ze beda tak interedujace jak te z poprzednich rejsow. Stopy wody pod kilem !Wysłane z taptaka.
brzemia 24 listopada 2017 16:35 Odpowiedz
Na pierwszy rzut oka jak wygląda obłożenie statku? Pewnie okarze sie dopiero przy kolacji. Skoro dostaleś upgrade do balkonu musieli miec jakieś luzy.Wysłane z taptaka.
greg2014 24 listopada 2017 16:42 Odpowiedz
Myślę, że obłożenie jest powyżej 90%. Patrzyłem wczoraj z ciekawości i były wolne pojedyncze kabiny. Ale postaram się to dokładniej ustalić u p.Magdy:-)Upgrade dostałem w ramach programu lojalnościowego - został mi przyznany ponad 2 miesiące temu, kiedy jeszcze nie było wiadomo jakie będzie obłożenie.
brzemia 24 listopada 2017 16:45 Odpowiedz
Czekamy na wyjscie z portu. Wysłane z taptaka.
macq91 25 listopada 2017 09:25 Odpowiedz
Pracowałem kilka lat temu na podobnym statku pasażetskim w Japonii. Paszporty zabierają i to standardowa procedura, oddają tylko w niektórych portach a stemplują bardzo rzadko. Zawsze trzeba mieć przy sobie kopię paszportu jeśli się wychodzi do portu. Generalnie na tej trasie na szczęście nie ma za dużych fal. Jak sobie przypomnę trasę z Kapsztadu do Buenos Aires lub kalifornijskie wybrzeże to do tej pory mi się w głowie kręci :)
greg2014 25 listopada 2017 16:23 Odpowiedz
@macq91 - Być może od Twoich czasów się trochę pozmieniało ale z tymi paszportami i stemplowaniem to jest bardzo różnie – z moich doświadczeń wynika, że zależy to od wielu czynników: obywatelstwa, regionu, operatora i czegoś tam może jeszcze. Przykładowo w Europie nigdy ode mnie nie odbierano paszportu – ale już od obywateli państw nie należących do UE tak. Gdy byłem na Karaibach paszportów nie zabierano zupełnie nikomu. Z kolei na Bliskim Wschodzie i Azji zabierano jak dotąd zawsze i wszystkim. Tam też paszporty były stemplowane w prawie każdym porcie. Przynajmniej takie są moje doświadczenia:-)A wracając do rejsu: w ramach pobytu w Civitavecchi zrobiłem sobie wypad do Tarquini (ok. 15-20 km od portu) – w przeszłości w jego obecnych granicach była położona jedno z najważniejszych miast (osad ?) Etrusków. Na jego gruzach powstało średniowieczne malownicze miasteczko, w którym naprawdę jest sporo do zobaczenia. Napiszę o tym później bo kolekcja zdjęć wymaga przejrzenia i ogarnięcia.
brzemia 27 listopada 2017 07:44 Odpowiedz
Zastanawia mnie sprawa izraelskich pogranicznikow. Masz jeszcze 2 porty w Grecji po drodze przed Eliatem. Nie mogli wsiasc dzis a wysiasc jutro w Atenach?Wysłane z taptaka.
samaki9 27 listopada 2017 11:09 Odpowiedz
brzemia- pewnie 2 godziny pracy , a cały dzień dłuzej wycieczki ;)
greg2014 27 listopada 2017 14:03 Odpowiedz
@brzemia - Też byłem zdziwiony i wczoraj pytałem o to nasze C.I.A. czyli panią Magdę z recepcji. Ekipa izraleska płynie z nami aż do Eljatu i tak jak napisał @samaki obecnie ma już prawie fajrant. Zrobili co mieli zrobić, ewentualnie zostały im pojedyncze osoby, które nie stawiły się wczoraj (obowiązek dotyczył wszystkich - nawet tych, którzy nie planują w porcie schodzić ze statku) plus jeden dzień zajmie im pewnie podobny "teatr" z załogą. Wczoraj mieli to wszystko rozpisane wg pokładów, na których się mieszka - od godziny 8:00 do 12:30. Costa podzieliła wszystkich pasażerów na grupy (właśnie wg zajmowanych pokładów), aby uniknąć kolejek chociaż biorąc pod uwagę ile czasu izrealscy pogranicznicy poświęcali poszczególnym osobom trudno było sobie je wyobrazić.
