Dodaj Komentarz
Komentarze (31)
brzemia
24 listopada 2017 07:36
Odpowiedz
Czekam na kolejne odcinki i mam nadzieje ze beda tak interedujace jak te z poprzednich rejsow. Stopy wody pod kilem !Wysłane z taptaka.
brzemia
24 listopada 2017 16:35
Odpowiedz
Na pierwszy rzut oka jak wygląda obłożenie statku? Pewnie okarze sie dopiero przy kolacji. Skoro dostaleś upgrade do balkonu musieli miec jakieś luzy.Wysłane z taptaka.
greg2014
24 listopada 2017 16:42
Odpowiedz
Myślę, że obłożenie jest powyżej 90%. Patrzyłem wczoraj z ciekawości i były wolne pojedyncze kabiny. Ale postaram się to dokładniej ustalić u p.Magdy:-)Upgrade dostałem w ramach programu lojalnościowego - został mi przyznany ponad 2 miesiące temu, kiedy jeszcze nie było wiadomo jakie będzie obłożenie.
macq91
25 listopada 2017 09:25
Odpowiedz
Pracowałem kilka lat temu na podobnym statku pasażetskim w Japonii. Paszporty zabierają i to standardowa procedura, oddają tylko w niektórych portach a stemplują bardzo rzadko. Zawsze trzeba mieć przy sobie kopię paszportu jeśli się wychodzi do portu. Generalnie na tej trasie na szczęście nie ma za dużych fal. Jak sobie przypomnę trasę z Kapsztadu do Buenos Aires lub kalifornijskie wybrzeże to do tej pory mi się w głowie kręci
:)
greg2014
25 listopada 2017 16:23
Odpowiedz
@macq91 - Być może od Twoich czasów się trochę pozmieniało ale z tymi paszportami i stemplowaniem to jest bardzo różnie – z moich doświadczeń wynika, że zależy to od wielu czynników: obywatelstwa, regionu, operatora i czegoś tam może jeszcze. Przykładowo w Europie nigdy ode mnie nie odbierano paszportu – ale już od obywateli państw nie należących do UE tak. Gdy byłem na Karaibach paszportów nie zabierano zupełnie nikomu. Z kolei na Bliskim Wschodzie i Azji zabierano jak dotąd zawsze i wszystkim. Tam też paszporty były stemplowane w prawie każdym porcie. Przynajmniej takie są moje doświadczenia:-)A wracając do rejsu: w ramach pobytu w Civitavecchi zrobiłem sobie wypad do Tarquini (ok. 15-20 km od portu) – w przeszłości w jego obecnych granicach była położona jedno z najważniejszych miast (osad ?) Etrusków. Na jego gruzach powstało średniowieczne malownicze miasteczko, w którym naprawdę jest sporo do zobaczenia. Napiszę o tym później bo kolekcja zdjęć wymaga przejrzenia i ogarnięcia.
brzemia
27 listopada 2017 07:44
Odpowiedz
Zastanawia mnie sprawa izraelskich pogranicznikow. Masz jeszcze 2 porty w Grecji po drodze przed Eliatem. Nie mogli wsiasc dzis a wysiasc jutro w Atenach?Wysłane z taptaka.
samaki9
27 listopada 2017 11:09
Odpowiedz
brzemia- pewnie 2 godziny pracy , a cały dzień dłuzej wycieczki
;)
greg2014
27 listopada 2017 14:03
Odpowiedz
@brzemia - Też byłem zdziwiony i wczoraj pytałem o to nasze C.I.A. czyli panią Magdę z recepcji. Ekipa izraleska płynie z nami aż do Eljatu i tak jak napisał @samaki obecnie ma już prawie fajrant. Zrobili co mieli zrobić, ewentualnie zostały im pojedyncze osoby, które nie stawiły się wczoraj (obowiązek dotyczył wszystkich - nawet tych, którzy nie planują w porcie schodzić ze statku) plus jeden dzień zajmie im pewnie podobny "teatr" z załogą. Wczoraj mieli to wszystko rozpisane wg pokładów, na których się mieszka - od godziny 8:00 do 12:30. Costa podzieliła wszystkich pasażerów na grupy (właśnie wg zajmowanych pokładów), aby uniknąć kolejek chociaż biorąc pod uwagę ile czasu izrealscy pogranicznicy poświęcali poszczególnym osobom trudno było sobie je wyobrazić.
leszczu007
29 listopada 2017 09:26
Odpowiedz
Świetna relacja, czytam z wielkim zaciekawieniem
:) Czekam oczywiście na ciąg dalszy
:)Pozdrawiam ze śnieżnych Gliwic.
zeus
29 listopada 2017 15:06
Odpowiedz
Taki trochę grammar nazi z mojej strony
:)Do Pireusu mówimy Pireas (Πειραιάς) lub czasami z greki Πειραιεύς (Pirews)No i to nie dzielnica, tylko oddzielne miasto
:)
greg2014
29 listopada 2017 15:11
Odpowiedz
Konstruktywna krytyka jest zawsze mile widziana:-)Już skorygowane. A po powrocie muszę się chyba wybrać do laryngologa bo widać słuch mnie zawodzi:-)
brzemia
29 listopada 2017 17:34
Odpowiedz
Czytając twoje posty z encyklopedyczna wiedza o portach i wycieczkach dopasowanych do czasu postoju statkow w porcie, wydaje mi się że twoja wiedzę nalezy wykorzystac tworzac katalog portow wraz z opisem zwiedzania. Jest takie cos w jezyku angielskim, sugruje w ramach forum w wydzielenie tematow tej kategorii dla forumowiczow.Wysłane z taptaka.
greg2014
29 listopada 2017 18:55
Odpowiedz
No szczerze mówiąc to informację o autobusie X80 dostałeś chyba wtedy właśnie ode mnie...dałem ciała ale do głowy mi nie przyszło, że może nie jeździć.A wczoraj z ciekawości popatrzyłem na rozkład - zarówno tam jak i na budce obok portu w Atenach, gdzie sprzedają bilety jest wielka kartka, że autobus X80 zacznie kursować od 1 maja 2018. Widocznie w tym roku było inaczej...niestety.Co do portów to staram się przy każdym zamieszczać jakieś podstawowe informacje jak się z niego wydostać. Nie wiem czy to już czas, żeby to jakoś wyodrębniać na forum (tzn. czy skala zjawiska to uzasadnia) - ale o tym niech się może wypowiedzą mądrzejsi ode mnie.
sareth4
2 grudnia 2017 10:44
Odpowiedz
No to niech lepiej się podniesie, bo z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały tej opowieści!
:)
brzemia
2 grudnia 2017 19:40
Odpowiedz
greg2014 napisał:Mgła się podnosi i znika po czym za chwilę znowu pojawia - ale co jakiś czas coś widać:-) Widać taki urok tego miejsca... Na początku trudno było dostrzec cokolwiek - nawet holowniki, które asekurują statek po z przodu i z tyłu - nie mówiąc o pozostałych statkach konwoju.Jakby ktoś powiedział, że płyniemy po morzu, Nilu czy gdziekolwiek indziej i był przy tym przekonujący to można by mu uwierzyć:-)Jak już coś można zobaczyć to w zasadzie dominuje piasek, piasek i piasek - w ilościach trudnych do ogarnięcia.Ale nie jest znowu tak nudno jak by się mogło wcześniej wydawać - np. Ismalia prezentuje się ze statku bardzo ładnie.Jak wyjdziemy z Kanału to zbiorę więcej zdjęć i wrzucę je razem. A teraz tylko dwa na zachętę:
Warto wspomniec ze nad calym kanałem sueskim jest tylko 1 most w wiekszosci zafundowany przez japonczyków.Most wznosi się 70 m nad kanałem i jego długość wynosi 3,9 km. Składa się z 400 metrowego przęsła zakończonego pylonami i dwoma 1,8 kilometrowymi podejściami. Wysokość dwóch głównych pylonów wspierających wynosi 154 metrów każda. Wieże zostały zaprojektowane w kształcie obelisku faraonów.Most oraz tunel Ahmed Hamdi są wyłącznymi stałymi drogami umożliwiającymi pokonanie kanału dla ruchu drogowego.Wysłane z taptaka.
pabloo
2 grudnia 2017 20:41
Odpowiedz
Fajnie, że tak obficie opisujesz szczegóły geograficzno-techniczne, bardzo podoba mi się Twoja relacja, choć przykro, że straciłeś aparat
8-) Pisałeś o płatnościach na pokładzie, a powiedz czy dużo trzeba wydawać? To znaczy czy brakuje Ci czegoś i musisz kupować albo nie da rady zakupić lokalnych produktów w miejscach gdzie statek się zatrzymuje?Jaki plan masz na te kilka godzin w Jordanii?
;)
brzemia
2 grudnia 2017 21:36
Odpowiedz
Jest na wysokosci Hurgady. Moze załapie jeszcze sygnał i napisze pare słow. W sumie jako stały klubowicz Costy powinien dostać bezplatny Internet na statku.Wysłane z taptaka.
greg2014
3 grudnia 2017 07:29
Odpowiedz
@brzemia - złapałem dopiero zasięg sieci izraelskiej:-) Do egipskich i saudyjskich można się było podłączyć ale bez internetu. A internet na statku jest przeraźliwie wolny więc wolę płacić operatorom GSM bo jak już się uda podłączyć to zwykle wszystko chodzi jak należy.Wpływamy właśnie do Akaby w Jordanii.@Pablo - jeśli chodzi o płatności na statku to wszystko jest sprawą indywidualną.Pozycją nie do uniknięcia są napiwki (10 EUR/dzień), które są dopisywane automatycznie do rachunku każdego dnia - trzeba je uregulować pod koniec rejsu. W różnych liniach z napiwkami jest różnie - u Costy są one teraz obowiązkowe.Drugą pozycją, która już jest uzależniona od indywidualnych potrzeb to wydatki na napoje - cena rejsu nie obejmuję wydatków w barach oraz napojów do kolacji w restauracjach (teoretycznie nawet wody, w praktyce bywa z tym róznie). Oczywiście nie dotyczy to tych, którzy wykupili opcję "all inclusive" w którejś z wersji . Teoretycznie można sobie jednak wyobrazić, że na kolację chodzi się do bufetu (chociaż moim zdaniem to znacznie gorszy wybór niż restauracja - ale jakaś część osób jeśli nie codziennie to od czasu do czasu wieczorem idzie do bufetu). Do tego dochodzą ewentualne wycieczki, dostęp do internetu i wszelkiej maści zakupy na statku - czy to w sklepach czy w punktach usługowych (np. usługi fotograficzne czy masaże w spa). Również ewentualna wieczorna pizza w pizzerii lub hamburgery (też wieczorem) są płatne.W niektórych portach (chociaż jest to zdecydowana mniejszość) może też pojawić się jakaś opłata za korzystanie z shuttle busów - zwykle wtedy, kiedy zawożą pasażerów do miasta a nie do bramy portu. Ale to nie jest standardem i nawet na róznych rejsach do tego samego portu tą samą linią zdarzało się, że to co jednym razem było bezpłatne innym razem już nie.Podsumowując: temat jest trudny do precyzyjnego zdefiniowania i dość indywidualny.W wersji minimalistycznej można pewnie sobie wyobrazić, że do zapłaty są tylko napiwki ale to chyba nie o to chodzi.A co do Jordanii to wybieram się na wycieczkę ze statku do starożytnej Petry. To jedna z największych atrakcji na naszej trasie i byłbym chyba chory, gdybym ją sobie odpuścił.Niestety moim zdaniem do Petry jest za daleko i temat jest zbyt skomplikowany logistycznie, aby dysponując taką ilością czasu próbować to organizować samodzielnie-dlatego biorę wycieczkę ze statku. Z drugiej strony cena tej wycieczki (130 EUR) nie jest może niska ale patrząc ile turystów indywidualnych kosztuje samo wejście do Petry (niespełna 100 EUR w przypadku pobytu w Jordanii tylko przez jeden dzień), jest ona moim zdaniem warta swojej ceny biorąc pod uwagę, że obejmuje również transport, przewodnika, lunch i gwarancję zdążenia z powrotem na statek:-) Wycieczka potrwa prawie 9 godzin czyli de facto niewiele krócej niż statek stoi w porcie. Niedługo się przekonam, czy było warto
:-)
gaszpar
26 grudnia 2017 01:46
Odpowiedz
Super relacja. Czytałem z ciekawością. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pomysł, że chciałbym wybrać się na tego typu rejs. Zastanawaiłem się jak to wszystko wygląda od strony technicznej, co się robi na takim statku na morzu, w portach itd. Dzięki za to, że to opisałeś i to w ciekwy sposób.Jeżeli to nie problem to chętnie dowiedziałbym się jak to wszystko wyszło kosztowo - ile to wszystko kosztowało i jaki procent kwoty stanowiła "sztywna kwota za rejs" a ile wyszło za atrakcje dodatkowe, napiwki, napoje ittd.
greg1291
26 grudnia 2017 13:42
Odpowiedz
Świetna relacja !!Chciałbym dopytać o kwestię kabiny. Czy kabiny wewnętrzne Twoim zdaniem są wystarczająco komfortowe do podróży, czy jednak jest to klaustrofobiczne przeżycie. Różnica w cenie kabin wewnętrznych, a tych z oknem są jednak spore. Czy znasz jakieś sposoby na zwiększenie szans na upgrade do wyższej klasy kajuty. Wiem, że masz dobry status w Costa co pewnie bardzo pomaga, natomiast czy według Ciebie np. shareholders benefit mogłoby się przyczynić do podniesienia rodzaju kajuty?
greg2014
26 grudnia 2017 16:38
Odpowiedz
Jeśli chodzi o kabiny to od pewnego czasu rezerwuję wyłącznie kabiny wewnętrzne i uważam je za całkowicie wystarczające. Po pierwsze spędzam w kabinie jednak relatywnie niewiele czasu (zwłaszcza w dzień) a po drugie wolę różnicę w cenie pomiędzy np. kabiną z balkonem a wewnętrzną wydać na coś innego. Kabina wewnętrzna na statkach Costy jest z reguły mniejsza od tej z balkonem (poza jakimiś pojedynczymi wyjątkami, które mają nieregularny kształt i z tego powodu czasami są nawet dużo większe) ale jak dla mnie nigdy nie czułem w nich jakiejś klaustrofobii. Miejsca do spania jak również na schowanie swoich rzeczy (dla 2-óch osób) moim zdaniem jest wystarczająca ilość. Poza tym wydaje mi się, że łazienka w kabinie wewnętrznej nie różni się od tej w kabinie z oknem czy balkonem.Może się to komuś wydać dziwne ale jak dla mnie najgorszym rodzajem kabiny są kabiny z oknem czyli pośrednie pomiędzy wewnętrznymi a tymi z balkonami. Po pierwsze okno jest z reguły niewielkie i nie da się go otworzyć, po drugie te kabiny położone są zwykle niżej i przy niespokojnym morzu (a lepiej wkalkulować, że tak będzie niż, że tak nie będzie) zdarzało mi się, że woda uderzając o burtę docierała czasami do okna robiąc przy tym sporo hałasu a po trzecie za to wszystko trzeba jeszcze zapłacić więcej niż za kabinę wewnętrzną. Z kolei jeśli mowa o kabinach z balkonem, warto pamiętać, że na większości rejsów nawet w ciepłych rejonach wbrew pozorom komfortowe korzystanie z balkonu możliwe jest prawie wyłącznie w porcie (takie są przynajmniej moje doświadczenia) ze względu na wiatr – no chyba, że ktoś ma kabinę na rufie albo balkon jest jakoś wyjątkowo osłonięty.Oczywiście są jeszcze apartamenty – jak dotąd miałem okazję korzystać tylko z miniapartamentu na Costa Luminosa (też upgrade) ale moim zdaniem od kabiny z balkonem różni się on minimalnie wielkością i nie bardzo widzę uzasadnienie dla różnicy w cenie pomiędzy tym rodzajem kabiny a tej „tylko” z balkonem. Co do apartamentów – nie korzystałem ale to zupełnie inny produkt (nie tylko sama kabina ale masa dodatków)…i oczywiście zupełnie inna cena. Zresztą bardzo łatwo możesz zobaczyć jak wyglądają kabiny poszczególnych rodzajów na różnych statkach na Youtube - nie tylko na reklamowych filmikach armatorów ale także umieszczanych przez samych pasażerów. Polecam tę formę - sam ocenisz w ten sposób, czy to co widzisz może być dla Ciebie klaustrofobiczne czy też nie.Jeśli chodzi o upgrade to prostych recept nie ma. Moim zdaniem shareholders benefit nie ma na to żadnego wpływu. Najłatwiej można dostać upgrade rezerwując tzw. kabinę gwarantowaną czyli nie przydzieloną z numeru na etapie rezerwacji. W takim przypadku otrzymuje się tylko gwarancję, że dostanie się kabinę co najmniej tego rodzaju, za który zapłaciliśmy – w praktyce zdarza się, że jest to kabina wyższej klasy aczkolwiek przeskok o więcej niż jedną klasę (np. z wewnętrznej do balkonu) na pewno nie jest czymś powszechnym. Jeśli mogę coś doradzić to gdy rezerwujemy rejs i np. kabiny wewnętrzne są dostępne wyłącznie jako gwarantowane (nie można ich wybierać po numerze), a dostępne do wyboru są kabiny z oknem czy balkonem, to przy rezerwacji kabiny gwarantowanej wewnętrznej prawdopodobieństwo upgradu jest bardzo wysokie. Zdarzało mi się kilka razy rezerwować takie kabiny i nie zawsze dostawałem upgrade do kabiny wyższej klasy ale praktycznie zawsze kabiny, które dostawałem czymś pozytywnym się wyróżniały (np. optymalnym położeniem na statku lub większą powierzchnią). Z tego powodu moje doświadczenia z kabinami gwarantowanymi są pozytywne, co jednak nie każdemu musi odpowiadać bo jednak jest to pewnego rodzaju ruletka. Z drugiej strony rezerwując nocleg w hotelu nie rezerwuję z góry konkretnego pokoju i nie jest to dla mnie jakimś wielkim problemem
:-) W końcu kabina i tak służy głównie do spania…
blister
26 grudnia 2017 20:24
Odpowiedz
Czy wśród pasażerów była osoba poniżej około 55 roku życia? Zdjęcia sugerują, iż raczej nie...Większość tych rozrywek na statku przypomina trochę zabawę w Ciechocinku na dancingu.Czy zdarzali się delikwenci, którzy spóźniali się w poszczególnych portach na odpłynięcie? Kiepsko to wygląda z mojej perspektywy, gdy w bardzo krótkim odstępie czasu wycieczka ponad 2000 osób rusza zwiedzać Petrę czy Muscat. Straszna masówka.
greg2014
26 grudnia 2017 21:24
Odpowiedz
Żeby było jasne: nigdy nie zamierzałem ani nie zamierzam nikogo zachęcać do czegoś do czego nie jest przekonany:-) Misjonarstwa nie uprawiam a klątw za inne zdanie nie zamierzam na nikogo rzucać:-) Rozumiem, że taka forma wypoczynku może komuś nie odpowiadać i szanuję to. Moja relacja miała jedynie na celu przekazanie jak wygląda mało popularna w Polsce forma objazdówki jaką jest rejs statkiem wycieczkowym. A odpowiadając na pytanie: tak, na tym rejsie wbrew pozorom było wiele osób poniżej 55 roku życia w tym autor niniejszej relacji (a brakuje mi do tej granicy jeszcze naprawdę sporo). Myślę, że średnia była właśnie gdzieś w okolicach 50-55 lat. Powód jest prozaicznie prosty: rejs trwał 3 tygodnie a z dojazdem przed i po rejsie robi się jeszcze więcej – nie jest to łatwe (nie mówię jednak, że niemożliwe) do pogodzenia z pracą. Zresztą zasada jest banalnie prosta: im rejs jest dłuższy, tym średnia wieku wyższa a dzieci mniej. Na rejsach 7-dniowych (szczególnie w wakacje, ferie itp.) na statku podobnej wielkości potrafi być 500 dzieci a średnia wieku jest bliżej 30 niż 40 lat. Z kolei na rejsach dookoła świata (takich też jest sporo), które trwają zazwyczaj ok. 100-110 dni średnia wieku to 70-80 lat. Jeśli kogoś interesują szczegóły nt. struktury pasażerów w poszczególnych liniach, regionach oraz w zależności od długości rejsu, można na ten temat poczytać w amerykańskich serwisach: np. cruisecritics.com. Nie sądzę jednak, aby dane te kogoś zaskoczyły. Co do Petry, przyznam szczerze, że jakoś ilość turystów w tym miejscu w niczym mi nie przeszkadzała-może dlatego, że spodziewałem się, że będzie ich tam jeszcze więcej
:-). Wszyscy faktycznie najpierw musieli przejść doliną Bab-al-siq a potem wąwozem ale nie było w nich jakiegoś tłoku ani kolejek. Kolejka do kontroli bezpieczeństwa przed głównym wejściem zajęła zresztą raptem góra kilka minut. Za Skarbcem mówiąc szczerze był już luz – Petra ma sporą powierzchnię i za Skarbcem jest dostępnych kilka wariantów zwiedzania w związku z czym jakoś ten ruch się rozprasza. Przyznam szczerze, że wielokrotnie dużo większy problem miałem wędrując – nawet w tym roku po polskich Tatrach (choćby we wrześniu czyli teoretycznie już po najwyższym sezonie) a lepiej bynajmniej nie jest w miejscowościach znanych z turystycznych atrakcji (wymienię choćby przysłowiowe Krupówki w Zakopanem, Floriańską czy Grodzką w Krakowie, Monciak w Sopocie, Ramblę w Barcelonie czy plac Czerwony w Moskwie). Niektóre turystyczne miejscowości mają to do siebie, że przyciągają turystów i chyba trudno się temu dziwić:-) Petra jest największą atrakcją turystyczną Jordanii i jedną z największych atrakcji Bliskiego Wschodu w ogóle więc trudno oczekiwać, że będzie tam hulał tylko wiatr
:-)Co do spóźnień na statek to na tym rejsie nie mam pojęcia czy coś takiego miało miejsce (nikt nie ogłasza, że ktoś się spóźnił). Pamiętam jednak, że na jednym z moich rejsów na statek spóźniła się grupa prawie 200 osób, które korzystały z jakichś wycieczek indywidualnych. Było to zresztą w Heraklionie, statek nie czekał a portowy agent dla tych osób czarterował samolot (na ich koszt) do następnego portu. A pojedyncze spóźnienia pewnie się trafiają częściej niż rzadziej – przy tej ilości pasażerów wystarczy jakiś czynnik losowy i już mamy parę osób.
gonzo2018
27 grudnia 2019 20:21
Odpowiedz
Relacja co prawda do najmłodszych już nie należy ale spora część informacji pozostaje aktualna. Ponieważ dostałem cynk, że jest problem z niektórymi zdjęciami, zaktualizowałem linki do albumów. Teraz powinno już być OK, ale gdyby ktoś widział jeszcze jakieś defekty mam prośbę o informację.
greg2014
27 grudnia 2019 20:24
Odpowiedz
Poprzedni post pochodzi oczywiście ode mnie
:-) Sprawdzając, czy wszystko widać wykorzystałem osobny profil i zapomniałem się przelogować przed jego wysłaniem
:-)
mykerin
16 marca 2020 05:25
Odpowiedz
greg2014 napisał:Amerykańskim zwyczajem, wiele firm – w tym właśnie Carnival – oferuje osobom posiadającym akcje tej firmy (czyli swoim akcjonariuszom) specjalny program znany pod nazwą „shareholder benefit”. W ramach tego programu każdy akcjonariusz, który przed rozpoczęciem rejsu dopełni pewnej (stosunkowo prostej) procedury otrzyma od firmy specjalny bonus (tzw OBC lub „on board credit”), którym będzie zapis określonej kwoty na koncie pasażera na jego „statkowym” koncie. Kwotę tę będzie mógł on w trakcie rejsu wydać np. na wycieczki albo napoje. Mówiąc inaczej wygląda to tak, jakby ktoś na nasze konto na statku wpłacił pieniądze, które teraz my-jako pasażerowie możemy wykorzystać.Po pierwsze (i to wymaga niestety trochę zachodu) trzeba na nazwisko osoby posiadającej rezerwację kupić na giełdzie nowojorskiej 100 akcji CarnivalaA teraz to się chyba opłaca, bo ze względu na świrusa akcje są po 17,58 USD... Choć kogoś, kto kupił te akcje kiedykolwiek wcześniej, to z pewnością nie cieszy.
greg2014
16 marca 2020 08:47
Odpowiedz
Byłbym ostrożny, nie wiadomo ile czasu zajmie powrót do normalności. W większym stopniu niż od "chciejstwa" operatorów zależy on od otwarcia portów w poszczególnych krajach a z tym może być problem. Poza tym coraz więcej się pisze, że zagrożony jest cały sezon na Alasce ze względu na duże ograniczenia w portach kanadyjskich, bez których te rejsy nie mogą funkcjonować. Do tego dochodzi kwestia zwrotów dla klientów. Statki i ich utrzymanie - nawet jeśli stoją w portach też kosztuje a w połączeniu z brakiem przychodów to nic dobrego nie wróży.
W samym budynku WTC oczywiście dominują już klimaty świąteczne – zarówno jeśli chodzi o wystrój jak i muzykę w tle:
Wracając do transferu z portu – gdyby z jakiegoś powodu nie był dostępny shuttle-bus do centrum, to nic wielkiego by się nie działo – wówczas port zapewnia zawsze autobus do portowej bramy, za którą można skorzystać z komunikacji miejskiej. A poza tym akurat tutaj do dyspozycji są również rozsądne cenowo taksówki (Ubera już nie ma bo niedawno jego działalność w Abu Dhabi została zakazana).
Tak jak wspominałem mój plan na ten pobyt obejmował wizytę w Masdar City, które jest swojego rodzaju wizją miasta przyszłości – szczególnie pod kątem ekologii, samowystarczalności energetycznej i zeroemisyjności (wykorzystuje tylko odnawialne źródła energii). Projekt ten rozwijany jest od nieco ponad 10 lat jako jeden z kilku przez powołaną przez emira Abu Dhabi firmę pod nazwą „Masdar Institute”. W jego początki był zaangażowany amerykański MIT, a część projektów powstała w pracowni jednego z najbardziej znanych architektów: Normana Fostera.
Masdar City położone jest w okolicach międzynarodowego lotniska w Abu Dhabi. Kursuje tam co dwie godziny miejski autobus nr 163 – miałem to szczęście, że najbliższy odjeżdżał 5 minut po tym jak kupiłem kartę miejską w automacie. Co do samej komunikacji miejskiej w Abu Dhabi to aktualnie funkcjonuje ona wyłącznie w formie komunikacji autobusowej ale na etapie zaawansowanych projektów jest kilka linii metra – znając tempo wszystkiego w Emiratach, podczas następnego pobytu będzie już pewnie działało:-) Jedynym rodzajem biletu są karty magnetyczne o nazwie Hafilat, które doładowuje się w automacie dowolną kwotą - jest ona pomniejszana przy kolejnych przejazdach. Same autobusy są wygodne i klimatyzowane, poruszają się bardzo szybko i mówiąc szczerze mam wątpliwości czy obowiązują je jakieś ograniczenia prędkości…
Pomimo tego podróż do Masdar City z okolic WTC zajęła nieco ponad godzinę – to dowód na to jak rozległe jest miasto. W tym czasie mijałem wiele atrakcji Abu Dhabi – niestety autobus oklejony był jakąś folią reklamową i możliwe było robienie zdjęć tylko „z kropkami”. Tak na przykład prezentował się Wielki Meczet, o którym napiszę trochę dalej:
Gdy dotarłem na miejsce okazało się, że Masdar City leży faktycznie stosunkowo blisko (jednak nie bezpośrednio obok) lotniska, ale w zasadzie pośrodku niczego – naokoło nie ma niczego albo są jakieś budowy (jak się później okazało w większości są one związane z rozbudową Masdar City). Ponieważ autobus powrotny miałem za 2,5 godziny zabrałem się na zwiedzanie. Miasto stanowi kompleks 20-30 budynków w zwartej zabudowie bez żadnych ulic – pomiędzy budynkami są wyłącznie chodniki i przestrzenie dla pieszych. Sam wjazd widoczny poniżej prowadzi wyłącznie do parkingu:
Pierwsze wrażenie po wejściu na teren miasta było raczej kiepskie: kompleks przypominał „miasto duchów” a nie tętniący życiem organizm miejski. W poszczególnych budynkach znajdują się mieszkania, biura, siedziby kilku firm oraz instytutów badawczych (w tym siedziba Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej), filia uniwersytetu, restauracje, punkty usługowe…
Najpierw trochę pokrążyłem po obiekcie „lustrując” jego nawiązującą do motywów arabskich architekturę:
W połączeniu z technologią oraz bardzo współczesnymi materiałami dało to naprawdę ciekawy efekt. Nie widać tego może dokładnie na zdjęciach ale na wszystkich dachach (oraz częściowo elewacjach) budynków zamontowane są panele słoneczne; również materiał na sporej części elewacji ma za zadanie z jednej strony wykorzystanie energii słonecznej, z drugiej zaś termoizolację budynku. Dodatkowo obok Masdar City znajduje się elektrownia składająca się z tysięcy paneli słonecznych, która uzupełnia zapotrzebowanie miasta na energię.
Gdybym wcześniej nie słyszał o Masdar City i o nim trochę nie czytał, to po przechadzce pomiędzy budynkami uznałbym, że w tym miejscu nie ma nic więcej do oglądania i wrócił (na pewno mocno niezadowolony a już na pewno rozczarowany) do centrum. Kompleks jest zaopatrzony w liczne tablice informujące o przeznaczeniu poszczególnych obiektów ale dosłownie nigdzie nie ma informacji, w którym budynku dostępne są jakieś ekspozycje czy atrakcje demonstrujące wizję przyszłości, która przyświecała autorom. Brak ludzi nie ułatwiał zadania ale w końcu zupełnym przypadkiem trafiłem tam gdzie trzeba.
W jednym z budynków zajmowanych przez Masdar Institute obok recepcji znajdują się kręte schody prowadzące do znajdującej się w podziemiu sporej sali zawierającej informacje na temat miasta a także innych projektów prowadzonych przez firmę (jak się okazało jest ich bardzo wiele w różnych krajach na całym świecie):
Można tam zobaczyć m.in. makietę prezentującą docelowy kształt Masdar City (to co można zobaczyć dzisiaj nie stanowi nawet 10% planowanej całości):
Aby zaprezentować jeden z pomysłów autorów koncepcji, z boku sali ekspozycyjnej stały zaparkowane automatyczne taksówki:
Po naciśnięciu przycisku otworzyły się automatyczne drzwi i można było zająć miejsce w tym dziwnym „samochodziku”:
Wewnątrz znajduje się panel sterujący, który poinformował o możliwościach autka i zaproponował przejażdżkę. Wyboru wielkiego nie było ponieważ dostępna jest tylko jedna trasa wokół sali ekspozycyjnej (wraca się w miejsce startu). Samo komunikacja z pasażerem odbywa się za pośrednictwem ekranu dotykowego:
Samochodziki pokonują trasę po betonowej posadzce:
Przyznam szczerze, że ciekawe doświadczenie. Szkoda, że nie ma więcej możliwości i system ten nie łączy np. poszczególnych budynków – ale mimo to działa na wyobraźnię. Być może kiedyś taksówki faktycznie będą tak wyglądały…
W osobnym budynku o dość futurystycznym kształcie zlokalizowane jest centrum edukacyjne:
Główną jego część stanowi dwupoziomowa biblioteka:
Spacerując między budynkami natknąłem się również na dziwną konstrukcję o nazwie „Wieża wiatrów”:
Jest to obiekt, którego koncepcja bazuje na starym arabskim rozwiązaniu budowanym na dziedzińcach domów, która wykorzystywała fakt, że powietrze kilkanaście metrów powyżej poziomu gruntu jest chłodniejsze niż przy ziemi. Zadaniem wieży było sprowadzenie chłodniejszego powietrza na dół i stworzenie bardziej komfortowych warunków dla przebywających na dziedzińcu osób. Głównym elementem rozwiązania jest odpowiednio wyprofilowana rura, której zakończenie w odróżnieniu od pierwowzoru zostało uzbrojone w masę elektroniki analizującej w jaki sposób i czy w ogóle otworzyć wloty powietrza na szczycie wieży – tak, aby zoptymalizować i wzmocnić efekt końcowy.
Wokół wieży wiatrów oraz generalnie prawie wszędzie pomiędzy budynkami Masdar City dostępnych było wiele miejsc do relaksu z dostępem do naprawdę szybkiego internetu:
W kolejnym budynku funkcjonuje z kolei basen i centrum fitness, w jeszcze innym można znaleźć sale modlitwy (osobno dla kobiet i mężczyzn; budowa meczetu jest dopiero w planach), jeszcze gdzieś indziej zlokalizowane są liczne kawiarnie i restauracje. W porze lunchu między budynkami pojawiło się nawet sporo osób.
Niestety dużą wadą Masdar City jest brak jakiegoś sensownego oznaczenia obiektów pod kątem ewentualnych gości – a optymalnie wytyczenia jakiejś trasy zwiedzania z odpowiednio zaznaczonymi punktami, mapką itp. Bardzo ułatwiłoby to zapoznanie się z rozwiązaniami zastosowanymi w Masdar City. Biorąc pod uwagę przypadkowy sposób, w jaki trafiłem do miejsc, które zobaczyłem jestem przekonany, że nie było mi dane zobaczyć wszystkiego co w Masdar City jest warte zobaczenia.
Mimo to przyznam szczerze, że po pierwszym raczej kiepskim wrażeniu miejsce mi się spodobało i polecam je zainteresowanym zobaczeniem czegoś alternatywnego w Abu Dhabi – innego niż popularny „kanon obowiązkowy”.
Korzystając z okazji dodam jeszcze parę informacji na temat wspomnianego „kanonu obowiązkowego” – chociaż nie „zaliczałem” go przy okazji obecnego pobytu.
Moim zdaniem absolutnym numerem jeden w Abu Dhabi jest wizyta w Wielkim Meczecie. Do niedawna nosił on imię Szejka Zayeda (jednego z założycieli Zjednoczonych Emiratów Arabskich i wizjonera, który zapoczątkował przeobrażenie tego emiratu w to, co możemy oglądać dzisiaj). Kilka miesięcy temu oficjalna nazwa meczetu została zmieniona na Wielki Meczet Marii – matki Jezusa – w ten sposób emir chciał pokazać jego pokojowe nastawienie do innych religii – w tym chrześcijaństwa. Z moich wczorajszych obserwacji wynika, że jak dotąd nazwa ta się nie przyjęła – nawet wiele z tablic kierunkowych w mieście wskazują na meczet Szejka Zayeda.
Wielki Meczet wygląda imponująco już z zewnątrz:
Trzeba przy tym zaznaczyć, że Wielki Meczet nie jest żadnym zabytkiem - został oddany do użytku stosunkowo niedawno bo w 2007 roku i mówiąc szczerze można odnieść (chociaż nie mam pewności czy słusznie) wrażenie, że powstał jako odpowiedź na budowę i otwarcie Wielkiego Meczetu w Muscacie, o którym pisałem w jednym z poprzednich postów. Oczywiście wszystko w nim jest większe :-) Jedynie minaretów ma o jeden mniej…
W całym kompleksie może jednocześnie modlić się 40 000 osób, przy czym sala główna mieści aż 7000 mężczyzn. Nieprawdopodobne wrażenie robi biały marmur, liczne zdobienia oraz pięknie wykaligrafowane na elementach elewacji (i nie tylko) wersety z Koranu.
Oczywiście, aby wejść do meczetu należy być odpowiednio ubranym. Ci, którzy mają z tym problem mogą na miejscu bezpłatnie pożyczyć arabski strój – hindżab.
Zaraz za wejściem znajduje się kilka miejsc do obowiązkowej ablucji, która powinna poprzedzać modlitwę:
Następnie wchodzimy na dziedziniec:
…po czym korytarzem – podcieniami kierujemy się w stronę sali głównej:
Już samo okazałe wejście do sali głównej robi spore wrażenie:
…nie mówiąc o samej sali głównej:
Oczywiście jak na meczet tej klasy przystało, Wielki Meczet w Abu Dhabi może się pochwalić gigantycznym żyrandolem o wysokości ok. 15 metrów, uważanym za drugi co do wielkości na świecie (po tym w Muscacie, o którym pisałem kilka dni temu) – chociaż co do tego, który jest większy chyba nie ma do końca pewności bo każdy przewodnik ma inną wersję. Oczywiście tak samo jak w Muscacie sam żyrandol jest przyozdobiony tysiącami kryształów Swarovskiego. Powstał on zresztą dokładnie w tej samej firmie co jego odpowiednik w Muscacie. Ktoś chyba ma kompleksy…
Podsumowując: Wielki Meczet robi naprawdę duże wrażenie i zdecydowanie każdemu polecam wizytę w tym miejscu.
Innym popularnym miejscem wizyt jest Marina Mall, w której zlokalizowana jest m.in. wieża widokowa z widokiem na miasto:
Powyższe zdjęcia pochodzą z mojego poprzedniego pobytu w Abu Dhabi. Wówczas wokół Marina Mall był jeden wielki plac budowy – aktualnie jest tam wykańczany hotel Atlantis (jego zarys widać na jednym ze zdjęć) – czyli kolejny klon gigantycznego hotelu z Nassau na Bahamach. Taki sam zresztą już od jakiegoś czasu można zobaczyć w Dubaju – jak widać jeden szejk pozazdrościł drugiemu i postanowił, że u siebie też będzie miał taką atrakcję. Znowu te kompleksy…
Nazwa wyspy (Marina) zobowiązuje – w okolicach Marina Mall można zobaczyć liczne jednostki pływające – od malutkich po całkiem spore. Można tutaj również kupić bilety na krótkie rejsy wycieczkowe pozwalające podziwiać Abu Dhabi od strony morza:
W pewnym oddaleniu od Marina Mall można również zobaczyć pałac prezydenta ZEA (i jednocześnie emira Abu Dhabi). Jest on niedostępny dla zwiedzających:
Kolejną popularną atrakcją w Abu Dhabi jest oddany do użytku w 2005 roku hotel Emirates Palace. Aktualnie jest on zarządzany przez sieć Kempinski znaną z najbardziej ekskluzywnych obiektów hotelowych w największych miastach na świecie. Ocenia się, że poziomem luksusu przewyższa on wszystkie hotele na świecie – odebrał on to miano hotelowi Burj al Arab z Dubaju czyli popularnemu „żaglowi”.
Tak prezentuje się jedna z bram wjazdowych do Emirates Palace:
Emirates Palace jest (w pewnych granicach) dostępny dla zwiedzających pod warunkiem, że spełniają wymogi odnośnie ubioru (jest to kontrolowane przy bramie wejściowej):
Z zewnątrz Emirates Palace prezentuje się imponująco:
Jeśli chodzi o wnętrza to też trudno się do czegoś przyczepić:
Ciekawym rozwiązaniem jest dostępny w hallu hotelu „złotomat” umożliwiający zakup sztabek złota:
Cena uzależniona jest od aktualnych giełdowych notowań złota. Płatność kartą kredytową :-)
Wychodząc z Emirates Palace warto się jeszcze na chwilę zatrzymać i rzucić okiem na znajdujące się po drugiej stronie ulicy Ethiad Towers:
Z Mariny oraz Emirates Palace w stronę WTC można (przynajmniej częściowo) przejść się szeroką promenadą o nazwie Corniche, ciągnącej się kilka kilometrów wzdłuż plaży:
I jeszcze ciekawostka na koniec: z tego co zauważyłem to pomimo bardzo dużej liczby wysokościowców w Abu Dhabi, na większości z nich nie umieszcza się anten i charakterystycznych przekaźników telefonii komórkowej. Zamiast tego w wielu miejscach pomiędzy budynkami (czasem dość przypadkowych jak na poniższym zdjęciu) można zobaczyć maszty z logo operatora, które pełnią tę funkcję: