Zamek można zwiedzać (cena biletu – 10 EUR). Niestety we wnętrzach obowiązuje całkowity zakaz fotografowania – w związku z tym zainteresowanych odsyłam do strony internetowej (https://www.burg-eltz.de/de/) lub do odwiedzenia zamku na miejscu. Nam przejście całości z przewodnikiem zajęło nieco ponad godzinę.
Miejsce moim zdaniem naprawdę warte zobaczenia.
C.D.N.
-- 13 Paź 2018 13:31 --
Wycieczka na zamku Eltz zakończona. Ruszamy dalej
:-) Jeszcze jedno spojrzenie na Cochem i odpływamy:
Powrotny rejs Mozelą z Cochem do Koblencji trwa kilka godzin. Po drodze rozciągają się malownicze niewielkie miejscowości oraz liczne winnice (oczywiście z wielkimi napisami, żeby każdy wiedział, że tu powstaje takie czy inne wino mozelskie). No i pola kampingowe – ciągną się co chwilę dosłownie kilometrami:
Winnice zajmują praktycznie wyłącznie lewy brzeg Mozeli, na którym intensywnie pracuje słońce. W niektórych miejscach są one naprawdę nieźle sterasowane:
Na tym odcinku co jakiś czas można zobaczyć jakiś zamek (chociaż częściej jego ruiny), pałacyk albo urokliwy kościół. W okolicach Klotten pojawiły się ruiny zamku Coraidelstein, którego udokumentowane początki sięgają XIII wieku:
Nieco dalej - w okolicy Moselkern - pojawia się nieco starszy zamek Bischofstein z towarzyszącym mu poniżej malowniczym kościółkiem:
Żegluga po Mozeli przerywana jest co jakiś czas przerwami na śluzowanie. W sumie na odcinku z Cochem do Koblencji przepływa się przez trzy śluzy. To pierwsza z nich - w Mueden:
Rozmiary statku są dopasowane idealnie do rozmiarów śluzy – wejście do niej to niezła sztuka biorąc pod uwagę, że po każdej stronie statku pozostaje dosłownie po kilkanaście centymetrów luzu:
Co ciekawe, statek wchodzi do śluzy z wykorzystaniem własnego napędu i odpowiada za to kapitan jednostki – inaczej niż w przypadku Kanału Panamskiego, gdzie jest wciągany do śluzy przez kilka lokomotyw. No ale rozmiar i statku i śluzy są zupełnie inne…
A tymczasem na horyzoncie Zamek Thurant w Alken:
Zresztą mniejszych lub większych ruin lub wystających z lasu pozostałości po jakichś twierdzach czy zamkach mijaliśmy więcej – często nie są nawet zaznaczone na mapach google i ciężko określić ich nazwę. Te na przykład pochodzą z okolic Winningen:
Płynąc po Mozeli trzeba przyznać, że ruch na rzece jest bardzo duży – oprócz licznych statków wycieczkowych mijały nas dziesiątki barek, jachtów, motorówek - o małych łódkach nie wspominając. Dla zaspokojenia ich potrzeb można po drodze można zobaczyć jedyne w swoim rodzaju pływające stacje benzynowe i sklepy:
Jeszcze wejście na ostatnią śluzę w Koblencji:
Tu różnica poziomów jest zdecydowanie największa. Żeby przejść pod wielką belką połączoną z mostkiem dla pieszych konieczne było złożenie wszystkich daszków na górnym pokładzie oraz schowanie mostka kapitańskiego:
A tu jesteśmy tuż po wyjściu ze śluzy – po stronie Koblencji. Teraz widać najlepiej jak duża jest różnica poziomów na tej śluzie. Niebieska belka, która wcześniej nam przeszkadzała, teraz jest na wysokości wielu metrów powyżej nowego poziomu wody:
Na horyzoncie pojawia się Koblencja, którą zwiedzaliśmy kilka dni wcześniej. A to twierdza Ehrenbreitstein , o której pisałem wcześniej – tym razem w pełnej okazałości:
Mijamy Deutsches Ecke i żegnamy się z Mozelą, jesteśmy już na Renie. Tym razem Deutsches Ecke jest już posprzątany po imprezie a cesarz na koniu prezentuje się jak należy:
Nasz nocleg był zaplanowany w Braubach – praktycznie tuż za Koblencją. Po drodze mijamy jeszcze zamek Lahneck z XIII wieku:
…oraz średniowieczną fortecę Stolzfells, która w kolejnych wiekach została zamieniona w pałac cesarski:
W końcu na wzgórzu pojawił się zamek Marksburg – kolejna średniowieczna forteca z XIII wieku – w przeszłości m.in. siedziba rodu von Eppstein:
I w ten sposób dotarliśmy do Braubach. W dalszej części wrzucę jeszcze kilka zdjęć z tego malowniczego miasteczka. Dodam również, że opisany powyżej fragment rejsu był dopiero uwerturą – kolejnego dnia od zamków (wliczając w to ruiny) można było dostać momentami oczopląsu.
