0
greg2014 8 października 2018 20:28
Akurat na początku września zdarzyło mi się zaliczyć last-minutową trochę nietypową co do formy (przynajmniej na F4F) wycieczkę małym stateczkiem wycieczkowym po dolinie Renu i Mozeli. Nietypową również pod tym względem, że nie wiedziałem, gdzie wrzucić tę relację. Ostatecznie umieściłem ją dziale rejsów ale jeśli moderatorzy uznają inaczej to mam wielką prośbę o jej przerzucenie do części forum dotyczącej Niemiec.

Wyjazd zarezerwowałem dość spontanicznie z kilkutygodniowym wyprzedzeniem przez niemieckie biuro podróży. Szybka operacja - zajęło to 15 minut włącznie z płatnością. Na tydzień przed wyjazdem dostałem mailem bilet w PDF wraz z kompletem informacji i nie pozostało nic innego tylko pakować się i jechać.

Skąd ten pomysł ? Byłem na wielu rejsach pełnomorskich i nasłuchawszy się od współrejsowiczów o rejsach rzecznych stwierdziłem, że trzeba w końcu spróbować – a gdy trafił się rejs-kandydat w rozsądnej cenie, terminie i atrakcyjnym regionie, nie było się nad czym zastanawiać.

Jednostka, na której wszystko się odbywało parostatkiem oczywiście nie była…ale jak zobaczyłem tabliczkę z jej rocznikiem od razu przypomniała mi się piosenka Krzysztofa Krawczyka, która zresztą powstała gdy ten statek pływał już od ładnych kilku lat:

Image

Jak na swój wiek, statek okazał się być utrzymany w bardzo dobrym stanie chociaż staromodne i ciężkie meble mnie trochę raziły - ale pewnie taki styl lubi armator :-)

Nie ukrywam, że akurat ten rejs wybrałem w dużej mierze dzięki jednej z najbardziej popularnych i malowniczych tras nurtem Renu wraz z małym "skokiem w bok" w Mozelę. Dokładna trasa rejsu wyglądała tak:

Image

Całość obejmowała 5 noclegów na statku i była zorganizowana o tyle fajnie, że ze względu na niewielkie dystanse pomiędzy poszczególnymi stopami, statek płynął w całości tylko przez pierwszą i ostatnią noc. Pozostałe spędziliśmy w małych i malowniczych portach w Winningen, Braubach i Ruedesheim – w każdym z nich po kolacji można było coś zobaczyć albo przynajmniej poczuć klimat miejsca. W dalszy rejs statek wyruszał następnego dnia rano.

Poza tym na trasie zaliczyliśmy całodniowe pobytu w Koblencji i Moguncji a także po pół dnia w Cochem i Ruedesheim. Całość dopełniały dwa bardzo malownicze odcinki, które pokonywaliśmy za dnia: z Cochem do Braubach oraz z Braubach do Ruedesheim – szczególnie ten drugi okazał się być prawdziwą perełką, o czym będzie mowa dalej.

Na mapce całość wyglądała następująco (poszczególne postoje oznaczone są kolejnymi numerkami):

Image

Cała zabawa zaczęła się w Kolonii, do której dostać się z Polski jest bardzo łatwo. Ja akurat ze względu na brak lotów bezpośrednich w interesujące mnie dni poleciałem do Dortmundu a stamtąd Flixbusem przemieściłem się do Leverkusen położonego na obrzeżach Kolonii, skąd do centrum miasta co chwilę kursują pociągi S-Bahn. Wyszło to prosto, szybko, bezproblemowo i całkiem rozsądnie cenowo. Ponieważ w Kolonii byłem wiele razy, tym razem sobie ją odpuściłem – miałem w planie prosto po przyjeździe do miasta zameldować się na statku. A ponieważ Kolonia jest jednym z najbardziej popularnych w Niemczech portów, z których zaczynają się rejsy rzeczne – tak na południe jak i na północ, statki wycieczkowe cumują tam dosłownie wszędzie. Zgodnie z otrzymanymi instrukcjami prosto z dworca Koeln Hbf brzegiem Renu zrobiłem sobie spacerek do miejsca, gdzie miał cumować mój "parostatek".

A to pierwsze nasze spotkanie:

Image

Jego najwyższy pokład stanowiła część wypoczynkowo-integracyjno-obserwacyjna. Ze względu na jej wielkość praktycznie nigdy nie było tu tłoku i nie brakowało miejsca:

Image

Image

I jeszcze kilka zdjęć ze środka ze wspomnianymi już staromodnym (jak dla mnie) designem:

Image

Image

Image

Image

Sama kabina (moja była najmniejsza z dostępnych) miała ok. 10m2 wraz z łazienką. Na początek może wyglądała trochę klaustrofobicznie ale szybko się do niej przyzwyczaiłem – poza tym jak się okazało później i tak poza nocą nie spędzałem w niej praktycznie w ogóle czasu:

Image

Image

Z reporterskiego obowiązku jeszcze kilka zdjęć z Kolonii. Złośliwi mówią, że w Kolonii jest tylko jeden zabytek – Katedra więc skupiam się na nim:

Image

Image

Image

I drugi bardzo rozpoznawalny symbol Kolonii - most kolejowy:

Image

Tak jak na rejsie pełnomorskim dostaliśmy program dnia:

Image

….a wieczorem wyruszyliśmy w trasę. Kolonia za nami:

Image

W kolejnych kilku postach skupię się na fotorelacji z poszczególnych odwiedzanych miejsc – część z nich okazała się na tyle malownicza, że pomimo dziesiątków wcześniejszych wyjazdów do Niemiec jakoś nie zdawałem sobie sprawy, że w tym kraju może być tak ładnie.

Co do samego rejsu, gdyby ktoś miał pytania dotyczące jego organizacji i jak funkcjonuje taki statek od środka, oczywiście postaram się odpowiedzieć na wszystkie pytania. Najważniejsze informacje – w szczególności koncentrujące się na różnicach pomiędzy rejsem pełnomorskim a rejsem rzecznym zebrałem w formie słowniczka w osobnym wątku, który można znaleźć tutaj: rejsy-rzeczne-wielodniowe-czym-to-sie-je,1614,133193

C.D.N.Niewiele.
Przy założeniu 2 osób na kabinę, maksymalna liczba pasażerów na tym stateczku to 184.
Było trochę mniej bo niektóre były zajmowane w pojedynkę.
Wszystkie kabiny w każdym razie były zajęte.@danziger - jasne, nie ma problemu.Zbiorę to na końcu.

Drobne koszty typu ceny biletów wstępu do poszczególnych atrakcji czy kolejek linowych, z których korzystałem będę wrzucał na bieżąco w ramach relacji dot. poszczególnych miejsc.-- 09 Paź 2018 19:10 --

Pierwszym punktem na naszej trasie była Koblencja – ok. 100 tysięczne miasto położone w widłach Renu i Mozeli, którego masa zabytków została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Trochę późną pobudkę zrobiły mi łabędzie pływające tuż za oknem mojej kabiny:

Image

Szybkie śniadanko, zabrałem mapkę miasta z recepcji i można było wyruszać na zwiedzanie.

Okazało się, że statek zacumował niemal naprzeciw stoczni rzecznej położonej u ujścia Mozeli do Renu – praktycznie w samym centrum miasta.

Koblencja należy do najstarszych miast Niemiec – jej korzenie sięgają czasów rzymskich. Ma ona kilka wizytówek-znaków rozpoznawczych umieszczanych obowiązkowo na wszystkich widokówkach.

Pierwszym z nich jest monumentalna twierdza Ehrenbreitstein usytuowana na szczycie nadreńskiego wzgórza – praktycznie na wprost ujścia Mozeli do Renu. Jest to podobno drugi pod względem wielkości zachowany zamek obronny w Europie. Rozmiary faktycznie ma słuszne – do tego stopnia, że trudno mi go było objąć w całości w jednym kadrze :-)

Image

Do twierdzy najłatwiej dostać się kolejką linową:

Image

Bilet łączony obejmujący wjazd, zjazd oraz zwiedzanie twierdzy kosztuje 13,8 EUR.

Sam wyjazd na górę zajmuje kilka minut. Przejście od stacji kolejki do głównej bramy zamku to kolejne 5 minut. Jeśli ktoś chce ją obejść, może to zająć dobrą chwilę – wnętrze twierdzy to całkiem konkretny labirynt przejść pomiędzy którymi ulokowanych jest ileś budynków, które w przeszłości pełniły różnego rodzaju funkcje militarne. Obecnie część jest dostępna dla zwiedzających – ulokowano w nich różnego rodzaju muzea i wystawy, z których najbardziej podobała mi się wystawa poświęcona tradycjom winiarskim Nadrenii.

Poniżej załączam kilka zdjęć wykonanych po wejściu na teren Ehrenbreitstein:

Image

Image

Image

Image
Image

Wielką zaletą wizyty w twierdzy są niesamowite widoki jakie roztaczają się z niej na Koblencję, Ren (w kierunku południowym) oraz Mozelę. Szczególnie charakterystyczny przy tym jest cypel Deutsches Eck, przy którym wody Mozeli wpływają do Renu:

Image

Deutsches Eck jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symbolów Koblencji. Pod koniec XIX wieku postawiono na nim monumentalny pomnik cesarza Wilhelma I, który po II WŚ popadł w ruinę i został odbudowany dopiero po zjednoczeniu Niemiec stanowiąc obecnie jeden z symboli jedności kraju:

Image

Image

Akurat dzień przed naszym pobytem w Koblencji, na Deutsches Eck była organizowana jakaś duża impreza – stąd widoczek zaśmiecony jest resztkami sceny, tirami zbierającymi trybuny, kibelki i resztę pozostałego po imprezie bajzlu.

Po opuszczeniu twierdzy, można jeszcze wyjść na położoną w pobliżu platformę widokową (wstęp wolny):

Image

…z której roztacza się widok na Ren w kierunku północnym:

Image

Po powrocie kolejką linową na drugi brzeg Renu warto zafundować sobie spacerek brzegiem tej rzeki. W trakcie takiego spacerku nie sposób nie zauważyć m.in. szacownego budynku należącego kiedyś do lokalnych władz pruskich:

Image

…a także monumentalnego pałacu elektorskiego, którego jednymi z gospodarzy byli polscy książęta należący do rodu Wettynów:

Image

Image

Swój urok ma też położone w bezpośrednim sąsiedztwie Stare Miasto, z labiryntem uliczek i mnóstwem malowniczych kamienic:

Image

Image

W centrum miasta można również zobaczyć oryginalny zabytek: kolumnę-fontannę o nazwie "Historiensäule" (dosł. kolumna historyczna) prezentującą na kilku poziomach historię miasta: od przybyłych tutaj łodziami rzymian, którzy zapoczątkowali historię miasta – po płonące budynku po bombardowaniach miasta w czasie II Wojny Światowej:

Image

Wracając na statek zahaczyłem jeszcze o Bazylikę św. Kastora – najstarszą świątynię miasta, której początki sięgają XII wieku:

Image

Miasto (a przynajmniej większość jego głównych atrakcji turystycznych) jest bardzo kompaktowe i praktycznie najłatwiej zwiedzać je pieszo dołączając do tego wyjazd/zjazd na wzgórze po przeciwnej stronie Renu, gdzie położona jest twierdza Ehrenbreitstein. Dodając do tego fakt, że wszystkie statki wycieczkowe zatrzymują się w odległości krótkiego spacerku od Deutsches Eck, muszę powiedzieć, że wizyta w tym miejscu nie wymagała żadnej logistyki ani specjalnych zabiegów.

Wieczorem ruszyliśmy dalej – ruszyliśmy wgłąb Mozeli i po przejściu olbrzymiej śluzy, która jest położona na peryferiach Koblencji, popłynęliśmy w kierunku naszego nocnego miejsca postojowego w Winningen.

C.D.N.

-- 10 Paź 2018 12:42 --

Drugi nocleg przypadł na Winningen – małą miejscowość położoną kilkanaście kilometrów za Koblencją. Niestety na spacerek, na który wybrałem się po kolacji nie zabrałem aparatu a zdjęcia z telefonu dalekie są od doskonałości. Przynajmniej jednak odrobinę oddają klimat miejsca:

Image

Image

Centrum Winningen (zresztą chyba cała miejscowość składa się tylko z centrum :-)), to kilkanaście uliczek przecinających się pod kątem prostym. Zabudowa jest niska a na każdym kroku na gości czekają otwarte winiarnie – aż trudno uwierzyć, ale widziałem tu więcej miejsc , w którym dominującym napitkiem było wino a nie piwo – aż trudno w to uwierzyć w Niemczech. Lokalny klimat podkreślają wszechobecne winorośle – na ścianach domów, pomiędzy budynkami, nad uliczkami, w ogródkach czy na różnego rodzaju pergolach i gankach. Naprawdę bardzo ładne miejsce.

Ale to był tylko postój na nocleg. W samym Winningen żadnych wielkich planów nie było i może przy okazji jakiejś bardziej tradycyjnej wycieczki z Koblencji do Cochem warto się tutaj zatrzymać. Zresztą wzdłuż Mozeli biegnie linia kolejowa, którą jak przekonałem się następnego dnia co chwilę kursują lokalne pociągi z Koblencji z w kierunku Trewiru – przystanki są zarówno w Winningen jak i Cochem.

Następnego dnia rankiem przybiliśmy do Cochem. To nieduże kilkutysięczne miasteczko położone przy Mozeli, co roku odwiedzane jest przez setki tysięcy turystów.

Ponieważ nasz pobyt w Cochem był stosunkowo krótki (do 13), miałem dylemat, czy zostać na miejscu czy wybrać się na wycieczkę do oddalonego o ok. 30 km zamku Eltz. Po dyskusji podczas kolacji z Niemcami, z którymi dzieliłem stolik zdecydowałem się na to drugie rozwiązanie. Wyszedłem z założenia, że do Cochem jeszcze na pewno przyjadę na jakąś objazdówkę w połączeniu z Trewirem, a akurat do tego miasta jest się łatwiej dostać niż do położonego trochę na odludziu zamku Eltz.

Z Cochem zamieszam zatem tylko kilka fotek z górującym nad miastem zamkiem Reichsburg Cochem z XI wieku:

Image

Image

Image

Pisząc o Cochem, warto również wspomnieć, że z jest ono położone stosunkowo blisko od lotniska Frankfurt-Hahn (ok. 40 km), do którego chyba jeszcze cały czas latają niektórzy tani przewoźnicy. Można się stamtąd stosunkowo łatwo dostać do Trewiru, który może być fajnym punktem wypadowym na wycieczkę po dolinie Mozeli.

C.D.N.

-- 12 Paź 2018 12:21 --

Zamek Eltz położony jest w odległości niespełna 30 km od Cochem. Początkowo droga do niego prowadzi wzdłuż Mozeli, po czym trzeba nieco odbić w bok. Generalnie niespecjalnie zawracałem sobie tym głowę bardziej próbując zrozumieć co mówi przewodniczka niż kontrolując (bo i po co) trasę :-)

Zamek położony jest jak dla mnie dość dziwnie. Nie wiedzieć czemu przyzwyczaiłem się, że jak coś jest zamkiem to powinno stać na jakimś najlepiej trudno dostępnym wzgórzu i być widoczne z daleka, odstraszając swoim ogromem ewentualnych wrogów. Tymczasem zamek Eltz dla niepoznaki chyba został zbudowany na czymś w kształcie pagórka wewnątrz kotliny i jak mało który można go podziwiać również z góry idąc drogą prowadzącą z parkingu.

Image

A tu już trochę bliżej:

Image

Zamek wygląda jak dla mnie trochę bajkowo i trzeba przyznać, że zasłużenie jest dużą atrakcją turystyczną w tej części Niemiec. Co ciekawe w porównaniu do innych zamków w okolicy historia obeszła się z nim w miarę litościwie – najpoważniejsze uszkodzenia odniósł w XVIII wieku ale późniejsze renowacje pozwoliły przywrócić jego kształt. Na tle wielu innych zamków położonych w Nadrenii miał dużo szczęścia.

Jak do każdej szanującej się warowni, główne wejście prowadziło przez wąską bramę i most:

Image

Wśród innych ciekawostek warto wspomnieć, że zamek od początku swojego istnienia należy do rodu Eltz, skąd wziął nazwę – a w zasadzie jego trzech gałęzi, z których każda gospodarowała jego częścią rozbudowując ją na swoją modłę w postaci wysokich, wielokondygnacyjnych wież.
Całość łączy dziedziniec o nieregularnych kształtach:

Image

Image

Bezpośrednio u podnóża wież zlokalizowanych jest kilka budynków, które w przeszłości pełniły funkcje gospodarcze a obecnie zlokalizowane są w nich m.in. sklepik, kasy, toalety czy restauracja:

Image



Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

brzemia 11 listopada 2018 15:27 Odpowiedz
Jak zwykle świetnie! Czekam na dalszy ciąg. Ile pasażerów?Wysłane z taptaka.
greg2014 11 listopada 2018 15:27 Odpowiedz
Niewiele.Przy założeniu 2 osób na kabinę, maksymalna liczba pasażerów na tym stateczku to 184. Było trochę mniej bo niektóre były zajmowane w pojedynkę.Wszystkie kabiny w każdym razie były zajęte.
danziger 11 listopada 2018 15:27 Odpowiedz
Zapowiada się ciekawie. W podsumowaniu rozliczenie kosztowe pls :)
aga-podrozniczka 11 listopada 2018 15:27 Odpowiedz
To czekamy na ciag dalszy, bo to bardzo malownicze okolice. Ja jade po raz kolejny do Cochem juz za 2 dni. Hotel mam nad rzeka i bede obserwowac takie stateczki.
aga-podrozniczka 4 grudnia 2024 17:10 Odpowiedz
Wiem, ze to stara relacja, ale zasluguje na wyciagniecie do gory. Widze po "Lubie", ze ja czytalam wtedy, ale dzisiaj przejrzalam ponownie. Bylam w sierpniu 2024 w Braubach (drugi raz) przez pare dni i objezdzilam okolice na rowerze w rozne strony. Niewatpliwie, zamkow jest tam na peczki, na kazdej gorce. Sciezki rowerowe wzdluz rzek po obu stronach, pociagi rowniez, wiec mozna zorganizowac sobie trasy z jednego punktu i powrot pociagiem albo objazdowe. Tanich noclegow tez nie brakuje, ja bylam na jednym z kampingow. Po obu stronach rzeki sa linie kolejowe z pociagami towarowymi, ktore jezdza cala dobe. Barki plywaja po rzece od wczesnego rana do poznego wieczora, jedna za druga. W namiocie moze byc troche glosno. Ja za drugim razem bylam madrzejsza i spalam w samochodzie. Te fajne trasy rowerowe zachecily mnie nawet do nabycia roweru szosowego i wybiore sie ponownie w te okolice przy pierwszej okazji. Jedyna roznica jaka widze miedzy ta relacja, a moim ostatnim pobytem, to znacznie mniej ludzi. Na zdjeciach w relacji widac duzo ruchu pieszego w miasteczkach, a jak ja bylam, to byly pustki, mimo srodka lata i sezonu wakacyjnego.