leszczu007 29 listopada 2017 09:26 Odpowiedz
Świetna relacja, czytam z wielkim zaciekawieniem :) Czekam oczywiście na ciąg dalszy :)Pozdrawiam ze śnieżnych Gliwic.
zeus 29 listopada 2017 15:06 Odpowiedz
Taki trochę grammar nazi z mojej strony :)Do Pireusu mówimy Pireas (Πειραιάς) lub czasami z greki Πειραιεύς (Pirews)No i to nie dzielnica, tylko oddzielne miasto :)
greg2014 29 listopada 2017 15:11 Odpowiedz
Konstruktywna krytyka jest zawsze mile widziana:-)Już skorygowane. A po powrocie muszę się chyba wybrać do laryngologa bo widać słuch mnie zawodzi:-)
brzemia 29 listopada 2017 17:34 Odpowiedz
Czytając twoje posty z encyklopedyczna wiedza o portach i wycieczkach dopasowanych do czasu postoju statkow w porcie, wydaje mi się że twoja wiedzę nalezy wykorzystac tworzac katalog portow wraz z opisem zwiedzania. Jest takie cos w jezyku angielskim, sugruje w ramach forum w wydzielenie tematow tej kategorii dla forumowiczow.Wysłane z taptaka.
greg2014 29 listopada 2017 18:55 Odpowiedz
No szczerze mówiąc to informację o autobusie X80 dostałeś chyba wtedy właśnie ode mnie...dałem ciała ale do głowy mi nie przyszło, że może nie jeździć.A wczoraj z ciekawości popatrzyłem na rozkład - zarówno tam jak i na budce obok portu w Atenach, gdzie sprzedają bilety jest wielka kartka, że autobus X80 zacznie kursować od 1 maja 2018. Widocznie w tym roku było inaczej...niestety.Co do portów to staram się przy każdym zamieszczać jakieś podstawowe informacje jak się z niego wydostać. Nie wiem czy to już czas, żeby to jakoś wyodrębniać na forum (tzn. czy skala zjawiska to uzasadnia) - ale o tym niech się może wypowiedzą mądrzejsi ode mnie.
sareth4 2 grudnia 2017 10:44 Odpowiedz
No to niech lepiej się podniesie, bo z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały tej opowieści! :)
brzemia 2 grudnia 2017 19:40 Odpowiedz
greg2014 napisał:Mgła się podnosi i znika po czym za chwilę znowu pojawia - ale co jakiś czas coś widać:-) Widać taki urok tego miejsca... Na początku trudno było dostrzec cokolwiek - nawet holowniki, które asekurują statek po z przodu i z tyłu - nie mówiąc o pozostałych statkach konwoju.Jakby ktoś powiedział, że płyniemy po morzu, Nilu czy gdziekolwiek indziej i był przy tym przekonujący to można by mu uwierzyć:-)Jak już coś można zobaczyć to w zasadzie dominuje piasek, piasek i piasek - w ilościach trudnych do ogarnięcia.Ale nie jest znowu tak nudno jak by się mogło wcześniej wydawać - np. Ismalia prezentuje się ze statku bardzo ładnie.Jak wyjdziemy z Kanału to zbiorę więcej zdjęć i wrzucę je razem. A teraz tylko dwa na zachętę: Warto wspomniec ze nad calym kanałem sueskim jest tylko 1 most w wiekszosci zafundowany przez japonczyków.Most wznosi się 70 m nad kanałem i jego długość wynosi 3,9 km. Składa się z 400 metrowego przęsła zakończonego pylonami i dwoma 1,8 kilometrowymi podejściami. Wysokość dwóch głównych pylonów wspierających wynosi 154 metrów każda. Wieże zostały zaprojektowane w kształcie obelisku faraonów.Most oraz tunel Ahmed Hamdi są wyłącznymi stałymi drogami umożliwiającymi pokonanie kanału dla ruchu drogowego.Wysłane z taptaka.
pabloo 2 grudnia 2017 20:41 Odpowiedz
Fajnie, że tak obficie opisujesz szczegóły geograficzno-techniczne, bardzo podoba mi się Twoja relacja, choć przykro, że straciłeś aparat 8-) Pisałeś o płatnościach na pokładzie, a powiedz czy dużo trzeba wydawać? To znaczy czy brakuje Ci czegoś i musisz kupować albo nie da rady zakupić lokalnych produktów w miejscach gdzie statek się zatrzymuje?Jaki plan masz na te kilka godzin w Jordanii? ;)
brzemia 2 grudnia 2017 21:36 Odpowiedz
Jest na wysokosci Hurgady. Moze załapie jeszcze sygnał i napisze pare słow. W sumie jako stały klubowicz Costy powinien dostać bezplatny Internet na statku.Wysłane z taptaka.
greg2014 3 grudnia 2017 07:29 Odpowiedz
@brzemia - złapałem dopiero zasięg sieci izraelskiej:-) Do egipskich i saudyjskich można się było podłączyć ale bez internetu. A internet na statku jest przeraźliwie wolny więc wolę płacić operatorom GSM bo jak już się uda podłączyć to zwykle wszystko chodzi jak należy.Wpływamy właśnie do Akaby w Jordanii.@Pablo - jeśli chodzi o płatności na statku to wszystko jest sprawą indywidualną.Pozycją nie do uniknięcia są napiwki (10 EUR/dzień), które są dopisywane automatycznie do rachunku każdego dnia - trzeba je uregulować pod koniec rejsu. W różnych liniach z napiwkami jest różnie - u Costy są one teraz obowiązkowe.Drugą pozycją, która już jest uzależniona od indywidualnych potrzeb to wydatki na napoje - cena rejsu nie obejmuję wydatków w barach oraz napojów do kolacji w restauracjach (teoretycznie nawet wody, w praktyce bywa z tym róznie). Oczywiście nie dotyczy to tych, którzy wykupili opcję "all inclusive" w którejś z wersji . Teoretycznie można sobie jednak wyobrazić, że na kolację chodzi się do bufetu (chociaż moim zdaniem to znacznie gorszy wybór niż restauracja - ale jakaś część osób jeśli nie codziennie to od czasu do czasu wieczorem idzie do bufetu). Do tego dochodzą ewentualne wycieczki, dostęp do internetu i wszelkiej maści zakupy na statku - czy to w sklepach czy w punktach usługowych (np. usługi fotograficzne czy masaże w spa). Również ewentualna wieczorna pizza w pizzerii lub hamburgery (też wieczorem) są płatne.W niektórych portach (chociaż jest to zdecydowana mniejszość) może też pojawić się jakaś opłata za korzystanie z shuttle busów - zwykle wtedy, kiedy zawożą pasażerów do miasta a nie do bramy portu. Ale to nie jest standardem i nawet na róznych rejsach do tego samego portu tą samą linią zdarzało się, że to co jednym razem było bezpłatne innym razem już nie.Podsumowując: temat jest trudny do precyzyjnego zdefiniowania i dość indywidualny.W wersji minimalistycznej można pewnie sobie wyobrazić, że do zapłaty są tylko napiwki ale to chyba nie o to chodzi.A co do Jordanii to wybieram się na wycieczkę ze statku do starożytnej Petry. To jedna z największych atrakcji na naszej trasie i byłbym chyba chory, gdybym ją sobie odpuścił.Niestety moim zdaniem do Petry jest za daleko i temat jest zbyt skomplikowany logistycznie, aby dysponując taką ilością czasu próbować to organizować samodzielnie-dlatego biorę wycieczkę ze statku. Z drugiej strony cena tej wycieczki (130 EUR) nie jest może niska ale patrząc ile turystów indywidualnych kosztuje samo wejście do Petry (niespełna 100 EUR w przypadku pobytu w Jordanii tylko przez jeden dzień), jest ona moim zdaniem warta swojej ceny biorąc pod uwagę, że obejmuje również transport, przewodnika, lunch i gwarancję zdążenia z powrotem na statek:-) Wycieczka potrwa prawie 9 godzin czyli de facto niewiele krócej niż statek stoi w porcie. Niedługo się przekonam, czy było warto :-)
brzemia 3 grudnia 2017 20:10 Odpowiedz
no małą pętelkę zrobiliście ;)
gaszpar 26 grudnia 2017 01:46 Odpowiedz
Super relacja. Czytałem z ciekawością. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pomysł, że chciałbym wybrać się na tego typu rejs. Zastanawaiłem się jak to wszystko wygląda od strony technicznej, co się robi na takim statku na morzu, w portach itd. Dzięki za to, że to opisałeś i to w ciekwy sposób.Jeżeli to nie problem to chętnie dowiedziałbym się jak to wszystko wyszło kosztowo - ile to wszystko kosztowało i jaki procent kwoty stanowiła "sztywna kwota za rejs" a ile wyszło za atrakcje dodatkowe, napiwki, napoje ittd.
greg1291 26 grudnia 2017 13:42 Odpowiedz
Świetna relacja !!Chciałbym dopytać o kwestię kabiny. Czy kabiny wewnętrzne Twoim zdaniem są wystarczająco komfortowe do podróży, czy jednak jest to klaustrofobiczne przeżycie. Różnica w cenie kabin wewnętrznych, a tych z oknem są jednak spore. Czy znasz jakieś sposoby na zwiększenie szans na upgrade do wyższej klasy kajuty. Wiem, że masz dobry status w Costa co pewnie bardzo pomaga, natomiast czy według Ciebie np. shareholders benefit mogłoby się przyczynić do podniesienia rodzaju kajuty?
greg2014 26 grudnia 2017 16:38 Odpowiedz
Jeśli chodzi o kabiny to od pewnego czasu rezerwuję wyłącznie kabiny wewnętrzne i uważam je za całkowicie wystarczające. Po pierwsze spędzam w kabinie jednak relatywnie niewiele czasu (zwłaszcza w dzień) a po drugie wolę różnicę w cenie pomiędzy np. kabiną z balkonem a wewnętrzną wydać na coś innego. Kabina wewnętrzna na statkach Costy jest z reguły mniejsza od tej z balkonem (poza jakimiś pojedynczymi wyjątkami, które mają nieregularny kształt i z tego powodu czasami są nawet dużo większe) ale jak dla mnie nigdy nie czułem w nich jakiejś klaustrofobii. Miejsca do spania jak również na schowanie swoich rzeczy (dla 2-óch osób) moim zdaniem jest wystarczająca ilość. Poza tym wydaje mi się, że łazienka w kabinie wewnętrznej nie różni się od tej w kabinie z oknem czy balkonem.Może się to komuś wydać dziwne ale jak dla mnie najgorszym rodzajem kabiny są kabiny z oknem czyli pośrednie pomiędzy wewnętrznymi a tymi z balkonami. Po pierwsze okno jest z reguły niewielkie i nie da się go otworzyć, po drugie te kabiny położone są zwykle niżej i przy niespokojnym morzu (a lepiej wkalkulować, że tak będzie niż, że tak nie będzie) zdarzało mi się, że woda uderzając o burtę docierała czasami do okna robiąc przy tym sporo hałasu a po trzecie za to wszystko trzeba jeszcze zapłacić więcej niż za kabinę wewnętrzną. Z kolei jeśli mowa o kabinach z balkonem, warto pamiętać, że na większości rejsów nawet w ciepłych rejonach wbrew pozorom komfortowe korzystanie z balkonu możliwe jest prawie wyłącznie w porcie (takie są przynajmniej moje doświadczenia) ze względu na wiatr – no chyba, że ktoś ma kabinę na rufie albo balkon jest jakoś wyjątkowo osłonięty.Oczywiście są jeszcze apartamenty – jak dotąd miałem okazję korzystać tylko z miniapartamentu na Costa Luminosa (też upgrade) ale moim zdaniem od kabiny z balkonem różni się on minimalnie wielkością i nie bardzo widzę uzasadnienie dla różnicy w cenie pomiędzy tym rodzajem kabiny a tej „tylko” z balkonem. Co do apartamentów – nie korzystałem ale to zupełnie inny produkt (nie tylko sama kabina ale masa dodatków)…i oczywiście zupełnie inna cena. Zresztą bardzo łatwo możesz zobaczyć jak wyglądają kabiny poszczególnych rodzajów na różnych statkach na Youtube - nie tylko na reklamowych filmikach armatorów ale także umieszczanych przez samych pasażerów. Polecam tę formę - sam ocenisz w ten sposób, czy to co widzisz może być dla Ciebie klaustrofobiczne czy też nie.Jeśli chodzi o upgrade to prostych recept nie ma. Moim zdaniem shareholders benefit nie ma na to żadnego wpływu. Najłatwiej można dostać upgrade rezerwując tzw. kabinę gwarantowaną czyli nie przydzieloną z numeru na etapie rezerwacji. W takim przypadku otrzymuje się tylko gwarancję, że dostanie się kabinę co najmniej tego rodzaju, za który zapłaciliśmy – w praktyce zdarza się, że jest to kabina wyższej klasy aczkolwiek przeskok o więcej niż jedną klasę (np. z wewnętrznej do balkonu) na pewno nie jest czymś powszechnym. Jeśli mogę coś doradzić to gdy rezerwujemy rejs i np. kabiny wewnętrzne są dostępne wyłącznie jako gwarantowane (nie można ich wybierać po numerze), a dostępne do wyboru są kabiny z oknem czy balkonem, to przy rezerwacji kabiny gwarantowanej wewnętrznej prawdopodobieństwo upgradu jest bardzo wysokie. Zdarzało mi się kilka razy rezerwować takie kabiny i nie zawsze dostawałem upgrade do kabiny wyższej klasy ale praktycznie zawsze kabiny, które dostawałem czymś pozytywnym się wyróżniały (np. optymalnym położeniem na statku lub większą powierzchnią). Z tego powodu moje doświadczenia z kabinami gwarantowanymi są pozytywne, co jednak nie każdemu musi odpowiadać bo jednak jest to pewnego rodzaju ruletka. Z drugiej strony rezerwując nocleg w hotelu nie rezerwuję z góry konkretnego pokoju i nie jest to dla mnie jakimś wielkim problemem :-) W końcu kabina i tak służy głównie do spania…
blister 26 grudnia 2017 20:24 Odpowiedz
Czy wśród pasażerów była osoba poniżej około 55 roku życia? Zdjęcia sugerują, iż raczej nie...Większość tych rozrywek na statku przypomina trochę zabawę w Ciechocinku na dancingu.Czy zdarzali się delikwenci, którzy spóźniali się w poszczególnych portach na odpłynięcie? Kiepsko to wygląda z mojej perspektywy, gdy w bardzo krótkim odstępie czasu wycieczka ponad 2000 osób rusza zwiedzać Petrę czy Muscat. Straszna masówka.
greg2014 26 grudnia 2017 21:24 Odpowiedz
Żeby było jasne: nigdy nie zamierzałem ani nie zamierzam nikogo zachęcać do czegoś do czego nie jest przekonany:-) Misjonarstwa nie uprawiam a klątw za inne zdanie nie zamierzam na nikogo rzucać:-) Rozumiem, że taka forma wypoczynku może komuś nie odpowiadać i szanuję to. Moja relacja miała jedynie na celu przekazanie jak wygląda mało popularna w Polsce forma objazdówki jaką jest rejs statkiem wycieczkowym. A odpowiadając na pytanie: tak, na tym rejsie wbrew pozorom było wiele osób poniżej 55 roku życia w tym autor niniejszej relacji (a brakuje mi do tej granicy jeszcze naprawdę sporo). Myślę, że średnia była właśnie gdzieś w okolicach 50-55 lat. Powód jest prozaicznie prosty: rejs trwał 3 tygodnie a z dojazdem przed i po rejsie robi się jeszcze więcej – nie jest to łatwe (nie mówię jednak, że niemożliwe) do pogodzenia z pracą. Zresztą zasada jest banalnie prosta: im rejs jest dłuższy, tym średnia wieku wyższa a dzieci mniej. Na rejsach 7-dniowych (szczególnie w wakacje, ferie itp.) na statku podobnej wielkości potrafi być 500 dzieci a średnia wieku jest bliżej 30 niż 40 lat. Z kolei na rejsach dookoła świata (takich też jest sporo), które trwają zazwyczaj ok. 100-110 dni średnia wieku to 70-80 lat. Jeśli kogoś interesują szczegóły nt. struktury pasażerów w poszczególnych liniach, regionach oraz w zależności od długości rejsu, można na ten temat poczytać w amerykańskich serwisach: np. cruisecritics.com. Nie sądzę jednak, aby dane te kogoś zaskoczyły. Co do Petry, przyznam szczerze, że jakoś ilość turystów w tym miejscu w niczym mi nie przeszkadzała-może dlatego, że spodziewałem się, że będzie ich tam jeszcze więcej :-). Wszyscy faktycznie najpierw musieli przejść doliną Bab-al-siq a potem wąwozem ale nie było w nich jakiegoś tłoku ani kolejek. Kolejka do kontroli bezpieczeństwa przed głównym wejściem zajęła zresztą raptem góra kilka minut. Za Skarbcem mówiąc szczerze był już luz – Petra ma sporą powierzchnię i za Skarbcem jest dostępnych kilka wariantów zwiedzania w związku z czym jakoś ten ruch się rozprasza. Przyznam szczerze, że wielokrotnie dużo większy problem miałem wędrując – nawet w tym roku po polskich Tatrach (choćby we wrześniu czyli teoretycznie już po najwyższym sezonie) a lepiej bynajmniej nie jest w miejscowościach znanych z turystycznych atrakcji (wymienię choćby przysłowiowe Krupówki w Zakopanem, Floriańską czy Grodzką w Krakowie, Monciak w Sopocie, Ramblę w Barcelonie czy plac Czerwony w Moskwie). Niektóre turystyczne miejscowości mają to do siebie, że przyciągają turystów i chyba trudno się temu dziwić:-) Petra jest największą atrakcją turystyczną Jordanii i jedną z największych atrakcji Bliskiego Wschodu w ogóle więc trudno oczekiwać, że będzie tam hulał tylko wiatr :-)Co do spóźnień na statek to na tym rejsie nie mam pojęcia czy coś takiego miało miejsce (nikt nie ogłasza, że ktoś się spóźnił). Pamiętam jednak, że na jednym z moich rejsów na statek spóźniła się grupa prawie 200 osób, które korzystały z jakichś wycieczek indywidualnych. Było to zresztą w Heraklionie, statek nie czekał a portowy agent dla tych osób czarterował samolot (na ich koszt) do następnego portu. A pojedyncze spóźnienia pewnie się trafiają częściej niż rzadziej – przy tej ilości pasażerów wystarczy jakiś czynnik losowy i już mamy parę osób.
gonzo2018 27 grudnia 2019 20:21 Odpowiedz
Relacja co prawda do najmłodszych już nie należy ale spora część informacji pozostaje aktualna. Ponieważ dostałem cynk, że jest problem z niektórymi zdjęciami, zaktualizowałem linki do albumów. Teraz powinno już być OK, ale gdyby ktoś widział jeszcze jakieś defekty mam prośbę o informację.
greg2014 27 grudnia 2019 20:24 Odpowiedz
Poprzedni post pochodzi oczywiście ode mnie :-) Sprawdzając, czy wszystko widać wykorzystałem osobny profil i zapomniałem się przelogować przed jego wysłaniem :-)
mykerin 16 marca 2020 05:25 Odpowiedz
greg2014 napisał:Amerykańskim zwyczajem, wiele firm – w tym właśnie Carnival – oferuje osobom posiadającym akcje tej firmy (czyli swoim akcjonariuszom) specjalny program znany pod nazwą „shareholder benefit”. W ramach tego programu każdy akcjonariusz, który przed rozpoczęciem rejsu dopełni pewnej (stosunkowo prostej) procedury otrzyma od firmy specjalny bonus (tzw OBC lub „on board credit”), którym będzie zapis określonej kwoty na koncie pasażera na jego „statkowym” koncie. Kwotę tę będzie mógł on w trakcie rejsu wydać np. na wycieczki albo napoje. Mówiąc inaczej wygląda to tak, jakby ktoś na nasze konto na statku wpłacił pieniądze, które teraz my-jako pasażerowie możemy wykorzystać.Po pierwsze (i to wymaga niestety trochę zachodu) trzeba na nazwisko osoby posiadającej rezerwację kupić na giełdzie nowojorskiej 100 akcji CarnivalaA teraz to się chyba opłaca, bo ze względu na świrusa akcje są po 17,58 USD... Choć kogoś, kto kupił te akcje kiedykolwiek wcześniej, to z pewnością nie cieszy.
brzemia 16 marca 2020 08:15 Odpowiedz
Z giełdą jest tak ze zadna cena nie jest ceną minimalną.
greg2014 16 marca 2020 08:47 Odpowiedz
Byłbym ostrożny, nie wiadomo ile czasu zajmie powrót do normalności. W większym stopniu niż od "chciejstwa" operatorów zależy on od otwarcia portów w poszczególnych krajach a z tym może być problem. Poza tym coraz więcej się pisze, że zagrożony jest cały sezon na Alasce ze względu na duże ograniczenia w portach kanadyjskich, bez których te rejsy nie mogą funkcjonować. Do tego dochodzi kwestia zwrotów dla klientów. Statki i ich utrzymanie - nawet jeśli stoją w portach też kosztuje a w połączeniu z brakiem przychodów to nic dobrego nie wróży.