C.D.N.
PS. Nie wiem dlaczego kolejne posty dopisują się do poprzednich tworząc coraz trudniejszy do przeglądania mega-post. W kolejnej części mam zamiar wrzucić znowu sporo zdjęć i mam nadzieję, że już tak nie będzie
:-)Braubach to malutka ale bardzo klimatyczna mieścinka. Niestety spacerek na Marksburg nie za bardzo wchodził już w rachubę – robiło się ciemno a najbardziej popularna trasa prowadzi przez las i jest nieoświetlona. Zresztą zamek i tak był już zamknięty – można było co najwyżej przywitać się z zamkową klamką
:-)
Poniżej wzucam parę fotek z wieczornego spacerku po Braubach:
A kolejnego dnia rano w planie mieliśmy kilkugodzinny rejs podobno (nie mam porównania) najładniejszym odcinkiem Renu z Braubach do Ruedesheim.
C.D.N.
PS. Wielkie podziękowania dla @Zeus za przerwanie poprzedniego mega-postu. Ten się już nie dokleił do poprzedniego
:-)Z Braubach wyruszyliśmy w okolicach 8 rano. Rano było bardzo zimno a wiatr na górnym pokładzie smagał zimnymi biczami i tylko potęgował uczucie zimna. Potem się poprawiło, a w okolicach 12-ej pogoda była już znakomita – do późnych godzin popołudniowych temperatura wahała się w okolicach 30 stopni.
Ze względu na to, że w godzinach porannych słońce po prawej (wschodniej) stronie Renu było jeszcze stosunkowo nisko, pierwsze zdjęcia nie są najpiękniejsze – ale lepsze takie niż żadne
:-)
Gdy po śniadaniu pozbierałem się do kupy, wyszedłem na pokład zewnętrzny i oswoiłem z zimnem i wiatrem, na horyzoncie pokazała się pierwsza ruinka. Zamek Sterrenberg (a w zasadzie to co z niego zostało) zlokalizowany jest na prawym brzegu w okolicach Kamp-Bornhofen. Jego początki sięgają XII wieku, obecnie jest częściowo zagospodarowany na potrzeby turystyczne:
Kawałek dalej, dosłownie po sąsiedzku, po tej samej stronie rzeki można zobaczyć kolejną – nieco młodszą ruinę – pozostałości po zamku Liebenstein z XIII wieku:
Oba zamki zgodnie z niemiecką legendą są określane jako "bracia – wrogowie". Poniżej widać je razem:
Kawałek dalej – znowu na prawym brzegu można było zobaczyć pięknie odnowiony zamek Maus z XIV wieku (tak na marginesie jest on jednym z niewielu zamków w dolinie Renu, z którymi historia obeszła się bardzo litościwie i które nie zostały nigdy poważnie zniszczone):
Kolejny zamek – tym razem po lewej stronie rzeki to Burg Rheinfels z XIII wieku. Bezdyskusyjnie piękna ruina:
Zresztą tak jak my zazwyczaj zwalamy winę za wszystkie historyczne zniszczenia i grabieże na Niemców, Rosjan czy Szwedów, w dolinie Renu dyżurnym grabieżcą byli Francuzi – to ich ciężkiej pracy w XVIII wieku zamek Rheinfels zawdzięcza swoją obecną postać.
Położony na prawym brzegu w okolicy St.Goar kolejny zamek - Burg Katz z XIV wieku też oczywiście ucierpiał (nie piszę już od kogo) ale został odbudowany. Obecnie stanowi własność prywatną i nie jest dostępny dla turystów:
Zapomniałem napisać, że wzdłuż obu brzegów Renu biegną bardzo uczęszczane linie kolejowe. Kursują nimi dosłownie co chwilę pociągi lokalne, którymi można łatwo i szybko przemierzyć dolinę od Moguncji do Koblencji. Jest to dobre rozwiązanie jeśli ktoś chciałby skorzystać z dziennego rejsu statkiem na tej trasie (lub jakimś jej odcinku) – korzystając z pociągu można łatwo wrócić do początkowego punktu wycieczki. Sama trasa kolejowa po obu stronach biegnie na długich odcinkach tunelami, do których wjazdy mają też "zamkowe" klimaty:
Niewiele.Przy założeniu 2 osób na kabinę, maksymalna liczba pasażerów na tym stateczku to 184. Było trochę mniej bo niektóre były zajmowane w pojedynkę.Wszystkie kabiny w każdym razie były zajęte.
To czekamy na ciag dalszy, bo to bardzo malownicze okolice. Ja jade po raz kolejny do Cochem juz za 2 dni. Hotel mam nad rzeka i bede obserwowac takie stateczki.
Wiem, ze to stara relacja, ale zasluguje na wyciagniecie do gory. Widze po "Lubie", ze ja czytalam wtedy, ale dzisiaj przejrzalam ponownie. Bylam w sierpniu 2024 w Braubach (drugi raz) przez pare dni i objezdzilam okolice na rowerze w rozne strony. Niewatpliwie, zamkow jest tam na peczki, na kazdej gorce. Sciezki rowerowe wzdluz rzek po obu stronach, pociagi rowniez, wiec mozna zorganizowac sobie trasy z jednego punktu i powrot pociagiem albo objazdowe. Tanich noclegow tez nie brakuje, ja bylam na jednym z kampingow. Po obu stronach rzeki sa linie kolejowe z pociagami towarowymi, ktore jezdza cala dobe. Barki plywaja po rzece od wczesnego rana do poznego wieczora, jedna za druga. W namiocie moze byc troche glosno. Ja za drugim razem bylam madrzejsza i spalam w samochodzie. Te fajne trasy rowerowe zachecily mnie nawet do nabycia roweru szosowego i wybiore sie ponownie w te okolice przy pierwszej okazji. Jedyna roznica jaka widze miedzy ta relacja, a moim ostatnim pobytem, to znacznie mniej ludzi. Na zdjeciach w relacji widac duzo ruchu pieszego w miasteczkach, a jak ja bylam, to byly pustki, mimo srodka lata i sezonu wakacyjnego.
Zamek można zwiedzać (cena biletu – 10 EUR). Niestety we wnętrzach obowiązuje całkowity zakaz fotografowania – w związku z tym zainteresowanych odsyłam do strony internetowej (https://www.burg-eltz.de/de/) lub do odwiedzenia zamku na miejscu. Nam przejście całości z przewodnikiem zajęło nieco ponad godzinę.
Miejsce moim zdaniem naprawdę warte zobaczenia.
C.D.N.
-- 13 Paź 2018 13:31 --
Wycieczka na zamku Eltz zakończona. Ruszamy dalej :-)
Jeszcze jedno spojrzenie na Cochem i odpływamy:
Powrotny rejs Mozelą z Cochem do Koblencji trwa kilka godzin. Po drodze rozciągają się malownicze niewielkie miejscowości oraz liczne winnice (oczywiście z wielkimi napisami, żeby każdy wiedział, że tu powstaje takie czy inne wino mozelskie). No i pola kampingowe – ciągną się co chwilę dosłownie kilometrami:
Winnice zajmują praktycznie wyłącznie lewy brzeg Mozeli, na którym intensywnie pracuje słońce. W niektórych miejscach są one naprawdę nieźle sterasowane:
Na tym odcinku co jakiś czas można zobaczyć jakiś zamek (chociaż częściej jego ruiny), pałacyk albo urokliwy kościół. W okolicach Klotten pojawiły się ruiny zamku Coraidelstein, którego udokumentowane początki sięgają XIII wieku:
Nieco dalej - w okolicy Moselkern - pojawia się nieco starszy zamek Bischofstein z towarzyszącym mu poniżej malowniczym kościółkiem:
Żegluga po Mozeli przerywana jest co jakiś czas przerwami na śluzowanie. W sumie na odcinku z Cochem do Koblencji przepływa się przez trzy śluzy. To pierwsza z nich - w Mueden:
Rozmiary statku są dopasowane idealnie do rozmiarów śluzy – wejście do niej to niezła sztuka biorąc pod uwagę, że po każdej stronie statku pozostaje dosłownie po kilkanaście centymetrów luzu:
Co ciekawe, statek wchodzi do śluzy z wykorzystaniem własnego napędu i odpowiada za to kapitan jednostki – inaczej niż w przypadku Kanału Panamskiego, gdzie jest wciągany do śluzy przez kilka lokomotyw. No ale rozmiar i statku i śluzy są zupełnie inne…
A tymczasem na horyzoncie Zamek Thurant w Alken:
Zresztą mniejszych lub większych ruin lub wystających z lasu pozostałości po jakichś twierdzach czy zamkach mijaliśmy więcej – często nie są nawet zaznaczone na mapach google i ciężko określić ich nazwę. Te na przykład pochodzą z okolic Winningen:
Płynąc po Mozeli trzeba przyznać, że ruch na rzece jest bardzo duży – oprócz licznych statków wycieczkowych mijały nas dziesiątki barek, jachtów, motorówek - o małych łódkach nie wspominając. Dla zaspokojenia ich potrzeb można po drodze można zobaczyć jedyne w swoim rodzaju pływające stacje benzynowe i sklepy:
Jeszcze wejście na ostatnią śluzę w Koblencji:
Tu różnica poziomów jest zdecydowanie największa. Żeby przejść pod wielką belką połączoną z mostkiem dla pieszych konieczne było złożenie wszystkich daszków na górnym pokładzie oraz schowanie mostka kapitańskiego:
A tu jesteśmy tuż po wyjściu ze śluzy – po stronie Koblencji. Teraz widać najlepiej jak duża jest różnica poziomów na tej śluzie. Niebieska belka, która wcześniej nam przeszkadzała, teraz jest na wysokości wielu metrów powyżej nowego poziomu wody:
Na horyzoncie pojawia się Koblencja, którą zwiedzaliśmy kilka dni wcześniej. A to twierdza Ehrenbreitstein , o której pisałem wcześniej – tym razem w pełnej okazałości:
Mijamy Deutsches Ecke i żegnamy się z Mozelą, jesteśmy już na Renie. Tym razem Deutsches Ecke jest już posprzątany po imprezie a cesarz na koniu prezentuje się jak należy:
Nasz nocleg był zaplanowany w Braubach – praktycznie tuż za Koblencją.
Po drodze mijamy jeszcze zamek Lahneck z XIII wieku:
…oraz średniowieczną fortecę Stolzfells, która w kolejnych wiekach została zamieniona w pałac cesarski:
W końcu na wzgórzu pojawił się zamek Marksburg – kolejna średniowieczna forteca z XIII wieku – w przeszłości m.in. siedziba rodu von Eppstein:
I w ten sposób dotarliśmy do Braubach. W dalszej części wrzucę jeszcze kilka zdjęć z tego malowniczego miasteczka. Dodam również, że opisany powyżej fragment rejsu był dopiero uwerturą – kolejnego dnia od zamków (wliczając w to ruiny) można było dostać momentami oczopląsu.
C.D.N.
PS. Nie wiem dlaczego kolejne posty dopisują się do poprzednich tworząc coraz trudniejszy do przeglądania mega-post. W kolejnej części mam zamiar wrzucić znowu sporo zdjęć i mam nadzieję, że już tak nie będzie :-)Braubach to malutka ale bardzo klimatyczna mieścinka. Niestety spacerek na Marksburg nie za bardzo wchodził już w rachubę – robiło się ciemno a najbardziej popularna trasa prowadzi przez las i jest nieoświetlona. Zresztą zamek i tak był już zamknięty – można było co najwyżej przywitać się z zamkową klamką :-)
Poniżej wzucam parę fotek z wieczornego spacerku po Braubach:
A kolejnego dnia rano w planie mieliśmy kilkugodzinny rejs podobno (nie mam porównania) najładniejszym odcinkiem Renu z Braubach do Ruedesheim.
C.D.N.
PS. Wielkie podziękowania dla @Zeus za przerwanie poprzedniego mega-postu. Ten się już nie dokleił do poprzedniego :-)Z Braubach wyruszyliśmy w okolicach 8 rano. Rano było bardzo zimno a wiatr na górnym pokładzie smagał zimnymi biczami i tylko potęgował uczucie zimna. Potem się poprawiło, a w okolicach 12-ej pogoda była już znakomita – do późnych godzin popołudniowych temperatura wahała się w okolicach 30 stopni.
Ze względu na to, że w godzinach porannych słońce po prawej (wschodniej) stronie Renu było jeszcze stosunkowo nisko, pierwsze zdjęcia nie są najpiękniejsze – ale lepsze takie niż żadne :-)
Gdy po śniadaniu pozbierałem się do kupy, wyszedłem na pokład zewnętrzny i oswoiłem z zimnem i wiatrem, na horyzoncie pokazała się pierwsza ruinka. Zamek Sterrenberg (a w zasadzie to co z niego zostało) zlokalizowany jest na prawym brzegu w okolicach Kamp-Bornhofen. Jego początki sięgają XII wieku, obecnie jest częściowo zagospodarowany na potrzeby turystyczne:
Kawałek dalej, dosłownie po sąsiedzku, po tej samej stronie rzeki można zobaczyć kolejną – nieco młodszą ruinę – pozostałości po zamku Liebenstein z XIII wieku:
Oba zamki zgodnie z niemiecką legendą są określane jako "bracia – wrogowie". Poniżej widać je razem:
Kawałek dalej – znowu na prawym brzegu można było zobaczyć pięknie odnowiony zamek Maus z XIV wieku (tak na marginesie jest on jednym z niewielu zamków w dolinie Renu, z którymi historia obeszła się bardzo litościwie i które nie zostały nigdy poważnie zniszczone):
Kolejny zamek – tym razem po lewej stronie rzeki to Burg Rheinfels z XIII wieku. Bezdyskusyjnie piękna ruina:
Zresztą tak jak my zazwyczaj zwalamy winę za wszystkie historyczne zniszczenia i grabieże na Niemców, Rosjan czy Szwedów, w dolinie Renu dyżurnym grabieżcą byli Francuzi – to ich ciężkiej pracy w XVIII wieku zamek Rheinfels zawdzięcza swoją obecną postać.
Położony na prawym brzegu w okolicy St.Goar kolejny zamek - Burg Katz z XIV wieku też oczywiście ucierpiał (nie piszę już od kogo) ale został odbudowany. Obecnie stanowi własność prywatną i nie jest dostępny dla turystów:
Zapomniałem napisać, że wzdłuż obu brzegów Renu biegną bardzo uczęszczane linie kolejowe. Kursują nimi dosłownie co chwilę pociągi lokalne, którymi można łatwo i szybko przemierzyć dolinę od Moguncji do Koblencji. Jest to dobre rozwiązanie jeśli ktoś chciałby skorzystać z dziennego rejsu statkiem na tej trasie (lub jakimś jej odcinku) – korzystając z pociągu można łatwo wrócić do początkowego punktu wycieczki. Sama trasa kolejowa po obu stronach biegnie na długich odcinkach tunelami, do których wjazdy mają też "zamkowe" klimaty: